Witaj!

wtorek, 29 kwietnia 2014

Chapitre 5

Patrzyłem na dziewczynę przez dłuższą chwilę. Ona cały czas się uśmiechała. Było to dla mnie niesamowite. Ledwo mnie znała, a była miła. Przynajmniej na taką wyglądała. Ja nigdy tak bym się nie zachowywał. Jako agent obowiązywała mnie zasada ograniczonego zaufania. Nie należałem, więc do grona najmilszych osób. No chyba, że chodziło o kobiety.
-Możesz już puścić moją dłoń- powiedziała nieśmiało dziewczyna. Otrząsnąłem się. Zaliczyłem pierwszą wtopę. Druga nie mogła się powtórzyć.
-Wybacz- odparłem.
-Nie szkodzi- uśmiech nie znikał z jej twarzy. Nadal promieniała.
-Może chciałabyś się czegoś o mnie dowiedzieć- zaproponowałem.-  W końcu masz zamieszkać z nieznajomym.
-Tata mi dużo o tobie opowiadał- zaskoczyła mnie tym.- Wiem to dziwne, ale dla taty byłeś wyjątkowy.- W życiu bym się tego nie spodziewał. Jared raczej nie chwaliłby mnie, szczególnie u niego w domu. Kate, delikatnie mówiąc nie lubiła mnie. Uważała, że byłem ostatnią świnią. Dlatego irytowała się tym, że Jared dużą część ich prywatnego życia poświęcał na otrzeźwianie mnie.
-Nie lubisz mnie?- spytałem po prostu. Moim zdaniem Jade nie chciała okazać tego jak bardzo mną gardzi. Dlatego była miła.
-Nie, daj spokój!- niemal krzyknęła. Była jakby oburzona- gadamy zaledwie kilka minut, a naprawdę cię polubiłam. A to, że tata często z tobą przebywał- westchnęła.- Nie mam żalu. Tata mówił, że miałeś bardzo duży problem ze sobą. I gdyby wtedy ci nie pomógł...-przerwała. Byłem trochę zły. Ona dużo o mnie wiedziała. Najbardziej bałem się, że wiedziała o zdarzeniu.
-Cieszę się, że rozumiesz- odparłem.- A gdzie masz coś w stylu bagaży?- Zapytałem.
-Eee, są w recepcji- odpowiedziała. Wstałem od stolika. Jade zrobiła to samo. Wtedy zobaczyłem, że jest ode mnie mniej więcej dziesięć centymetrów niższa. Podszedłem do barku i położyłem na stole 5 funtów.
-Harry!- krzyknęła Jade.- Nie możesz za mnie płacić! Ty nawet nic nie piłeś.
-Jesteś moim gościem. I nie dyskutuj- powiedziałem. Tak to był jeden z moich nawyków. Bez względu na to czy byłem z dziewczyną na randce czy nie, to ja stawiałem jedzenie.
         Poszliśmy razem do recepcji. Oparłem się o blat. Jade stanęła koło mnie i zaczęła stukać palcami. Nagle zza drzwi, które oddzielały recepcje od kantorka wyszedł mężczyzna. Był to jeden z ochroniarzy, Bill.
           Na kilometr można było rozpoznać gdzie pracować. Był wysoki i bardzo dobrze zbudowany. Jego przenikliwe brązowe oczy mogły człowieka dosłownie zabić. Karmelowy odcień skóry i brak włosów dodawały mu ostrości. Jednak, kiedy zaczynałeś z nim rozmawiać od razu mogłeś go polubić. Zawsze uprzejmy i nieco nieśmiały. Doskonały przykład człowieka stworzonego w fabryce "Nie oceniaj książki po okładce".
              Leto delikatnie się do niego uśmiechnęła. Boże, jaki miała piękny uśmiech.
-Mogłabym poprosić moje rzeczy?- Spytała uprzejmie. Można było uznać, że była nieco nieśmiała.
-Proszę bardzo-odpowiedział łagodnie Bill. Schylił się i wyjął spod blatu torby.
-Ja je wezmę- rzuciłem szybko. Mężczyzna podał mi bagaże. Położyłem je obok moich nóg. Jade podziękowała mu i od razu ruszyliśmy w stronę wyjścia.
-Tak w ogóle, na ile masz u mnie zostać?- Spytałem. Jade przystanęła i na jej twarzy pojawiło się zdziwienie.
-Tata ci nie powiedział?- odpowiedziała pytaniem. Pokręciłem przecząco głową. Dziewczyna się zaśmiała.
-Lubi robić ze wszystkiego wielką szopkę- odparłem. Leto rozejrzała się w około.
-Pamiętaj, że mówimy o moim tacie- rzekła. Parsknąłem.
-Wybacz- dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie.
-Gdzie twój samochód?- Zapytała gdy weszliśmy na parking. Cały czas się rozglądała.
-Ten- wskazałem na czerwone lamborghini. Jade otworzyła buzię.
-A ja myślałam, że tak dobrze zarabia tylko mój tata- powiedziała nonszalancko.
                Nie skądże. Agenci tylko ryzykują życie dla ochrony kraju i robią to charytatywnie- pomyślałem z ironią. Agenci zarabiali mnóstwo kasy. Czasem obrzydliwym było, jak niektórzy są bogaci. Jednak, za jaką cenę. Często jedni z nas giną, są poddawani torturą, tracą bliskich. Czasem ta przyjemność z mienia wypasionej fury, luksusowego domu była odskocznią od przykrych przeżyć. Taka forma relaksu.
               A mój samochód? Był moim marzeniem. Jeszcze, jako dziecko postanowiłem sobie, że będę mieć czerwone lamborghini. I moje marzenie się spełniło.
             Podszedłem do samochodu i otworzyłem bagażnik. Jade nadal nie mogła się na niego napatrzeć. Auto było niskie, więc stanąłem pod drugiej stronie i oparłem się o dach.
-Podoba ci się?- Spytałem. Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie.
-Bardzo- rzekła jakby w transie. Kąciki moich ust delikatnie się podniosły. Obszedłem samochód. Stanąłem naprzeciwko dziewczyny.
-Mogę jeszcze rozsunąć dach- szepnąłem. Oczy Jade momentalnie się rozszerzyły.
-Zrobisz to dla mnie?- Spytała. Pokiwałem twierdząco głową.
Dziewczyna wyminęła mnie i otworzyła drzwi.
-To jedźmy do domu- powiedziała siadając w środku. Zaśmiałem się.
Usiadłem na miejscu kierowcy i odpaliłem auto.
-Tylko niczego nie popsuj- odparłem. Jade parsknęła.
-Zapomniałam. Dla mężczyzn samochód jest równie ważny jak kobieta- rzekła. Pokręciłem głową. Dla mnie czasem to cacuszko było więcej warte.
Nacisnąłem guzik, dzięki któremu otwierał się dach. Z twarzy dziewczyny nadal nie znikał uśmiech.
             Wyjechałem z parkingu i ruszyłem w stronę domu.
-Na tydzień- powiedziała nagle Jade. W pierwszym momencie nie zrozumiałem, o co chodzi. Potem przypomniałem sobie, że nie wiedziałem na ile miała u mnie zostać.- Gdzie mieszkasz?- Spytała.
-W apartamentowcu dwa kilometry od centrum- odpowiedziałem.
-Boże przypomniała się Chorwacja- odparła Jade.
-Jeździłaś razem z koleżankami?- Zapytałem. Nagle jakby się zmartwiła.
-E tak- odpowiedziała szybko. Zdziwiło mnie to. To zastanowienie. Nie było normalne. Jechaliśmy jeszcze chwilę w ciszy.
-Jak na ciebie mówią?- Nagle zapytała dziewczyna. Odwróciłem się w jej stronę.
-Po prostu Harry- powiedziałem. Jade pokręciła niezadowolenie głową.
-Ale nie masz bardziej pieszczotliwego pseudonimu?- Ponownie zapytała. Zacząłem się zastanawiać. Louis mówił do mnie inaczej. On wymyślił to przezwisko. Nikt inny tak do mnie nie mówił, ale stwierdziłem, że ona może.
-Może być Hazza- odparłem. Jade zaśmiała się. Cicho powtórzyła.
-Albo Hazz- dodała. Fakt, tak też mogło być.
                 Mijaliśmy kolejne ulice zbliżając się do mojego domu. Słońce powoli zachodziło i zrobiło się przyjemnie chłodno. Wiatr rozwiewał mi włosy. Lubiłem to. Starałem się jechać mniej ruchliwymi ulicami, więc nie było zbyt dużego hałasu. Zdziwiło mnie to. Był to jednak Londyn. Nagle usłyszałem dźwięk przychodzącego SMS-a. Coś przyszło do dziewczyny. Ona spojrzała na wyświetlacz i mocno się na nim skupiła. Zaczęła szybko pisać. Robiła to z taką gracją. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Tylko, co jakiś czad patrzyłem na drogę. Styles, ty debilu- skarciłem się w myślach. Nie mogłem nawet o takich rzeczach myśleć. „To tylko młoda Leto. Nie interesuj się nią.”
                  Po 10 minutach zobaczyłem apartamentowiec. Miał tylko 4 piętra i dodatkowo ogród na dachu. Wybudowano go cztery lata wcześniej i byłem jednym z pierwszych jego mieszkańców.
                   Pamiętam, że było to tuż po mojej akcji w Pakistanie. Byłem wtedy na skraju depresji. Po tych rzeczach, jakie mi tam zrobili, nie przyszedłem do pracy przez trzy miesiące. Potrzebowałem spokoju. Miałem dość wszystkiego, co wtedy miałem. Chciałem się przeprowadzić i coś zmienić. O poleciła mi dewelopera z New Life Company. Praktycznie od razu kupiłem mieszkanie. Piętro niżej miałem market, więc czego mogłem chcieć więcej. Nie wychodziłem z domu przez dwa tygodnie. Raczej byłem w stanie hibernacji i wewnętrznego resetu. Czasem nawet "twardziele" z takiej agencji jak MI6 potrzebują wolnego. To nie był James Bond, to była moja szara rzeczywistość.
                  Wjechałem do podziemnego parkingu i zaparkowałem na moim miejscu. Zasunąłem dach i wyłączyłem silnik. Wysiadłem z auta i szybko podbiegłem, aby otworzyć drzwi Jade. Ona wyszła i podeszła do bagażnika.
-Lubię cię Styles- powiedziała. Uśmiechnąłem się.
-Ja ciebie też- odparłem. Przybliżyłem usta do jej ucha.- Ale nie boisz się?- wyszeptałem. Ona tylko delikatnie się wzdrygnęła.

-Nie.
_________________________________________________________________

Achoj moi piraci! Postarałam się i mam nadzieję, że długość rozdziału wam się podoba! Taki mamy dzisiaj fragment. Jak wam się podoba? Wasze odczucia? 
A i w najbliższym czasie (czytaj w piątek) SZYKUJĘ DLA WAS MAŁĄ NIESPODZIANKĘ :) Myślę, że będziecie zadowoleni ;) a tymczasem przypominam o pytaniach! Do następnego razu!

wtorek, 22 kwietnia 2014

Chapitre 4

Usłyszałem dzwonek mojej komórki. Spojrzałem na wyświetlacz. Jared. Niechętnie nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-Harry, nastąpiły drobne komplikacje- zaczął. Nie był to dobry znak.
-Zostałem wezwany do kancelarii.
-Rozumiem- przytaknąłem.
-Jade czeka już na ciebie w kawiarni obok recepcji- powiedział jakbym nie wiedział gdzie to jest.
        Rozłączyłem się i wstałem z krzesła. Sprawdziłem jeszcze raz czy wszystko wziąłem. Klucze od samochodu i domu były. Telefon i portfel również. Dopiłem mojego Brandy. Wychodząc zamknąłem gabinet. Szybko ruszyłem w stronę windy. Nacisnąłem guzik i zacząłem nerwowo dreptać w miejscu.
         Tak, cały czas miałem mieszane uczucia. Mogło być źle albo dobrze. "Jade nie musiała ci w niczym przeszkadzać" powtarzałem w myślach. Wszedłem do windy. Odwróciłem się w stronę lustra. "Tak, Styles. Będzie wszystko okay. Jesteś zajebisty, więc czemu ma ci nie pójść?' pomyślałem. Poprawiłem marynarkę. Podwinąłem rękawy, bo zrobiło się cieplej niż wtedy, gdy wychodziłem z domu. Przeczesałem włosy. To, że nie cieszyłem się z bycia niańką, nie znaczyło, że nie miałem schludnie wyglądać.
            Niektórzy przez to uważali, że coś ze mną jest nie tak. W dzisiejszych czasach facet dbający o siebie to albo dziwak albo ciota. Oczywiście mnie to nie obchodziło. Chłopaki z agencji często się śmiali. Jednak nie widziałem, żeby kiedykolwiek przy którymś z tych 100% facetów chodziły jakieś laski. Większość nie była przyzwyczajona do naszej kultury. Bardzo często siedzieli długo w jakiś afrykańskich krajach albo w Ameryce Południowej. Zapomnieli o tym, co lubią Brytyjki. Ja, nie.
         Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk windy. Drzwi rozsunęły się przede mną. Wyszedłem i skierowałem się do kawiarenki. Minąłem parę agentów. Tak w agencji to było częste, o dziwo. Wysyłano razem na misję faceta i dziewczynę. Oni spędzali długo czas ze sobą. Często ledwo uchodzili z życiem z akcji. A potem...cóż. Zakochiwali się w sobie. Słodka miłość, aż tak, że mam ochotę zwymiotować.
           To byli Arthur i Clara. Byli mniej więcej w moim wieku. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie. Arthur powiedział cześć i przyspieszył kroku. Zaśmiałem się w duchu. Nie lubił mnie, ponieważ na misji przespałem się z Clarą. Oczywiście oficjalnie, on przesadzał i był tylko zazdrosny dupkiem. W praktyce z największą przyjemnością jeździłbym z Clarą na każdą akcje i za każdym razem kończyć w tym samym pokoju hotelowym.
             Popchnąłem drzwi do kawiarenki. Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Nawet nie wiedziałem jak to dziewczyna miała wyglądać. Nagle na jednym ze stolików ujrzałem kartkę. "Jade Leto". Gdy spojrzałem na dziewczynę, stwierdziłem, że jednak ciężkie będę miał zadanie.
            Z daleka widziałem, że Jade była szczupła. Miała obłędne, długie nogi. Założyła krótką spódniczkę, która miała lekko turkusowy odcień. Tego samego koloru była bluzka bez ramiączek. Ujrzałem, że nałożyła muszkę. Zdziwiłem się natomiast kolorem jej włosów. Jakby fiolet wpadający w róż. Z pewnością nie mogłem go zaliczyć do naturalnych. I że Jared się na to zgodził. Dziewczyna miała piękne brązowe oczy. Rysy twarzy były delikatne. Jade siedziała wyprostowana. Piła kawę i czytała jakieś czasopismo. Oblizałem wargę. Widziałem naprawdę gorącą laskę. Co z tego, że właśnie tego miałem uniknąć. Ruszyłem w stronę jej stolika. Odsunąłem krzesło. Dziewczyna podniosła głowę w moją stronę.
-Mogę usiąść?- spytałem.
-Pewnie- powiedziała z entuzjazmem. Wtedy spojrzałem prosto w jej oczy. Nie był to typowy brąz. To było coś dziwnego. Coś tajemniczego.
-Harry- odparłem wyciągając rękę w jej stronę.

-Jade- powiedziała. Złapałem jej dłoń i przyciągnąłem do ust. Cały czas ja i dziewczyna patrzyliśmy sobie w oczy. Delikatnie pocałowałem jej dłoń. Jednak nie wyszło tak jak chciałem. To ja się spieszyłem, nie ona. Ale jak nie miałem, kiedy Jade poprawiła bluzkę i zobaczyłem jej stanik. Od razu pomyślałem o takich rzeczach, że to naprawdę był grzech.
 _________________________________________________________________________________

Witajcie! Wreszcie pojawiła się Jade! No i dowiedzieliśmy się o kolejnej "dziewczynie" Stylesa ;) Jak wam się podoba? Macie jakieś pytania do bohaterów? Albo do mnie? PYTAJCIE! 
Chciałabym wam też bardzo serdecznie podziękować, że to czytacie! Motywujecie mnie i to bardzo! Spotkałam się z wieloma miłymi komentarzami! I naprawdę nie miejcie zahamowań, żeby napisać, że wam się coś nie podoba albo po prostu, jak popełniam jakieś błędy! I jeśli są tu jacyś 3-cio gimnazjaliści to życzę wam powodzenia na egzaminie! Dacie radę, trzymam za was kciuki! Rozdział będzie za tydzień!  

wtorek, 15 kwietnia 2014

Chapitre 3

  
Usłyszałem uporczywe pukanie do moich drzwi.
-Mogę wejść?- spytał ktoś. Byłem wtedy zagubiony. Chciałem pomóc Jaredowi, ale wiedziałem, że wszystko zawalę. Przyszedł mi do głowy kompletnie idiotyczny pomysł. Miałem zamiar się upić, żeby Leto zrozumiał, że byłbym beznadziejną niańką. Cały czas słyszałem jak ktoś się do mnie dobija. Udawałem, że mnie nie ma. Nie miałem ochoty, żeby ktoś mi przeszkadzał. -Styles wiem, że tam jesteś-krzyknął mężczyzna zza drzwi.
-Lou daj mi spokój!- Starłem się spławić chłopak. Nagle drzwi się otworzyły. Od razu do pomieszczenia wszedł Louis.
             Chłopak był dosyć niski. Zawsze śmiałem się z jego wzrostu, a on był wściekły. Jego kasztanowe włosy były zaczesane do tyłu. Pewnie, dlatego, że nie miał czasu chodzić do fryzjera. Założył szary T-shirt. I oczywiście miał na sobie czarne, nieco obcisłe jeansy. Patrzył na mnie jakby nic się nie stało. Jakbym przesadzał. Zawsze tak na mnie patrzył.
-I...?-Zapytał.
-I nic!- krzyknąłem. Lou udał, że przejął się moim podniesionym głosem. Podszedł do mnie i przesunął krzesło.
-Widziałem jak wychodziłeś z gabinetu Jareda. W dodatku teraz pijesz-powiedział. Wziął moją szklankę i wypił jej zawartość.
-Ty też wyglądasz na zamartwionego.-oznajmiłem. Chłopak parsknął.
-Co się stało?- Spytał.
-Mam się zaopiekować córką Jareda, Jade- odpowiedziałem. Louis wyprostował się.-Kiedy ja sam sobą się nie potrafię zająć.-dodałem. Chłopak nadal miał kamienną twarz.
-Rzeczywiście, to doprawdy trudne zadanie-powiedział z lekkim uśmiechem.
              Wyglądał na smutnego. "Jak zwykle" zaśmiałem się w duchu "Zazdrośnik". Nie lubił, kiedy bardzo przybliżałem się do jakiejś dziewczyny. "Nie są dla ciebie odpowiednie" mówił.
-Dzięki za słowa otuchy Tomo- burknąłem w odpowiedzi.
-Oj weź, piękny, nie fochaj się- zaśmiał się i uderzył mnie w ramię.
-Dobre, ale powiedz mi, co mam zrobić?- Zapytałem.
-Jezu-westchnął chłopak.
-Jezu, Jezu, ja kompletnie nic nie wiem o tej dziewczynie- odparłem zirytowany.
-Poznałem ją kiedyś- oznajmił.- Jest miła- pocieszył mnie.
-Ładna chociaż?- Zapytałem.
-Nie w twoim typie- odpowiedział. Parsknąłem.
-A co jak mi będzie truć?- wymyśliłem. Chłopak podrapał się po brodzie
-Ona w niczym ci nie będzie przeszkadzać- zapewnił. Podniosłem pytająco brew.- Wystarczy, że kupisz jej jedzenie i dasz gdzie spać- zaśmiałem się. Oczywistym było, że Jared przy okazji kazał Jade kontrolować mnie.
-Aha. Czyli sądzisz, że będą ją musiał wyłącznie żywić?- Spytałem ironicznie. Tomo poniósł oczy do góry.
-Nie trzeba się niczym przejmować- oświadczył. -Wyobraź sobie: twoi rodzice są totalnie nadopiekuńczy. Nagle zostawiają cię pod opieką dość lekkomyślnego kolegi twojego ojca- spojrzałem na niego z pod łba. - Czy cały czas byś się trzymał tej osoby? Oczywiście, że nie!- Zaakcentował ostatnie zdanie.
-Jade nie będzie mi przeszkadzać- pomyślałem na głos. Louis się uśmiechnął i przytaknął.
- Na sto procent- przytaknął. - A kiedy ma do ciebie przyjechać?- Spytał. Spojrzałem na zegarek.
-Za półtorej godziny- mruknąłem. Lou zagwizdał.
-To nawet nie masz się jak wyszaleć- stwierdził. Chyba musiałem wyglądać na mocno zdziwionego, bo Tomo się zmartwił.
-Jak to nie? Sam powiedziałeś, że...
-Hazz nie o to mi chodziło- oświadczył Louis.
-A, o co?- krzyknąłem. Tomo westchnął.
-Chodziło mi, że nie będzie cię kontrolować. Ale chyba możesz spasować- powiedział. Podniosłem się i zacząłem nerwowo po pokoju.
-Więc nie będę mógł normalnie funkcjonować!- Mówiłem wściekły.
-Harry, zrób wyjątek na ten czas i nie chodź na imprezy- poprosił. On cały czas był spokojny. Nie okazywał, że tak na serio miał ochotę mi mocno przywalić. Martwił się o mnie, to normalne. Jednak często to on zatruwał mi życie. Jakby były moją mamą. Chociaż sam niewiele różnił się ode mnie. Tak samo dużo pił i imprezował. Ale mi nie pozwalał!
        Louis wstał i podszedł do mnie. Wiedział, że ciężko będzie mnie oponować. Nie lubiłem, kiedy coś szło nie po mojej myśli.
-Tak? Łatwo ci powiedzieć- wycedziłem.
-Nie marudź- odpowiedział. Zacisnąłem mocno usta.- Ale co mi do tego. Idź się schlaj i pokaż Jaredowi kolejny raz, jaki jesteś żałosny.
-Ja? Żałosny?- Zapytałem retorycznie. Lou podniósł oczy do góry.
-Nie o to mi...
-Tak o to!- przerwałem.- No powiedz mi, co jeszcze ci we mnie nie odpowiada!- Tomo spuścił głowę.
-Nic, Hazz błagam cię, nie chcę się z tobą kłócić- powiedział. Spojrzał na mnie smutno.
-Tchórz z ciebie!- krzyknąłem.
-To nie ja chcę zawieść przyjaciela- odpowiedział krzykiem.
-Wal się- burknąłem. Louis odwrócił się i skierował się w stronę drzwi.- Świetnie, idź sobie do swoich dziwek! Zrobią ci dobrze to ci może przejdzie!- Tomo zastygnął. Szybko do mnie podszedł. Złapał za ramiona i przyciągnął do ściany. Uderzyłem o nią mocno plecami. Cicho jęknąłem.
-Posłuchaj mnie raz, a porządnie- powiedział wściekły.- Po pierwsze nie latam jak ty, do każdej laski, kiedy coś mi nie wyjdzie- starłem się mu wyrwać,  lecz jego uścisk wciąż przybierał na sile. –Po drugie nie masz prawa oceniać mnie, jasne?
-Chyba cię trochę znam- stwierdziłem. Louis mnie puścił. Natychmiast podszedł do drzwi.


-No chyba nie- rzucił wychodząc.
_________________________________________________________________________________

Hejeczka! Dzisiaj przesyłam wam taki rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodobał :) trochę się nad nim namęczyłam ponieważ różni się od jego pierwotnej wersji. Dzięki sugestii mojej koleżanki został nieco zmieniony. No i pojawił się Louis! Co sądzicie o jego osobie? I co miał na myśli mówiąc, że Harry nie do końca go zna? I co uważacie o postawie Stylesa? Przypominam wam o zadawaniu pytań do bohaterów ;) 
A i chciałabym wam życzyć udanych Świąt! Żebyście się przez nie nie wynudzili i spędzili je w miłym gronie! 

wtorek, 8 kwietnia 2014

Chapitre 2

Szedłem korytarzem obok O. Agent 009 to niejaki Jared Leto. Był moim przyjacielem i zarazem wielkim mistrzem.
          Nauczył mnie wszystkiego. To on pokazał mi jak strzelać z pistoletu. Ale czuwał też nade mną. Był jak Anioł Stróż. Pilnował mnie, nie pozwolił mi zejść na dno. Pracował w MI6 od dawna. Miał 45 lat i często widział jak ludzie w agencji powoli staczają się. Był bardzo wyrozumiały. Zawsze odbierał mnie z klubu, kiedy byłem kompletnie pijany. Gdyby nie on, dawno znalazłbym się na odwyku.
-Nie możesz tego znowu zrobić, rozumiesz?!- Leto krzyknął. Siedziałem pochylony nad ubikacją. Co chwilę wymiotowałem od nadmiaru alkoholu. Po policzkach płynęły mi łzy. Łkałem.
-Zabiłem człowieka mruknąłem.
-Barwo jesteś tajniakiem! Będziesz zabijał, więc zacznij się przyzwyczajać-wycedził przez zęby. Odkręcił kran przy umywalce. Wziął kubek i nalał do niego wody. Bez ostrzeżenia wylał ją na mnie. Przeszły mnie dreszcze od zimna.
          Ale Jareda nie poznałem jak większości agentów, ceremonialnie. To był przypadek. Miała to miejsce po zdarzeniu. Bez niczyjej zgody wszedłem na strzelnice. Wszystko mnie ciekawiło: tarcze z celami, nauszniki i oczywiście pistolety. Wziąłem jeden z nich. Był mały, wręcz idealny do dłoni 11-letniego dziecka. Długo mu się przyglądałem. W końcu spróbowałem nim strzelić. Trafiłem w ramię. Potem w brzuch i tak coraz celniej. Nagle do sali wszedł Jared. Bardzo się wystraszyłem i strzeliłem w jego stronę. Kula musnęła jego ucho. Bałem się, że powie O. Że będzie zły. On się jednak uśmiechnął. Stwierdził, że nieźle strzelam. To był nasz "sekret".
           Nagle stanąłem przed drzwiami do gabinetu. I bez żadnych wstępów O wpadła do pokoju.
           Pomieszczenie było ciemne. Jared nie lubił jasnych odcieni. Ściany były mocno granatowe. Jedynie sufit wpadał delikatnie w szarość. Jedna ze ścian była cała z okien. Leto zasunął żaluzje. Jedynym źródłem światła była wtedy duża lampa przy jego biurku. Meble były wykonane z hebanu. Na biurku były poustawiane ramki z fotografiami. W szafkach były poustawiane jakieś akta.
         Zapomniałem wspomnieć, że Jared był nieczynnym agentem. O oddalała od misji w terenie wszystkich, którzy ukończyli 40 lat. Wielu osobą się to nie podobało. Twierdzili, że O powinna brać pod uwagę umiejętności fizyczne, a nie wiek. Oczywiście wszyscy, którzy protestowali, nie pracowali już w agencji.
          Mężczyzna stał i szukał czegoś w szufladzie. Rozpuścił swoje długie włosy. Jak twierdził miał wspaniałe ombre.
Ubrany był w czarną, tweedową marynarkę. Pod nią była błękitna koszula. O dziwo miał rozpięte dwa guziki u góry koszuli. Nienawidził elegancji, dlatego wyglądał w tym stroju jakby się dusił. Jednak Jared wyraźnie czymś się martwił.
          Odchrząknąłem. Mężczyzna podniósł głowę. Uśmiechnął się delikatnie.
-Cześć Harry-powiedział. Podszedł do biurka. Skinieniem ręki zaprosił mnie do podejścia. Usiadłem na krześle. Czekałem, co się będzie działo.
            O chodziła nerwowo po pokoju. Mężczyzna uważnie się jej przyglądał. Widziałem, że coś między nimi było nie tak. Jakby się niedawno pokłócili.
-Wiesz, co o tym sądzę-przerwała ciszę kobieta. Jared głośno westchnął. Był zażenowany.
-Już to przerabialiśmy-odparł. O była wściekła. Mężczyzna jej się przeciwstawiał, a tego nie lubiła. Przeczesała włosy.
-Moim zdaniem powinien to zrobić agent 002, ale Nie-mruknęła. Leto pokręcił przecząco głową.
-Moja droga-zaczął- powiedziałem ci o tym, tylko po to, żebyś wiedziała. Natomiast ty robisz z tego ogromną aferę. Dodatkowa wpieprzasz mi się w życie-powiedział. O spojrzała na niego z pogardą.
-Twój problem-odparła. Odwróciła się na pięcie. Jared chciał coś jej jeszcze powiedzieć, ale ona zdążyła wyjść, trzaskając drzwiami
             Mężczyzna przejechał dłońmi po twarzy. Odwrócił się w moją stronę. Byłem zdenerwowany. Kłócili się wyraźnie o mnie. To było rzadkością. Ba! Miało to miejsce pierwszy raz, przy mnie. O i Jared zgadzali się ze sobą praktycznie zawsze. Decyzje podejmowali jedno głośnie. I nagle ja, spowodowałem, że się kłócili.
               Leto zauważył moje zaniepokojenie. Uśmiechnął się, starając się rozluźnić sytuację. Odgarnąłem loki z twarzy i odwzajemniłem uśmiech. Mężczyzna usiadł naprzeciwko mnie.
-Harry wiesz jak bardzo cię lubię?- zapytał retorycznie. To nie wróżyło nic dobrego. Ostatnim razem, gdy to powiedział wysłał mnie na tak trudną misję, że przez miesiąc nie mogłem wyjść ze szpitala. Miałem złamaną rękę i kilka żeber. Już nie wspomnę o krwawieniu wewnętrznym.
-Widzę, że się niecierpliwisz-powiedział. Parsknąłem.
-Nie, coś ty-odpowiedziałem sarkastycznie.
-Mam do ciebie prośbę-zaczął.- Ale prywatną.
            Wtedy się zdziwiłem. Jared nigdy nie łączył pracy z życiem osobistym. Niewiele osób wiedziało o jego rodzinie. Mi jednak dużo o niej opowiadał. Ale nigdy nie byłem u niego w domu..
-Co mam dla ciebie zrobić?- Zapytałem.
-Chciałem, żebyś zaopiekował się moją córką przez jakiś czas- i wszystko stało się jasne. Nie dziwiłem się, O czemu była przeciwna temu pomysłowi. Ja, Harry Styles, największy kobieciarz agencji. Człowiek, na którego obstawili zakłady, jaką mam chorobę weneryczną, miał się zająć córką Jareda. Człowieka, który był bardzo nadopiekuńczy. Niezły kawał. Zresztą nie znałem tej dziewczyny. Jedyne, co o niej wiedziałem to to, że miała na imię Jade. A i jeszcze, że była ode mnie o 6 lat młodsza, czyli miała 19 lat.
Jedna rzecz nie dawała mi spokoju.
-Jeśli mogę wiedzieć, czemu ma ktoś się nią opiekować-spytałem. Wiedziałem, że po jej narodzinach były duże problemy. Nie chciała jeść, chorowała. Jared i jego była żona Kate, cały czas się o nią kłócili. Nie było mowy o tym, żeby zostawała sama nawet, gdy miała 16 lat! O ile dobrze pamiętam cudem było, że przekonała rodziców na wyjazd z koleżankami w poprzednim roku. Jared był wtedy mocno wkurzony.
-Wyjeżdżam w delegację do Stanów Zjednoczonych. No i muszę pilnować ministra- odpowiedział.
-A Kate? Ona nie może zająć się waszą dorosłą córka- podkreśliłem ostatnie słowa. Miałem też nadzieję, że była żona była w Londynie. Ale z jednej strony mogła złośliwie udawać, że nie ma czasu. Jared spojrzał na mnie zirytowany.
-Kate nie może. A ty jesteś jedyną osobą, której ufam. Więc krótka piłka zaopiekujesz się nią czy nie?- Zapytał. Patrzył mi cały czas prosto w oczy. Bardzo dobrze wiedział, że nie powinien tego robić. Że nie powinien mi powierzać pod opiekę Jade. Miał doskonałe pojęcie o tym, że nie byłem wzorem faceta. Ile razy to on nakrył mnie w łóżku z jakąś dziewczyną. Wiedział, że chodziło mi tylko o seks i nic więcej.. Ale jednak to mnie o to poprosił. Raz w życiu mnie poprosił. On tyle razy mi pomagał, że chyba mogłem się raz opamiętać.
-Dobra zajmę się nią- mruknąłem. Jared odetchnął z ulgą.
-Dzięki, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć-powiedział i poklepał mnie po ramieniu. Nadal nie byłem pewien, czy podjąłem dobrą decyzję.
-Okay tylko, kiedy mam ją do siebie zabrać?- Zapytałem. Musiałem wiedzieć ile mam czasu na ogarnięcie domu.


-Przyjedzie za dwie godziny-uśmiechnął się Jared. Wtedy opadła mi szczęka.
_________________________________________________________________________________

HEJ myszki :) dzisiaj taki oto rozdział....jak wasze wrażenia? Jak odbieracie Jareda? Co z Harrym? I co waszym zdaniem oznacza słowo zdarzenie? Oraz oczywiście co sądzicie o niańczeniu 19-latki? Piszcie! może macie jakieś sugestie? Standardzikiem następny rozdział pojawi się za tydzień, tylko moje pytanie brzmi...wolicie żeby rozdziały ukazywały się we wtorki czy w jakiś inny dzień?
Chciałabym teraz polecić wam blogi moich koleżanek (Naprawdę mają talent!!!)
http://i-know-now-this-is-who-i-really-am.blogspot.com/
http://in-defense-of-our-dreams-demigods.blogspot.com/

Jeśli chcecie zadać pytanie do jakiegoś bohatera, śmiało piszcie! Po prostu napiszcie pytanie z dopiskiem do jakiego bohatera je kierujecie :3 jeśli mace pytania również do mnie to na nie również chętnie odpowiem :)
To byłoby na tyle, 
Miłego Tygodnia :)  

wtorek, 1 kwietnia 2014

Chapitre 1

      Patrzyłem za okno. Londyn w maju był "niesamowity". Kwiaty pięknie pachniały, a wyglądem mogły zachwycić każdego. Ludzie bawili się beztrosko w parku. Rodzice uczyli małe dzieci chodzić i cieszyli się z każdego ich postawionego kroku. Inni uczyli przedszkolaki jeździć na rowerach. Ojciec instruował nastoletniego syna jak ma prowadzić skuter. Dorośli wraz z ich podopiecznymi śmiali się i żartowali. To było takie...nudne.
        Odstawiłem szklankę z whisky na stół. Wróciłem do okna i nasunąłem na nie żaluzje. Nie miałem już ochoty patrzeć na ten beznadziejnie sztuczny obrazek. Wszyscy byli fałszywi. Tak bardzo fałszywi. Rodzice ukrywali przed dziećmi różne tajemnice. Niektóre niewinne, a niektóre bardzo mroczne. A nastolatkowie? Kłamią dorosłych na każdym kroku. W dodatku w bardzo perfidny i okrutny sposób. Oszukują, że nie piją, nie palą i nie ćpają. Dobre żarty. Ile razy na imprezach widziałem nastolatki, które puszczają się na lewo i prawo. Raz jedna prawie wpakowała mi się do łóżka.
-Może i jestem młoda, ale nigdy nie zapomnisz tej nocy-powiedziała. Mruknąłem jej coś w stylu "Idź się uczyć".
Dzieciaki nie znają znaczenia słowa "rodzina". Myślą, że rodzina to dom gdzie mogą mieszkać. Że rodzina to rodzice, którzy są dla nich istną maszynką pieniędzy. To wszystko dla nich to puste rzeczy, nic nie warte. Można je zawsze zostawić, mieć gdzieś. Dzieciaki nie wiedzą co robią kłamać rodziców. Nie wiedzą ile tracą. Niektórzy chcieliby mieć mamę, tatę, ogólnie rodzinę. Sam o chciałbym to wszystko mieć.
        Nagle usłyszałem się pukanie do drzwi. Wyrwało mnie to z moich przemyśleń.
-Wejść-krzyknąłem. Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła kobieta. Miała około 40 lat. Była dosyć wysoka. Wiele młodszych od niej dziewczyn mogłoby pozazdrościć jej kondycji i wyglądu. Chociaż jej włosy były białe, zawsze były nienagannie ułożone. Przenikliwe niebieskie oczy mogły przejrzeć cię na wylot. Wystarczyło jedno spojrzenie, a kobieta wiedziała o ciebie wszystko.
        Zaczęła iść w moim kierunku. Poprawiła swoją sukienkę i żakiet.
-"O" jak miło cię widzieć, moje słońce co wschodzi na niebie-powiedziałem i uśmiechnąłem się. Ona była tym wyraźnie niezadowolona.
-005 ty nawet nie masz pohamowań, żeby flirtować ze swoją szefową!- Kobieta krzyknęła na mnie. Mój uśmiech zniknął.
-Dobrze, niech pani wybaczy nic nie wartemu młodzieńcowi-parsknąłem. "O" nadal była wściekła za to co powiedziałem. Taka już była. Nie mogłem z niej zażartować. Parę razy mogłem wylecieć z pracy, nie za źle wykonane zadanie, tylko za gapienie się na jej tyłek albo biust.
-Gdyby nie to, że jesteś moim najlepszym agentem od dawna byś tu nie pracował.-Ostrzegła mnie szefowa (żeby to pierwszy raz)
-Co poradzę, że jestem niezwykle przystojny i żadna kobieta mi się nie oprze? -Zapytałem retorycznie. Rzecz jasna powiedziałem to z zadowoleniem. "O" przywróciła teatralnie oczami. Robiła to zawsze gdy uważałem się za kogoś niezwykłego.
-Jesteś taki sam jak 10 lat temu-wycedziła kobieta.
-Naprawdę? Od początku byłem niezwykle seksowny i czarujący? Wiedziałem, że mój urok osobisty jest wręcz pozwalający, ale nie wiedziałem, że aż tak!- Zaśmiałem się, a kobieta skarciła mnie uderzając moje ramię.
-Harry masz się natychmiast uspokoić!- Krzyknęła na mnie. Uciszyłem się. Stwierdziłem, że nie ma sensu się z nią dalej przekomarzać. To ja mogłem wyjść na tym gorzej niż ona.-Zachowaj teraz chociaż jakiś minimalny spokój-rozkazała. Siadłem za biurkiem, a kobieta zrobiła to samo. Siedziała po drugiej stronie. Ciekawiłem się czego ode mnie chciała. O nie przychodzi do ludzi "od tak sobie" na herbatkę. Nie zawracałaby sobie głowy. Pomyślałem, że może jej chodzić o przemytników narkotyków. Albo dostali anonimowy telefon, że ktoś szykuje zamach na premiera bądź królową. .
-Ktoś ma do ciebie prośbę-zaczęła niechętnie.-Ja przyszłam cię prosić o jedno.
-Zamieniam się w słuch-odparłem.
-Chciałam cię prosić o dyskrecję i o to, żebyś zachował się jak prawdziwy dżentelmen.-Mówiła dalej. Wtedy kompletnie nie rozumiałem o co jej chodzi. "Dyskrecja", "Bycie dżentelmen"? Pomyślałem, że mogło jej chodzić o ochronę jakiejś ambasadorki albo córki biznesmena.
-To może wytłumacz mi o co chodzi?- Zaproponowałem. Kobieta oparła się o fotel. Wyraźnie zaczęła nad czymś intensywnie rozmyślać. Nerwowo wodziła wzrokiem po ścianie jakby było w niej coś interesującego.
-On się uparł. Powiedziałam mu, że byłbyś ostatnią osobą, którą bym o to poprosiła, ale nie.-Powiedziała po kilku minutach milczenia i ciszy. Nie zadowoliły mnie jej słowa. Po pierwsze poczułem się urażony. Moje ego poczuło jakby ktoś je przebił nożem. Po drugie i najważniejsze nadal nie wiedziałem czego ode mnie oczekiwała. Byłem tym bardzo zirytowany. Nie lubiłem czekać na odpowiedź. Nienawidziłem ogólnie czekania.
-Raczysz mi powiedzieć czego chcesz?!-nie wytrzymałem i podniosłem głos. Kobieta przetarła oczy.
-Oczekuje żebyś obiecał mi tylko jedno-niemal szepnęła. Pochyliła się nad biurkiem żeby się do mnie zbliżyć.-Masz nic nie odwalić.-Popatrzyła mi prosto w oczy.
-Obiecuję-kobieta nadal patrzyła na mnie z niepewnością. Nigdy jej takiej nie widziałem. Jakby się czymś martwiła. Bała się.-Przysięgam na Styks-wypaliłem z uśmiechem. Chciałem jakoś rozluźnić sytuację. Chyba podziałało, bo O delikatnie się uśmiechnęła. Wstała i ruszyła w kierunku drzwi.
-Chwila, chwila to może dobry czas na wyjaśnienie o co ci chodzi?- zaproponowałem. Kobieta odwróciła się.


-Musimy iść do agenta 009, on wszystko ci wyjaśni- powiedziała i pierwszy raz od bardzo dawna usłyszałem w jej głosie łagodność.
_________________________________________________________________________________

Oto jest pierwszy rozdział! Mam nadzieję, że wam się spodobał! Co sądzicie o Harrym? A co o tajemniczej O? Co Harry musi zrobić i czemu O jest taka małomówna? Jakieś pomysły? PISZCIE! Od razu mam też ogłoszenie dotyczące pojawiania się rozdziałów. Będą dodawane co tydzień we wtorek. To by było na tyle w kwestiach organizacyjnych. Całuski misiaczki :*