Witaj!

wtorek, 26 sierpnia 2014

Chapitre 23

Spojrzałem na moją obolałą nogę. Wokół było nadal pełno krwi. Rana potwornie piekła i nie dawał o sobie zapomnieć.
-Newington- powiedziałem na głos.    
            Byliśmy z Jade tak blisko. Ta miejscowość była naprawdę blisko Chanel Tunelu. Jednak się nie udało i nie miałem po co tego rozpamiętywać. Spojrzałem na rzeczy jakie dała mi dziewczyna. Zwykły czarny t-shirt, jeansy, skarpety i szara bluza. Zacząłem je przeglądać. Miałem nadzieję, że Leto zostawiła coś jeszcze. I miałem rację. W tylnej kieszeni spodni znalazłem kartkę.
-Pamiętaj, że bezwględu na wszystko będę ci wdzięczna do końca życia- przeczytałem. Pismo było bardzo niewyraźne, ale byłem pewien, że napisane przez nią. Schowałem kartkę z powrotem do kieszeni.
               Nagle ujrzałem na jednym z blatów apteczkę. Wstałem i dotarłem tam kulejąc. Noga nadal strasznie bolała. Otworzyłem pudełko i znalazłem w środku gazę, bandaż i wodę utlenioną. Oparłem się o blat i polałem wodę na ranę. Zawyłem z bólu. To było niedowytrzymania. Byłem wycieńczony i zmęczony. Miałem dość. Już nie chciałem cierpieć, ale coś jej obiecałem. Zacisnąłem mocniej zęby i czyściłem ranę dalej. Poczułem jak po moich policzkach płyną łzy. Wolałem to niż krzyk. Ręce coraz bardziej mi się trzęsły i nie mogłem wyczyścić rany już tak dokładnie. Zresztą nie chciałem już tego. Chciałem mieć wszystko gdzieś. Wziąłem bandaż i zacząłem, jak najdelikatniej, owijać ją wokół uda. Tak jak czyściłeś jej rany- pomyślałem.
        Potem starałem się przemyć resztę zadrapań jakie miałem. Było ich dużo, ale w miarę szybko się z nimi uwinąłem. Wróciłem do stołu moich tortur i usiadłem. Co chwila cicho pojękiwałem. Kląłem na siebie w myślach, że czemu tak szybko się poddałem. Nie mogłem na to znaleźć odpowiedzi. Moje wewnętrzne ja milczało. Wziąłem spodnie i zacząłem je zakładać. Do kolan było normalnie. Potem znowu zaczęło boleć, ale nie długo. Zacząłem masować bolące miejsce. Musiałem wyglądać jak Dr House. Tak, to było moje pierwsze skojarzenie.
         Kiedy skończyłem się ubierać, postanowiłem znowu wstać. Nie wiedząc czemu nie mogłem usiedzieć w miejscu chociaż wtedy nic mnie nie bolało, a jak chodziłem, owszem. Jakaś nieznana siła zaczęła mnie kierować do jednej z szafek. Mój alkoholowy instynkt zadziałał. Przesunąłem szufladę i wyjąłem z niej jakąś butelkę. Oparłem się o ścianę i odkręciłem nakrętkę. Wypiłem kilka dużych łyków i nieco się uspokoiłem. Nie obchodziło mnie czy Tomo się tym przejmie czy nie. Byłem wtedy sam i czułem do tego pełne prawo.
             Nagle zobaczyłem, że na jednym z blatów, leżą jakieś książki. Kuśtykając podszedłem tam. Odłożyłem na bok butelkę. Spostrzegłem, że były to albumy ze zdjęciami. Wziąłem pierwszy z nich, był dosyć stary. Wiedziałem, że ktoś je tam specjalnie zostawił, ale moja głupia ciekawość zwyciężyła.
              Na pierwszej stronie było zdjęcie Tomo. Był wtedy jeszcze młody, ale nie zmienił się aż tak bardzo. Obok niego stała jego siostra. Dopiero wtedy zobaczyłem jaka była ładna.
               Miała delikatne bałkańskie rysy. Jej czarne włosy były rozpuszczone i falując, opadały jej na piersi. Była szczupła, ale miała pełne i wyraziste kształty. Jej oczy były prześliczne. Mocno czarne, ale subtelne i pełne życia. Ja pamiętam tylko ich przerażenie i martwe spojrzenie. Pamiętałem jej krzyk kiedy po prostu ją zastrzeliłem. Nagle wzięły mnie wyrzuty sumienia. Ona mi nic nie zrobiła. Powinienem był zamknąć ją razem z dziećmi i dać żyć. Jednak wolałem ją zabić. Nawet nie wiedziałem jak miała na imię. Chciałem nagle cofnąć czas i nie dopuścić do tego. Jaki byłem głupi.
            Przerzucałem kolejne strony. Wszędzie było pełno zdjęć jej i jej dzieci. Popadałem w coraz większe załamanie. Czułem się gorzej niż potwór. Na ostatniej stronie było niedawne zdjęcie dzieci. Dzieci, przepraszam, nastolatki. Z moich wyliczeń dziewczyna miała 15 lat, a chłopak 13. Nie wyglądali na szczęśliwych, chociaż byli uśmiechnięci. W ich oczach był smutek. I to wszystko przeze mnie. Zrobiłem im to samo, co kiedyś mi. Doprowadziłem do czegoś strasznego. Byłem jak ich ojciec. Byłem potworem.
                Ciekaw byłem czy ja też tak wyglądałem. Wiecznie smutny i zdołowany. Niby czułem się często szczęśliwy, ale czy szok po stracie rodziny potrafił zostawić takie piętno?
                Odłożyłem album na bok. Wziąłem kolejny i zobaczyłem...Jade. Bardzo zdziwiłem się tym faktem. Coś mi tu nie grało. To było jej zdjęcie wraz z Tomem. Obydwoje byli szczęśliwi. Przewracałem kolejne strony i czułem, że bicie serca mi przyspiesza. To był cały album z ich zdjęciami. Oni razem pozowali, trzymali się za ręce i całowali. Poczułem jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. To wszystko nie pasowało. Nie wyglądało to jakby Jade była prześladowana. Ona była zakochana. Po policzkach znowu zaczęły mi płynąć łzy. Nie powstrzymywałem się. To za bardzo mnie zabolało. Oparłem się o ścianę i zjechałem na podłogę. Cały czas trzymałem album i przeglądałem zdjęcia. Coraz bardziej cierpiałem. Chciałem tak bardzo być głupi i nic nie rozumieć, ale tak nie było. Byłem mądry i wiedziałem wszystko. Przejrzałem na oczy. Prawda mnie za bardzo bolała. Jednak nie potrafiłem być na nią zły. Miłość do niej była za duża. Miłość jest głupia i ślepa jak ja. Nie chciałem w to wierzyć, ale tak było.
          Nie czułem bólu w nodze tylko ten w sercu. Złapałem się za koszulkę i starałem się je pomasować. Płacz się nasilał, ale ja nadal się dobijałem. Przewracałem powolnie strony i przyglądałem się dokładnie każdemu zdjęciu. Jeden szczególnie mnie zainteresował. Była na nim tylko ona. Ubrana była w koronkową, czarną bieliznę z podwiązką. Siedziała na kolanach, na jakimś łóżku. Na włosach miała czarno-czerwoną bandamkę. Wyglądała prześlicznie. Nawet wtedy kiedy wiedziałem, że mnie okłamała. Miłość jest w 100% głupia. W dodatku bolało mnie to, że ON ją przytulał. ON ją całował, a ja nie. Nie mogłem znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
            Chwilę się zawahałem, ale w końcu wyjąłem tamto zdjęcie z albumu i schowałem do kieszeni. Nie mogłem jej stracić, a tamte fotografie z Tomo były przeszłością. Musiałem za wszelką cenę ją ochronić. Obiecałem.
________________________________________________________________________________

wtorek, 19 sierpnia 2014

Chapitre 22

-Wystarczy, że podasz mi adres, a przestanę- powiedział spokojnie Tomo powolnie wybijając mi igłę w bok kolana. Jęknąłem z bólu, który zaczynał być nie do zniesienia. Mężczyzna wybijał mi na wpół tępe igły, co zadawało mi nie wyobrażalne cierpienie. W dodatku czułem każdą z poprzednich. Miałem je już wbite pod paznokieć kciuka i w stopę. Każda z ran piekła i nie dawała o sobie zapomnieć.
-Nie mam najmniejszego zamiaru- powiedziałem i głęboko wypuściłem powietrze. Chorwat westchnął i wyjął z kieszeni kolejną igłe, która była naprawdę duża. Nagle wbił mi ją z całej siły w dłoń i przebiło mi ją na wylot. Krzyknąłem, a potem ciężko było mi wziąć wdech.
          Przez głowę przeleciała mi myśl, żeby mu jednak powiedzieć. Od razu skarciłem się w myślach, że śmiałem o tym pomyśleć. Miałem wtedy jeden cel, wytrwać i nic nie powiedzieć.
            Poczułem nagle jak kolejny szpikulec wbija się w moje ciało. Syknąłem i spojrzałem lekko w bok. Widziałem jak igła wystaje z mojego obojczyka.
-Spójrz na to racjonalnie- zaczął Tomo- wystarczy, że powiesz gdzie ona mieszka, a dam ci spokój- zapanowała w pokoju długa cisza. Nie mogłem czegokolwiek mu wyjawić i koniec.
-Powtórzę ci, nic ze mnie nie wyciągniesz- odparłem. Usłyszałem jak mężczyzna wzdycha i pstryknął palcami. Poczułem jak ktoś na mnie wylewa wodę. Krzyknąłem. Wszystkie rany zaczęły mnie piec. Była to woda z cytryną. Ból był wtedy jeszcze gorszy i modliłem się w duchu, żeby to się wszystko wreszcie skończyło.
-Chyba nici z mojego planu- powiedział z zawodem Tomo. Nie miałem siły podnieść głowy żeby na niego spojrzeć, ale wiedziałem, że on coś knuje.- Ale teraz jakoś mam dobry humor więc postanowiłem cię uszczęśliwić- w jego głosie słychać było szalony entuzjazm. Nagle poczułem na moim udzie coś zimnego.- Napiszę ci jak nazywa się miejsce, w którym się znajdujemy- kiedy skończył głośno westchnąłem. Wiedziałem już co się święci i miałem nadzieję, że nazwa nie będzie długa.
-Nie łatwiej powiedzieć?- Zapytałem z ironią, na co Chorwat się roześmiał.
-Jak powiem to zapomnisz, a jak napiszę- mówił i poczułem jak zaczyna delikatnie wbijać ostrze w moją nogę- to zapamiętasz na całe życie- skończył i zaczął ryć w moim udzie napis. Co chwilę wydawałem z siebie jakby stłumiony krzyk. Może to było z tego powodu, że już nie miałem siły czuć bólu. Naprawdę. Tomo wbijał ostrze głęboko i robił to tak, że czułem każdą kreskę i zaokrąglenie. W dodatku woda z cytryną cały czas robiła swoje. Wiedziałem, że po moim udzie płynęła krew. Czułem jak z każdego miejsca krwawiłem i wcale nie było to najmilsze uczucie. To wszystko było potworne. Jeszcze mężczyzna robił wszystko tak powolnie i z zachowaniem stoickiego spokoju. To mnie w nim...przerażało. Wiedziałem, że sam nie byłem lepszy, ale ciekawiło mnie czy on ma sumienie. Wszyscy uważali mnie za bezdusznego drania, ale jednak nie jest łatwo pociągnąć za spust. Zawsze mnie gryzły wyrzuty sumienia. Nie mogłem czasem spokojnie spać, bo myślałem o ludziach, którzy zginęli z mojej ręki. Oczywiście, też przejmowałem się śmiercią siostry Chorwata i jej męża. Fakt, że zabił moich rodziców nie usprawiedliwiał mnie od sumienia. A Tomo? Ciekawiło mnie to czy ma tak jak ja. Że ludzie postrzegają go za potwora i robi potworne rzeczy, ale w głębi duszy przejmuje się tym bardzo.
-Voilà- powiedział w końcu z zadowoleniem mężczyzna. Poczułem jak wyjmują ze mnie wszystkie igły. Odczułem wtedy niesamowitą ulgę.-Pomóżcie mu wstać- rozkazał swoim ludziom Tomo.
-Nie dziękuję, poradzę sobie- wybełkotałem. I tak czułem się wystarczająco upokorzony będąc jedynie w samych bokserkach kiedy wiedziałem, że ci faceci się na mnie gapią.
-Jak sobie Romeo życzy-zadrwił chorwat. Powoli starałem się podnieść. Wszystko mnie bolało, a do tego byłem zmęczony, głodny i śmierdziałem. Całkiem niezły stan- zaśmiałem się w myślach. Szło mi bardzo źle. Kiedy w końcu usiadłem chciałem wstać. Jednak gdy tylko stanąłem na nodze gdzie był "adres" syknąłem z bólu. Złapałem się za udo i przy okazji upadłem. Na szczęście ktoś mnie w ostatnim momencie złapał. Był to Ivan. Mocno złapałem się jego ramienia, a on pomógł mi usiąść na podłodze.
-Mój drogi przyjacielu, Romeo nie chciał pomocy- upomniał go Tomo. Mężczyzna popatrzył wściekle na chorwata, po czym wyszedł z pokoju.
-Nic się nie stało- odparłem starając się jakoś obronić Ivana. Nie chciałem, żeby znowu przeze mnie miał przerąbane.
Tomo wzruszył obojętnie ramionami.
-Przyzwyczaj się do tego miejsca, bo zostawię cię tu- oświadczył mężczyzna. Nagle podszedł do niego jeden z ochroniarzy i podał jakieś rzeczy.
-A i masz jeszcze to- powiedział i rzucił mi ubrania- kazała ci je przekazać- odparł. Z powrotem się ożywiłem. Jade o mnie myślała czyli jednak nie było jeszcze tak bardzo źle.
-Czy możesz jej- zacząłem, ale się zająkałem. Co mógłby jej przekazać? Miał powiedzieć, że ją kocham? Przecież gdybym go o to poprosił to by mnie rozszarpał.- Czy możesz jej przekazać, że wszystko ze mną okey?- Zapytałem, a Tomo podniósł oczy do góry.
-Nie ma problemu- powiedział z niechęcią.
-Dziękuję- odparłem, a mężczyzna wyszedł z pokoju.


wtorek, 12 sierpnia 2014

Chapitre 21

Tomo kopnął mnie z całej siły w brzuch. Krzyknąłem przaźliwie. Mężczyzna wezwał jakiegoś ochroniarza i to tamten zadawał wtedy uderzenia. Bił mnie w krocze, plecy, brzuch. Ból stawał się nie do wytrzymania. Jęczałem cały czas. Chciałem żeby się to już skończyło, w jakikolwiek sposób, byleby tylko przestało boleć. Nagle nie odczuwałem już uderzeń. Myślałem, że to koniec, ale jednak nie. Poczułem jak sznur z haczykami na końcu rozdziera moją skórę na nogach. Bicz. Znów zawyłem z bólu. Kolejne uderzenia były na boku i plecach. Czułem jak rozdarte miejsca pulsują, że zaczyna z nich wypływać krew.
-Stop- krzyknął ktoś w końcu. Nie wiedziałem kto to był. Usłyszałem jak ten ktoś rozmawia z Tomo, rzecz jasna po chorwacku.
-Wstawaj- mruknął mafios i lekko kopnął mnie w plecy. Starałem się podnieść, ale nie mogłem się udźwignąć. Ktoś mnie złapał i pomógł usiąść na krześle. Złapałem się za ranę na nodze. Nie była aż tak głęboka. To samo było z raną na boku, ale ta na plecach była już głębsza.
-Wyżyłeś się?- Spytałem cicho chorwata. Tamten siedział wściekły na przeciwko mnie.
-Póki co, tak- odpowiedział. Nagle zrobiło mi się potwornie niedobrze. Odwróciłem się od stołu i zwymiotowałem całe jedzenie, które zjadłem, z domieszką krwi. Strasznie się czułem.
-Nie przejmuj się. Oni to napewno posprzątają- powiedział z rozbawieniem mafios.
          Czułem się okropnie. Zostałem pobity, a potem poniżony. Miałem już wszystkiego serdecznie dość. Wmawiałem sobie cały czas, że muszę zacisnąć zęby i przez to przejść. Jednak z każdą chwilą, mój zapał do życia, malał. Nie chciałem odczuwać kolejnych upokorzeń i bólu. Chciałem przestać czuć. Dalej Lou, to dla ciebie pestka, znajdź mnie- pomyślałem.
-Dlaczego mnie po prostu nie zabijesz?- Zapytałem po chwili ciszy. Tomo oparł się o stół.
-Zabić? Prosisz mnie o to?- Odpowiedział pytaniem. Zacząłem nerwowo oddychać. On tego oczekiwał. Czekał tylko na moment kiedy powiem, że mam już dość życia i chcę umrzeć. On tak działał, a ja nie mogłem pozwolić, żebym odpowiedział tak. Musiałem wytrzymać.
-W życiu- lekko się uśmiechnąłem, choć nawet to sprawiło mi ból.- Jestem ciekaw czemu jeszcze tego nie zrobiłeś- powiedziałem, a mężczyzna zaczął mi się intensywnie przyglądać.
-Bo nie wyciągnąłem od ciebie jeszcze paru interesujących mnie informacji. Zresztą, nie wyglądasz jeszcze jak mój szwagier- zaśmiał się. Zacząłem głęboko oddychać. Nie mógł mi tego zrobić. Wiedziałem, że ja sam zrobiłem coś potwornego, ale on nie mógł mi tego zrobić. To było samolubne. Nagle zacząłem ostro kaszleć. Zasłoniłem usta dłonią. Kaszel nie ustawał i był bardzo męczący. Nagle poczułem w buzi metaliczny smak krwi. Spojrzałem na moją rękę. Zobaczyłem, że na niej było dużo czerwonej cieczy.
-Czy mogę jakąś chusteczkę?- Spytałem niepewnie. Ktoś do mnie potrzedł i dał szmatkę.
-Tomo może już na dzisiaj dość? Chyba nie chcesz go wykończyć?- Zapytał mężczyzna. Znałem ten głos, ale kojarzyłem go jak przez mgłę.
-Pieprz się- mruknąłem. Mafios musiał myśleć, że jestem twardy. Mężczyzna parsknął.
-A jednak masz jaja! Widzisz Ivan, może jednak mój Romeo da radę!- Krzyknął mężczyzna.
             To był on. Stąd kojarzyłem jego głos. Odwróciłem się w jego stronę. Był podobny do Tomo. Miał bałkańskie rysy twarzy i był ciemnej karynacji. Włosy miał krótkie i dosłownie lekki zarost. Wtedy wiedziałem czemu już więcej do mnie nie przyszedł. Miał posiniaczoną twarz i drobne zadrapania. Tomo musiał się dowiedzieć, że on mi pomagał i wpadł w szał. A ja oczywiście musiałem się do niego tak odezwać. Człowiek, który mi pomagał i ryzykował, może nawet życiem, żeby to zrobić został przeze mnie tak potraktowany. Znowu czułem się potwornie.
           Popatrzyłem na niego i poruszałem ustami tak jakbym mówił "przepraszam". Ivan nieznacznie podniósł kąciki ust do góry.
-Dobrze, mój drogi- zaczął ponownie Tomo.-Wracając do tematu.
-Mówiliśmy o twojej siostrze- powiedziałem niepewnie. Mężczyzna nerwowo się zaśmiał.
-Nie mówmy o niej póki co. Chyba nie chcesz powtórki z rozrywki, prawda?- Zapytał. Głośno wypuściłem powietrze.
-Nie chcę- odpowiedziałem najbardziej stanowczo jak wtedy mogłem, a i tak wyszło beznadziejnie.
-Więc zadam ci kilka pytań dotyczących twojej agencji- oświadczył i oparł się o stół.
-Dobrze- odparłem. Wlepiłem wzrok w podłogę i nerwowo przełknąłem ślinę. Powieki zaczęły mi ciążyć i chciałem już spać.
-Więc powiedz mi coś o swojej szefowej- zaproponował. Oblizałem wargi, bo zacząłem odczuwać chęć na napicie się czegoś. Tomo najwyraźniej to zauważył.-Jeszcze chce ci się pić?- Zapytał z wyraźnym ożywieniem.
-Tak- odpowiedziałem. Mężczyzna wstał i otworzył jedną z szuflad w szafce. Odchyliłem się żeby lepiej się przyjrzeć temu co robił. Wyciągnął stamtąd butelkę oraz szklanki i wrócił na swoje miejsce.
-Zazwyczaj nie daję najlepszych nalewek najgorszym wrogą, ale dla ciebie zrobię wyjątek- powiedział z zadowoleniem. Nalał do szklanki alkoholu, a ja odrazu się napiłem. Lekko się skrzywiłem, bo nalewka była bardzo mocna.
-Wiśniowa- zapytałem, a na twarzy Tomo pojawił się wielki uśmiech.
-Wreszcie ktoś zna się na alkoholu! Widzisz jednak coś nas łączy- stwierdził, a ja nieznacznie się uśmiechnąłem. Miło było nawet przez tak krótki czas w miarę normalnie porozmawiać. Dziwnie to zabrzmi, ale napoje wysokoprocentowego pozytywnie wpływają na ludzi. Na przykład ja z Louisem mieliśmy dużo takich zdarzeń.

-Kto ma taki piękny uśmiech?- Zapytał chłopak gdy zaczął się na mnie znowu zataczać. Złapałem go za ramię i starałem się nas utrzymać.
-Ja?- odpowiedziałem pytaniem. Cały czas się śmialiśmy jak nienormalni. Wyszliśmy chwilę wcześniej z ostrej imprezy. A poszliśmy na nią żeby uczcić to, że wróciłem z misji cały i zdrowy. To był taki nasz zwyczaj. Chcieliśmy jakoś o tym wszystkim, za każdym razem zapominać.
-Tak, ty- powiedział Lou i wsadził palca w jeden z moich dołeczków. Uwielbiał to robić. Zatoczyliśmy się znowu i wpadliśmy prawie na drzewo. Było nam naprawdę bardzo wesoło. Nawet za bardzo.
-Znowu mnie nie zabili- krzyknąłem na cały głos z zadowoleniem. Louis głośno się zaśmiał.
-Wiem! I oby tak było zawsze- odparł i przeniósł cały ciężar ciała na mnie. Nagle zobaczyłem, że jakaś starsza kobieta w papilotach wyszła na balkon.
-Co wy robicie? Czy wiecie jaka jest godzina, drogie dzieci? Jest 3 w nocy. Uciekajcie, bo zaraz ktoś może na was policję wezwać- ostrzegła nas kobieta. Była miła, nie była taka jak zgoszkniałe stare babcie.
-Proszę pani! My tu jesteśmy policją- wybełkotał Louis. Cały czas walczyłem, żeby go jakoś utrzymać. Pani z balkonu się zaśmiała.
-Rozumiem, ale naprawdę dzieci radzę wam zmykać- powiedziała z uśmiechem.
-A ma pani aż tak nie fajnych sąsiadów?- Zapytałem z rozbawieniem.
-Tak jakby- oświadczyła kobieta. Louis oderwał się ode mnie i wystąpił nieznacznie do przodu.
-Kochanie, bardzo proszę trzymaj mnie żeby nie upadł- powiedział cicho. Podszedłem do niego i złapałem go za plecy.- W takim razie zaśpiewamy pani sąsiadom i pani piosenkę. Specjalna dedykacja- oświadczył chłopak. Kobieta wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Ostatnim razem śpiewał mi mój świętej pamięci mąż- powiedziała kobieta i po policzku połynęła jej łza. Nawet wtedy mnie to zabolało. Ta pani była miła, a jej mąż nie żył i była sama. Poczułem takie dziwne ukłucie.
-To co chciałaby pani usłyszeć?- Zapytałem, a kobieta zaczęła się zastanawiać.
-Znacie może piosenkę Erica Claptona "Tears in Heaven"?- Zapytała nieśmiało. Ja i Louis równocześnie się uśmiechnęliśmy.
-Oczywiście- powiedziałem i zaczęliśmy śpiewać. Bardziej można było to nazwać rykiem, ale kobieta i tak się popłakała. I nagrodziła nas oklaskami kiedy zabierała nas policja, bo ktoś ją e końcu wezwał.

Potrząsnąłem delikatnie głową. Nie byłem razem z Louisem na odwyku po tamtej nocy, tylko byłem przesłuchiwany przez Tomo. Było, minęło. Oderwałem się na chwilę i musiałem wrócić. Nie mogłem zacząć żyć wspomnieniami.
-Jak naprawdę ma nazywa się O?- Zapytał mnie chorwat.
-Nie wiem- odpowiedziałem. Tomo zaczął lustrować mnie wzrokiem.
-Ponowie zadam ci pytanie jeśli nie zrozumiałeś. Jaka jest prawdziwa tożsamość O, twojej szefowej- ponowił mężczyzna. Poprawiłem się na siedzeniu.
-Naprawdę nie wiem. Jest bardzo możliwe, że wiem o niej tyle samo co ty. O nigdy mi nie mówiła o swojej przeszłości- powiedziałem. To wszystko była prawda. Kiedyś stararłem się to od niej wyciągnąć, ale ona była nieugięta. Nawet nie nigdzie nie było jej akt. Przeszukałem całe archiwum i nic nie znalazłem. To była po prostu O.
-Jesteś pewien, bo dobrze wiesz, że jeśli mnie kłamiesz to wyciągnę z tego konsekwencje- ostrzegł mnie Tomo.
-Jestem pewien- upewniłem go. Mężczyzna długo mi się jeszcze przypartywał. Obawiałem się, że mi nie wierzył.
-Nie ufam wam, agentom- zaczął.- Jesteście wręcz urodzonymi kłamcami. Dlaczego miałby wierzyć w to, że nie znasz chociaż jej imienia- zapytał mężczyzna, a ja głośno westchnąłem.
-Nie wiem jaki mam ci dać argument. To jest prawda. Sam chciałbym wiedzieć jak się nazywa, skąd pochodzi, cokolwiek. Jednak ona usunęła swoją tożsamość z bazy danych. Staram się o niej czegokolwiek dowiedzieć odkąd ją poznałem. Jednak ona starannie wszystko zatuszowała- wyjaśniłem mu. Miałem nadzieję, że mi uwierzy. Bałem się tego co mógł mi dalej zrobić. Mężczyzna przyglądał mi się uwarznie przez dłuższą chwilę.
-Uznaję, że to prawda. Jednak coś jest w twoich oczach, co mnie niepokoi- oświadczył chorwat. Przełknąłem głośno ślinę. On nie mógł sobie czegoś wymyśleć, tylko po to, żeby mi dokopać.
-Niby co?- Zapytałem z udawaną pewnością siebie.
-Jesteś zdezorientowany. Nadal nie wierzysz w to co się dzieje. To smutne- powiedział Tomo.
-Może- wyszeptałem. Raczej nie może, tylko napewno.
-Jednak jesteś zdeterminowany, prawda? Zrobisz wszystko żeby z tego wyjść, chociaż wiesz, że to ci nie wyjdzie. A w dodatku jesteś tajemniczy- kontynuował chorwat. Zaśmiałem się na jego słowa.
-Naprawdę? Potrafisz to wszystko odczytać z moich oczu?- Zapytałem z rozbawieniem.
-Część tak. A część powiedziała mi ona- odparł mężczyzna. Nieco się zdziwiłem, że o niej wspomniał.
-Rozmawiałeś z nią?- Spytałem niepewnie.
-Owszem i obiecałeś jej, prawda? Szkoda, że pewnych obietnic nie da się dotrzymać- powiedział z uśmiechem. Więc to był naprawdę koniec. Milczałem przez chwilę strarając się przetworzyć to, co powiedział Tomo. On chce cię złamać. Nie daj się- skarciłem się w myślach.
-Więc kolejne pytanie- odezwał się w końcu.
-Juhu- burknąłem.
-Cieszę się, że podzielasz mój entuzjazm- powiedział, uradowany wtedy, Tomo. Mężczyzna zaczął się zastanawiać nad pytaniem.- Dobrze, skoro nie wiesz jak ma na imię twoja szefowa to sam się jej spytam- oświadczył, a ja już wiedziałem, na co będę miał odpowiedzieć.-Adres- rzucił chorwat.
-Nie znam- skłamałem. Wiedziałem gdzie O mieszka, ale nie byłem aż takim idiotą, żeby mu to powiedzieć. On się zaśmiał.
-Kłamiesz- powiedział z rozbawieniem. Wypiłem cały alkohol, który miałem. Wszystko ze zdenerwowania.
-Nie. Mówiłem ci już, że O jest skryta i nie mówi za dużo o sobie- odparłem stanowczo. Uśmiech na twarzy Tomo rozszerzył się.
-Ale to wiesz- upierał się nadal mężczyzna. Nie wyglądałem na zdenerwowanego, ale w środku strasznie się bałem. Musiałem jak najlepiej rozegrać to, żeby odwieść go od myśli, że kłamię.
-Naprawdę nie wiem. Teraz, jestem zbyt zmęczony, żeby cię kłamać i zarobić kolejne bęcki. Jedyne czego chcę to pójść spać- powiedziałem. To była pewna metoda. Kłamstwo i prawda. Kłamałem, że nic nie wiem, ale mówiłem prawdę co do tego, że nie chcę go kłamać, bo jestem zmęczony i śpiący. Miałem nadzieję, że mafios się na to złapie.
-Harry, ja wiem i ty wiesz, że znasz ten jeden adres, który może zrobić wszystko-zaczął.-Jeśli powiesz mi tylko tę jedną ulicę i numer domu, będziesz mógł wyjść stąd w towarzystwie na przykład Ivana i zobaczysz się z Jade- oświadczył. Wiedział za co mnie złapać. Jednak bezwględu na wszystko nie mogłem nic powiedzieć. Mogłem to zrobić; O nienawidziłem, a Jade kochałem. Ale brutalna prawda była taka, że O była szefową brytyjskiego wywiadu, a Jade...była tylko zwykłą dziewczyną.
-Dlaczego mi to robisz?- Zapytałem żałośnie.- Nie znam jej adresu, a ty rządasz go, w zamian za zobaczenie Jade. To nie jest sprawiedliwe- powiedziałem. Na twarzy mężczyzny pojawiło się zażenowanie.
-Styles, to już nie jest śmieszne. Znasz jej adres i ja dobrze o tym wiem. W dodatku podpowiedziałem ci, co możesz zrobić żeby mnie okłamać- oświadczył, a ja się zdziwiłem. Co on mi takiego powiedział?- Gdy pytałem o ciało męża mojej siostry, nie skłamałeś. Mówiąc o jej imieniu, nie skłamałeś. Jednak teraz kłamiesz. A wiesz co cię zdradza?- Zapytał z ironią w głosie.
-Nic mnie nie zdradza, bo nie kłamię- upierałem się dalej, ale wiedziałem, że jestem już na straconej pozycji.
-Jak często ludzie ci mówią, że masz śliczne oczy?- Spytał Tomo, a ja już wiedziałem o co mu chodzi. Wypuściłem głęboko powietrze. Zapomniałem o skontrolowaniu jednej małej rzeczy. Gdy kłamię, zaczynam delikatnie patrzeć w lewą stronę. To jest minimalny ruch, ale dla osoby z dużym doświadczeniem w przesłuchaniach, to pestka.
-I tak ci nic nie powiem- odparłem, a mężczyzna wstał z krzesła i oparł się na jego ramie.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Jak często ci to ludzie mówią?- rzucił. Głośno westchnąłem.
-Dość często- odparłem. Chorwat uśmiechnął się szeroko.
-Nie dziwię się. Jednak nie są one z serii "czy te oczy mogą kłamać", tylko są tajemnicze, jakbyś cały czas skrywał jakiś sekret- uświadczył mężczyzna. Zaśmiałem się.
-Zdaje ci się. Po prostu to rzadki odcień- stwierdziłem. Ciesz się chwilą- powiedziałem sobie w duchu. Tomo chwilę chciał ze mną pogadać o dupie Marynie, a potem coś mi zrobić.
-Fakt. Bardzo intensywna zieleń. Ale skrywasz coś. I nie jest to tylko adres O, bo zaraz go z ciebie wyciągnę tylko coś większego- powiedział mężczyzna.- Mniejsza z tym, kiedyś wrócimy do tej rozmowy- oświadczył mafios, a ja zacząłem głęboko oddychać. Musiałem wytrzymać, musiałem.- Co powiesz na akupunkturę?

_______________________________________________________________________

Witajcie rycerze Jedi!
Dzisiaj przesyłam wam ten oto rozdział i stwierdzam, że jest wybitnie długi jak na mnie :P i rysunek jest taki fhwhfwdywgj *__* I ludziska Proszę was! Komentujcie, bo to mnie bardzo, bardzo motywuje! Zresztą nie wiem ile osób to czyta :P więc proszę was! Skomentujcie dzisiejszy rozdział,  każdy kto czyta,  zwykłe "do dupy rozdział" naprawdę wystarczy :P więc do dzieła i niech moc zawsze będzie z wami ;)

wtorek, 5 sierpnia 2014

Chapitre 20

Widziałem sylwetki ludzi jak przez mgłę. W dodatku bardzo raziło mnie światło z zewnątrz, zdążyłem się od niego odzwyczaić. Jeden z mężczyzn do mnie podszedł i brutalnie postawił na nogi. Jęknąłem z bólu. Nie utrzymałem się za długo i od razu upadłem. Wtedy przyszedł drugi z nich i obaj mnie złapali. Zakuli mnie znowu w ten przeklęte kajdany. Wyprowadzili mnie z celi i przywlekli do pokoju przesłuchań. Znowu tamto krzesło i znowu Tomo. Posadzili mnie i założyli ręce za oparcie. Siedziałem i patrzyłem z nienawiścią na mężczyznę przede mną. Coś we mnie się poruszyło. Chciałem mu coś zrobić. Nie wiedziałem dokładnie, co, ale nie mogłem bezczynnie tam siedzieć.
-Głodny?- Zapytał, a ja się ożywiłem. Może jednak nie chciał żebym umarł z wycieńczenia.
-Tak- odpowiedziałem i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jak bardzo fatalnie brzmię. Miałem zdarte gardło, a do tego mnie suszyło. To było coś na granicy skrzeku i jeszcze większej chrypy niż tą, którą naturalnie miałem.
-Proszę- powiedział Tomo i jeden z mężczyzn postawił przede mną talerz pełen jeżdżenia i picie. Kiełbasa i frytki. Ślina napłynęła mi do ust. Chciałem już zacząć to jeść, ale w ostatniej chwili powstrzymały mnie kajdany.
-Dostaniesz to pod jednym warunkiem- oznajmił Tomo. Cicho westchnąłem. No tak, na pewno czegoś ode mnie wymagał. Nigdy nic za darmo.- Powiesz mi coś o swojej szefowej.
-Nie ma problemu- odparłem bez namysłu. Wtedy mnie rozkuli. Od razu zacząłem jeść i byłem tak bardzo szczęśliwy, że wreszcie poczułem w ustach coś innego niż wodę. Całe ręce mi się trzęsły, kiedy jadłem.
-Jako ona jest?- Zapytał Tomo.
-To suka. Zimna suka- odpowiedziałem szybko. Mężczyzna się zaśmiał.
-Naprawdę tak o niej myślisz?- Dopytał ze zdziwienia.
-Tak, naprawdę. A ty uważasz, że twoi ludzie cię wielbią? Jeśli tak, to pozwól, że wyprowadzę cię z błędu. Oni cię raczej nienawidzą. Boją się ciebie, nie chcą mieć z tobą do czynienia. Czy mogę jeszcze?- Spytałem kończąc mój wywód. Jedyna, o czym wtedy myślałem to zaspokojenie mojego głodu. Tomo parsknął.
-Dajcie mu jeszcze- rozkazał komuś i mój talerz znowu się napełnił. Jednak nagle, dostrzegłem na jednym ze stolików, butelkę z alkoholem. O ile mnie mój wzrok nie mylił, był to rum. Poczułem nagle ogromną ochotę, żeby się napić.
-A czy mogę jeszcze to?- Zapytałem i wskazałem na butelkę. Tomo się odwrócił, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Polejcie jemu i mi- powiedział z entuzjazmem. Gdy rum znalazł się w mojej szklance, mężczyzna ponownie przemówił-, co do twoich przypuszczeń. Są bardzo ciekawe- wyznał.
-To nie przepuszczenia tylko prawda- upewniłem go i prawie kończyłem drugą porcję frytek.- Ja też nienawidzę O. Wywyższa się, jest zawsze najmądrzejsza jakby wszystkie rozumy pozjadała. Tak samo jest z tobą, ale taka już niechlubna rola szefów- powiedziałem. Tomo oparł się o stolik, a ja zacząłem pić alkohol.
-A czy ty się mnie boisz?- Zapytał, a ja się zaśmiałem. To był bardziej nerwowy śmiech, ale nadal nie mogłem dać po sobie poznać, że uzyskał przewagę.
-W życiu. Owszem, nienawidzę cię, ale nie boję się- oznajmiłem i oparłem się o krzesło.
-A gdybym powiedział, że zrobię coś Jade, bałbyś się?- Zapytał niepewnie. Nie zrobi tego- pomyślałem. On sam nie był do końca przekonany, gdy to mówił.
-Kłamałbyś. Łączy cię z Jade jakaś więź. Nie do końca wiem, jaka, ale coś was łączy- powiedziałem nieco niepewnie. Zauważyłem, że Tomo się spiął.
-Masz rację- mruknął. Nastała cisza. Żaden z nas nie chciał się odezwać. Temat Jade krępował nas obu.
-Kim była twoja siostra?- Zapytałem się. Mężczyzna podniósł nieznacznie głowę.
-Niewinną kobietą- odpowiedział, a ja głośno westchnąłem. Tomo wstał z miejsca i powoli zaczął kierować się w moją stronę.- Zabiłeś ją z zimną krwią. Ją i jej męża- powiedział, a mi coś zaczynało świtać.- Mieszkali w Chorwacji, pamiętasz?-wstałem na równe nogi, a podwładni mężczyzny wycelowali we mnie pistoletami.
-Miała pecha. Jej mąż zabił moich rodziców- wycedziłem przez zęby.
-Aha, a więc była to zemsta, tak?- Zapytał szyderczo.
-A ty, co niby teraz robisz?- Krzyknąłem mu prosto w twarz. Tomo popchnął mnie ma stół. Zrzuciłem z niego wszystko, ale starałem się utrzymać równowagę.
-Nie masz prawa podnosić na mnie głosu! A czy przez chwilę pomyślałeś wtedy o dzieciach. One miały zaledwie po 6 i 8 lat. Jak miały sobie poradzić? Czekały dziesięć dni na pomoc! Ja tobie kazałem czekać dziesięć dni na jedzenie! Wiesz jak cię opisały?- Zapytał.
-Myślę, że nie znały jeszcze wtedy odpowiednich słów- burknąłem.
-Demon, Śmierć. Nienawidziły cię. Jedyne, co zapamiętały to twój tatuaż na biodrze, bo bały się na ciebie spojrzeć! Szukałem cię przez 7 lat!- Tomo dalej na mnie krzyczał.- Osierociłeś je!
-A ich ojciec osierocił mnie- powiedziałem.
-Ty psie- mężczyzna uderzył mnie w twarz, a ja upadłem na podłogę.- Bez względu na wszystko, to były dzieci! Sam wiedziałeś jak to jest. Powinieneś zrozumieć, że to będzie dla nich ciężkie.
-Nie będziesz mnie pouczał- krzyknąłem i od razu pożałowałem tych słów. Tomo zamachnął się i kopnął mnie w brzuch. Zawyłem z bólu.
-Wiesz, czego się najbardziej bały? Zwłok ich własnego ojca! Zmasakrowałeś go. Nawet martwemu człowiekowi oszczędzić nie możesz?- Zapytał, a ja parsknąłem.
-Chciałem żeby cierpiał jak moi rodzice. Chciałem, żeby poczuł ból!- Odparłem. Tomo znieruchomiał. Potem gwałtownie szarpnął mnie za włosy. Jęknąłem i zacząłem szybko oddychać.
-Chcesz mi powiedzieć, że zrobiłeś mu to za życia?- Zapytał.

-Tak- wyszeptałem i myślałem, że już po mnie.
_________________________________________________________________________________


WITAM! Boże, jak długo mnie nie było :P Wróciłam już ze wszelkich wyjazdów i nie mam najmniejszego zamiaru ruszać się z domu! Chcę podziękować serdecznie mojej przyjaciółce, która się wami zajęła ;) 
Tyle wstępu, mam nadzieję, że ten rozdział się wam spodobał i podzielicie się w komentarzach co o nim sądzicie. Ogólnie, proszę was komentujcie, bo to mnie naprawdę meeeeegaaaa motywuje. Nie do dalszego pisania tego opowiadania, bo jest już skończone (hehehe) tylko do pisania innych (tak innych ;)) Póki co się z wami żegnam i do zobaczenia za tydzień ;*
P.S Rysunek jest tak ishdgsahgc *__*