Witaj!

wtorek, 24 czerwca 2014

Chapitre 14

Wyciągnąłem kluczki ze stacyjki.
-Tylko szybko zrób, co masz zrobić i wracaj, będę tutaj czekać- przypomniałem Jade. Ona uśmiechnęła się.
O boże, jaki ona miała piękny uśmiech
-Tak jak ustaliliśmy i żeby nie było, że będę pierwsza- zażartowała. Lekko się zaśmiałem. Wyjąłem ze schowka pistolet i spojrzałem na dziewczynę. Już się nie uśmiechała.
-Przezorny zawsze ubezpieczony- powiedziałem. Leto się wzdrygnęła.
-Harry, nie bierz tego. Zresztą nie masz gdzie tego schować, więc nie ryzykuj- oznajmiła. Podniosłem pytająco brew.
-Jesteśmy na zwykłej stacji benzynowej, a ja idę tylko do toalety i mam nadzieję, że za mną nie pójdziesz, okay?- Parsknąłem na jej słowa. Może i miała rację, ale naprawdę się o nią martwiłem. Ba, umierałem ze strachu, chociaż siedziała koło mnie.
-No dobrze- powiedziałem i wysiadłem z samochodu. Jade zrobiła to samo i podeszła do mnie.
-Mamusiu, kup batonika- krzyknęła z udawanym zirytowaniem. Zaśmiałem się. Nie rozumiałem, że jednak była pogodna biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację. Wziąłem do ręki rurę doruryzodkurzaczopodobną z dystrybutora i zacząłem napełniać bak.
-Okay córciu, a teraz zmykaj- powiedziałem. Dziewczyna minęła mnie i poszła w stronę łazienek. Chwilę później ja poszedłem do sklepu.
             Zacząłem chodzić między półkami i szukałem czegoś, co by nam się przydało. Jednak czułem się jakbym wcale nie był na stacji benzynowej i nie wpatrywał się bezmyślnie w półkę z żelkami. Zastanawiałem się nad tym, co będzie dalej. Nie mogliśmy wiecznie uciekać. Zresztą na pewno Agencja wiedziała już, że coś jest nie tak. Jared musiał być wściekły. Jednak nim też się zbytnio nie przejąłem. Louis. On miał mi coś powiedzieć. Był tym wyraźnie podekscytowany, jak i przerażony. Zżerała mnie ciekawość, co chciał mi przekazać.
            Przestałem rozmyślać i powróciłem do wybierania "jedzenia". Stanąłem przy kasie. Za ladą stał młody blondyn. Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłem.
-Dzień dobry- odparł przyjaźnie. Położyłem na blacie cztery batony i dwie butelki wody. Podczas gdy dyktowałem numer rejestracyjny moją uwagę przykuło to, co było za mężczyzną - cała półka z różnymi alkoholami. Poczułem nagle ogromną chęć napicia się czegokolwiek wysokoprocentowego. Wiedziałem, że nie powinienem, ale było to dziwne uczucie będące silniejsze ode mnie.
-Jeszcze poproszę to whisky- wskazałem, a chłopak położył je przede mną.
-Cóż za ironia, nie sądzi pan? Tępią pijanych kierowców, ale sprzedaję właśnie panu butelkę alkoholu na stacji benzynowej- zwrócił uwagę blondyn. Delikatnie się uśmiechnąłem.
-Rzeczywiście, ale może pan być pewien, że nie piję, gdy siadam za kółko- skłamałem i wyszedłem ze sklepu.
         Oparłem się o maskę auta. Jade jeszcze nie wróciła, a minęło około 15 minut. Zacząłem się niepokoić. Rozumiem, kobiece sprawy i tak dalej, ale bez przesady. Postanowiłem do niej pójść.
           Ostrożnie nacisnąłem klamkę i popchnąłem ją do przodu. Nie było tam nikogo, więc mogłem tam spokojnie wejść. W środku była Jade. Stała pochylona nad umywalką. Spięła swoje fioletowo-różowe włosy w wysoką kitkę, a pojedyncze włoski niesfornie opadały jej na czoło. Była nadal ubrana tak, jak wtedy, gdy wyszła z mojego domu. Musiało być jej zimno, zważywszy na to, że miała krótkie spodenki. Nie była umalowana, więc jej siniak i inne niedoskonałości były widoczne. Na nadgarstkach były trzy duże strupy. Siniaki na nogach zaczęły powoli znikać. Straciła błysk w oku, który miała, kiedy ją poznałem. Ogólnie nie wyglądała najlepiej, mógłby tak ktoś powiedzieć. Jednak dla mnie nadal była piękna. Widziałem tą samą promienną dziewczynę, która po prostu jest zmęczona, która zaraz się uśmiechnie.
-Co tu robisz?- spytała oschle sprowadzając mnie tym na ziemię.
-Długo cię nie było, więc pomyślałem, że sprawdzę czy żyjesz- oznajmiłem. Dziewczyna pokręciła niedbale głową. Podeszła do mnie i musiała podnieść do góry głowę żeby móc spojrzeć mi w oczy.
-Chodźmy już- powiedziała. Uśmiechnąłem się i objąłem ją jedną ręką w tali. Poszliśmy do samochodu. Dziewczyna usiadła na swoim miejscu i zaczęła się rozglądać po wnętrzu.
-No proszę, proszę, co my tu mamy- wzięła do ręki whisky.- Czyżby coś na polepszenie humoru- powiedziała niemiło. Wyrwałem jej butelkę.
-Nie twój interes- odparłem.
-Chyba cię popierdoliło, jeśli myślisz, że tu możesz się zabawić, a ja nie- powiedziała nonszalancko. Spojrzałem na nią nieco zdziwiony. Ona przeklęła i w dodatku w taki sposób.
-A chcesz się napić?- Spytałem. Dziewczyna się uśmiechnęła i wyciągnęła rękę.
-Poproszę o trochę pieniążków- powiedziała tym razem ze słodyczą w głosie. Od razu jej dałem, a ona wyszła i ruszyła w stronę sklepu. Co się zaczynało z nami dziać. Cała ta sytuacja zaczęła przerastać mnie i ją. W dodatku zacząłem o niej obsesyjnie myśleć. Tak, to się nazywa strzała Amora, mistrzu- powiedziałem sam do siebie. Odkręciłem butelkę i napiłem się alkoholu. Walić to, że miałem za chwilę prowadzić. Musiał się rozluźnić. Oparłem się o zagłówek o wziąłem głęboki oddech. Odczekałem chwilę i znowu się napiłem.
-Dawaj pij dalej, na pewno nic nam się nie stanie- powiedziała Leto, która nagle znalazła się w samochodzie. Odwróciłem się powoli w jej stronę. Ujrzałem w jej dłoni paczkę papierosów i zapalniczkę. Zaśmiałem się i znów spojrzałem do góry.
-Ty wcale nie jesteś lepsza- zauważyłem. Zobaczyłem kątem oka jak Jade zapala jeden z papierosów i się nim zaciąga, a potem wypuszcza dym. To był naprawdę niesamowity widok. Ona wyglądała jak milion dolarów.
-A ty Styles wyglądasz jakbyś przed chwilą się masturbował pijąc whisky, a teraz starasz się zachować twarz- docięła mi, a ja spojrzałem na nią z lekkim zdziwieniem. Czyli też potrafi się odezwać- odparł mój mózg.
-Skąd nie wiesz czy tego nie robiłem?- zapytałem. Jade przewróciła oczami i znowu się zaciągnęła.
-Dobra, żałuję, że to powiedziałam- odpowiedziała, a ja odpaliłem samochód i wyjechałem ze stacji.
-Ciekawi mnie po prostu skąd to wnioskujesz- powiedziałem, a dziewczyna parsknęła.- Bo mogę jeszcze uznać, że jesteś naćpana i dlatego gadasz jakieś bzdury.
-Tak jakoś mi to przyszło do głowy- odparła.
Posłałem jej najbardziej czarujący uśmiech, jaki mogłem jej wtedy posłać.
-Wiesz, równie dobrze mogłaś mieć jakieś seksualne fantazje ze mną w roli głównej...
-Styles nie kończ, bo zaczynasz być coraz bardziej napalony- spostrzegła dziewczyna.
-Ej- krzyknąłem. Wziąłem w dłoń butelkę i ponownie się napiłem.-Jestem po prostu ciekaw, dlaczego tak sądzisz- powiedziałem. Jade wzięła głęboki wdech.
-Bo tak- podniosłem pytająco brew.- Nie patrz tak na mnie!- Stawała się coraz bardziej zawstydzona. O to mi chodziło.
-Jak mam nie patrzeć?- Zacząłem się z nią droczyć.
-No tak. Po prostu wyglądasz...- zająkała się.
-Mów, nie krępuj się- zachęciłem ją.
          Leto była już cała czerwona i starała się na mnie nie patrzeć. Jeszcze ta za duża, męska bluza dodawała jej uroku. Mógłbym powiedzieć, że wygląda słodko. Jednak ona, co chwilę zaciągała się papierosem. Całość tworzyła bardzo kontrastowy obrazek.
-Wyglądasz po prostu bardzo ładnie- odparła nieśmiało. Delikatnie się uśmiechnąłem.
-Najpierw powiedziałaś, że wyglądam jakbym się masturbował, a teraz mówisz, że wyglądam po prostu ładnie?- Zapytałem z niedowierzaniem.
-Przecież ty już wiesz, że jesteś seksowny i w ogóle, więc, po co mam o tym wspominać. Chyba mało osób mówi ci, że jesteś piękny czy ładny, bo to za słodkie- niemal to wyszeptała. Chwilę musiałem się zastanowić.
           Ona mogła mieć rację. Nikt mi tego nigdy nie powiedział, ona była pierwsza. Jako pierwsza tak nieśmiało mi to wyznała, jakby nie była pewna czy to taktowne. Jednak było to dla mnie bardzo miłe. Poczułem, że się rumienię. Naprawdę nigdy nie myślałem o sobie w kategoriach "słodki" albo "ładny'. No i jeszcze zdziwiłem się, jak ta dziewczyna potrafi się zmieniać. Raz była chamska, a zaraz potem była nieśmiała i skryta.
-To bardzo miłe- powiedziałem. Jade zaśmiała się.- Ty też jesteś bardzo ładna- odparłem nieco pewniej niż dziewczyna. Ona spojrzała się na drogę.
-Dziękuję- oznajmiła. Chwilę siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. Żadne z nas nie chciało się odezwać. A może to i dobrze. Czasem lepiej, gdy nikt nic mię mówi. Mogłem się skupić na drodze, a przy okazji, co chwila zerkałem na Jade.
-A może pójdź spać. Masz za sobą ciężki dzień- powiedziałem w końcu.

-To dobry pomysł- odparła cicho i oparła się o szybę.
____________________________________________

Witajcie moje gazele! :P
Dodaję wam ostatni rozdział w roku szkolnym! Kolejny będzie dodany już w wakacje!!!!! Jednak nie przeze mnie tylko przez moją przyjaciółkę, Julitę ponieważ będę za granicą i mogę mieć problemy z WiFi ;) więc jeśli będziecie mieć jakieś pytania to odpowiem dopiero po 13 lipca. Tak więc...jak wam się podoba rozdział? I czy ktoś mi powie jaka jest fachowa nazwa rury doruryzodkrzaczapodobna? Bo ja tego nie ogarniam :P
I w ogóle jak wam się podoba nowy szablon? Bo jak dla mnie jest genialny! Dziękuję bardzo Anpir Art za jego wykonanie :D
Więc do zobaczenia w lipcu :*

wtorek, 17 czerwca 2014

Chapitre 13

Rozszerzyłem oczy. Nie uwierzyłem w to, co powiedziała.
         Wszystko nagle ułożyło się w logiczną całość. Jade musiała mieć coś do czynienie z mafią na Bałkanach. To, co dotychczas się zdarzyło pasowało do ich stylu działania.
-Jade błagam, powiedz, że żartujesz- odparłem. Dziewczyna przetarła policzki, po których zaczęły jej płynąć łzy.
-Bardzo bym chciała, ale to prawda- powiedziała żałośnie.
-Czyli ten ktoś to- zacząłem. Chciałem jej spytać o tożsamość tego kogoś, kto ją pobił.
-Tak, on jest z mafii- wybełkotała. Głośno westchnąłem. Było źle...tyle wiedziałem.
            Ogólnie, nie zajmowałem się sprawą bałkańskich mafii, jednak wiedziałem, że nie chcę mieć z nimi do czynienia. Nie działali oni jakoś bardzo spektakularnie. Raczej załatwiali wszystko po cichu, ale byli nad wyraz brutalni. Stawiali przede wszystkim na zniszczenie człowieka od środka. Robili czasem coś w stylu prania mózgu. Dopiero później brali się za torturowanie ludzi, ale kiedy już to robili, to po całości. Często agenci, którzy byli od nich odbijani, nie wracali do pełnej sprawności, zarówno psychicznej jak i fizycznej.
-Okay. To możesz mi powiedzieć jak to się wszystko zaczęło?- Poprosiłem. Dziewczyna przeczesała włosy.
-No dobrze- odparła. Wzięła głęboki oddech. Ciekawy byłem czy ja wyglądałem podobnie, kiedy opowiadałem o rodzicach, jak ona wtedy.
-Postanowiłam pojechać z moją koleżanką, Annie do Chorwacji na wakacje. Ledwo udało mi się przekonać rodziców, żebym mogła jechać sama, bez nich. Znasz mojego tatę i na pewno wiesz, że jest uparty.
-I nadopiekuńczy- dodałem. Jade wywróciła oczami.
-Nie przerywaj mi, skoro ja nie przerywałam tobie. To stresujące- oświadczyła. Uśmiechnąłem się, żeby dodać jej otuchy.- Więc pojechałam z Annie do Chorwacji. Jako że nigdy nie byłam wcześniej na żadnej porządnej imprezie, postanowiłyśmy pójść do jednego z lokali, który miał dobrą opinię. Ogólnie bawiłyśmy się dobrze, ale mi coś cały czas nie pasowało. Konkretniej ktoś. Czułam jakby ktoś non stop mi się przyglądał. Annie była już zbyt pijana, żeby zwrócić uwagę na moje prośby, aby wyjść. W końcu podeszło do nas dwóch mężczyzn. Jeden był może w twoim wieku, a drugi był w wieku mojego taty- zawahała się przez chwilę. Musiała chyba pomyśleć- byli dość mili. Zaproponowali nam stolik w loży VIP. Zgodziłyśmy się, bo nawet nie przeczuwałam, co się może stać. Nie oszukam cię, że byłam święta i nic nie piłam, bo się spiłam tak, że centralnie zasnęłam. Obudziłam się dopiero następnego dnia rano, na kanapie w klubie. To było dziwne. Jednak dziwniejsze było to, że przy barze stał jeden z tamtych mężczyzn i się na mnie gapił- chciałem już powiedzieć, że nie dziwię mu się, ale zdążyłem się ugryźć w język.
-Ale ten starszy?- zapytałem.
-Tak- odpowiedziała i była wyraźnie zażenowana.- Chciałam stamtąd jak najszybciej zniknąć, ale nigdzie nie mogłam znaleźć Annie. Więc musiałam się go spytać gdzie ona jest, a ten tak po prostu odpowiedział "A wiesz, co, pieprzy się z moim kolegą na górze. Idź zobacz, może już skończyli"!- biorąc pod uwagę komizm tego zdania, musiałam się mocno powstrzymywać przed zaśmianiem się, ale chyba Jade to zobaczyła.
-To nie jest śmieszne! Annie przez to nie żyje!- krzyknęła zirytowana. Wtedy zrobiło mi się bardzo głupio. Nie miałem pojęcia o tym, że ta dziewczyna zmarła. To naprawdę było dziwne uczucie.
-Wybacz- powiedziałem speszony.
-Więc nie powiem ci jak ją znalazłam, bo chyba taki temat bardzo cię śmieszy. Po tym zdarzeniu do końca wyjazdu zostałyśmy w hotelu- dziewczyna cicho załkała.- Po powrocie myślałam, że będę bezpieczna, ale się myliłam. Zaczęłam dostawać tajemnicze SMS, że oni wiedzą gdzie jesteśmy i w ogóle.
-Czekaj, nie wiedziałaś, kim jest ten facet?- dopytałem.
-Wiedziałam…wiedziałam, że jest mafiosem- wyszeptała. Nie wierzyłem w to, co powiedziała. Nie myślałem, że ta "inteligentna" dziewczyna mogła coś takiego odwalić, ale powstrzymałem się od komentarza.
-Ale on chyba nie wiedział, że mój tata jest agentem. Podkreślam CHYBA. No i przez pewien czas nękał mnie i Annie tymi SMS-ami. Jednak wystąpił kolejny problem. Moja przyjaciółka była w ciąży z tym młodszym- powiedziała i na chwilę przerwała.- Ona była przerażona. Była się, rozumiesz? Ale to nie było najgorsze. Oni nie ustępowali. Nalegali na kolejne spotkania i tak dalej. Jednak ja w końcu się sprzeciwiłam. Postanowiłam się spotkać z tym starszym, bo myślałam, że z nim się jakoś normalnie da porozmawiać- dziewczyna schowała głowę między ręce.- Nie miałam pojęcia, że to przyniesie odwrotny skutek. On się wściekł, kiedy mu powiedziałam, że nie chce mieć z nimi nic do czynienia. Jednak przez miesiąc dał nam spokój. W sensie mnie i Annie, ale mniej więcej w marcu znowu się odezwali. Tylko, że..- dziewczyna urwała, bo zaczęła histerycznie płakać. Zacząłem ją głaskać po plecach, żeby się uspokoiła.- On ją wtedy zabił. Zabił ją i jej nienarodzone dziecko, rozumiesz? Tak po prostu pozbawił ją życia. Annie była w moim wieku, a teraz oni wrócili i chcą mnie dorwać- mówiła dalej i zaczęła się powoli uspokajać. Musiało jednak minąć 5 minut, zanim się wyprostowała i przestała płakać.
-Będzie dobrze- wyszeptałem. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
-Harry, ja się bardzo boję. Nie chcę umierać. Nie chcę- powiedziała cicho. Złapałem ją wtedy za rękę.
-Jade, nie dopuszczę do tego, żeby ci się cokolwiek stało- upewniłem ją.
-Dziękuję ci- odparła. Puściłem jej rękę i położyłem ją z powrotem na kierownicy.
-Dlaczego chcesz ryzykować życie, żeby mi pomóc. Przecież prawie mnie nie znasz- powiedziała nieco nieśmiało.
          Głośno westchnąłem. Nie miałem prawa jej nie pomóc. Opiekowałem się nią, a zresztą...była taka słaba i bezbronna. Ona nic nie mogła zrobić. Była zagubiona i nie wiedziała, co ma dalej robić. Gdybym ją zostawił, byłbym jeszcze większym potworem niż byłem.
-Kotku, znam cię na tyle dobrze, że wiem, iż moim obowiązkiem jest ci pomóc- powiedziałem. Jade nachyliła się i delikatnie pocałowała mnie w policzek. Zacząłem się rumienić. Jeden zero dla niej.

-Jesteś kochany. Nie wiem, co by się stało gdybym trafiła na kogoś innego.
________________________________________________________________________________

Witam was moje bananki!
Przesyłam wam rozdział, który moim zdaniem mi nie wyszedł :P Ale cóż, to najlepiej wy sami ocenicie. Co wam się podoba, a co nie, czy macie jakieś przemyślenia, bądź zażalenia? PISZCIE! Nie krępujcie się mnie zjechać, bo wolę wiedzieć co wam nie pasuje ;)
A i moja koleżanka chce, żebyście obejrzały ten filmik ;P http://instagram.com/p/pDzx4JjlOt/

wtorek, 10 czerwca 2014

Chapitre 12

Minęliśmy kolejny słup z lampą. Wjechaliśmy wcześniej na autostradę i kierowaliśmy się na południe. Konkretnie jechaliśmy w stronę Eurotunelu, Jade bardzo się na to uparła. Twierdziła, że ten KTOŚ, który nas gonił jest na tyle niebezpieczny, że musimy uciekać z kraju.
       Wszystko to, co się działo przestało być już nawet podejrzane. To było już dziwne. Jakiś psychol gonił Jade, niewinną dziewczynę i posunął się do ostrzelania i wysadzenia w powietrze mojego domu i prawdopodobnie obstawienia mostu prowadzącego do siedziby MI6. Kto to mógł być?
         Leto oparła się o szybę i przyglądała się krajobrazowi. Nie zaprzeczę, było, co podziwiać. Dziewczyna patrzyła na to, ale wydawała się nieobecna. Jakby była we własnym, bezpiecznym świecie. Nie dziwiłem się jej. Kiedy na jednej z misji trzymali mnie w niewoli, też tak robiłem. Starałem się nie myśleć o tym, co się ze mną aktualnie dzieje tylko o jakiś miłych rzeczach, wspomnieniach. Właśnie wspomnienia. Jade pytała się mnie o to, czy zawsze chciałem być agentem. Stwierdziłem, że mógłbym jej wszystko powiedzieć. Jednak długo biłem się z myślami czy to zrobić. O wiedziała o tym od samego początku, Jared i Louis dowiedzieli się później. Najgorsze było to, że musiałem jej powiedzieć o zdarzeniu.
-Zawsze chciałem być strażakiem- zacząłem. Jade odwróciła się w moją stronę.- Ale jak widzisz nie udało mi się- dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła- nie wiem czy może to wiesz, ale mieszkałem wcześniej w Brighton. Jednak wszystko zmieniło się, kiedy skończyłem 8 lat.
        Jak zwykle, po szkole, czekałem na rodziców na placu zabaw w centralnym miejscu parku. Bawiłem się tam jakiś czas z moimi kolegami i koleżankami. Nagle po przeciwległej stronie ulicy zobaczyłem rodziców. Bardzo się ucieszyłem, bo mieliśmy tego dnia jechać do lunaparku. Zszedłem z huśtawki i- nie mogłem niczego powiedzieć. Zablokowałem się. Niby byłem twardy, ale chodziło wtedy o TO. Wziąłem głęboki wdech i wydech- i zacząłem do nich biec. Jednak nagle samochód, który mijali, wybuchł- Jade złapała mnie za rękę, którą trzymałem na sprzęgle starając się dodać mi otuchy.- To stało się tak szybko. Od razu rzuciłem się żeby do nich podbiec. Ja nadal jak głupi myślałem, że oni żyją. Jednak, gdy ich zobaczyłem...a raczej to, co po nich zostało...czy rozumiesz, że ich ciała, nadal się paliły?- spytałem retorycznie i starałem się żeby Jade nie zobaczyła, że mnie to przerasta- byłem wtedy przerażony. Kompletnie nie wiedziałem co mam robić. Byłem w takim szoku, że zapomniałem żeby płakać. Zacząłem biec. Chciałem być jak najdalej od TEGO miejsca. Nawet nie pamiętam gdzie dokładnie się kierowałem. Nie przejmowałem się bólem, który odczuwałem. Nadal w głowie miałem obraz zwęglonych zwłok mojej mamy i odór spalonego ciała. To najgorszy zapach na świecie- zauważyłem.- I kiedy tak biegłem po ulicy naprzeciwko mnie pojawił się samochód. Zatrzymał się, bo jakiś mały 8-latek stał na środku pasa i zastawił im drogę. I dopiero wtedy zacząłem płakać, ale tak histerycznie. Nie mogłem się opanować. Z samochodu wyszła do mnie kobieta i zimno powiedziała, „przestań się mazać"
-O?- zapytała Jade.
-Tak. Zabrała mnie ze sobą.
-Czemu?- Dopytała dziewczyna.
-Bo samochód nie wybuchł od tak sobie. Za tym atakiem stało IRA- oznajmiłem. Jade głośno westchnęła.
- Matko słyszałam o tym. To znaczy mój tata mi o tym opowiadał, bo raczej nie mogę tego pamiętać. Chyba zginęło tam 10 osób, tak?
-Owszem, a O jechała zobaczyć, co się stało, bo jeszcze nie była szefową MI6. Została tam, aż do czasu pogrzebu ofiar- trochę się wtedy spiąłem.- Wszyscy składali mi kondolencje, chociaż nie do końca wiedziałem, co się ze mną dzieje. To było dla mnie za dużo. A po wszystkim miałem pójść z opiekunką z domu dziecka żeby tam pojechać, bo nikt mi już nie został. Jednak wtedy pojawiła się O i jak gdyby nigdy nic oświadczyła, że mnie zabiera- powiedziałem.
-Bo chyba sieroty to naj...- zaczęła Jade.
-Tak, tak najlepsi agenci, wiem. I tak trafiłem do Londynu. Zamieszkałem w hotelu koło agencji i wyprowadziłem się dopiero po ukończeniu 16 lat.
-Mój tata przez ten czas ci pomagał?- znowu zapytała się dziewczyna. Pokiwałem twierdząco głową. Znowu wziąłem głęboki wdech. Powinienem był jej powiedzieć całą prawdę, jednak długo się wahałem. Bałem się jej to powiedzieć. Bałem się, że uzna mnie za potwora.
-Jest jeszcze coś- zacząłem niepewnie.
-To mów- zachęciła mnie dziewczyna.
-Kiedy miałem 18 lat O powiedziała mi, że osoba, która była odpowiedzialna za ten zamach, nadal żyła. Byłem wtedy wściekły. Moi niczego niewinni rodzice wąchali kwiatki od spodu, a ten chuj spokojnie żył. Co najlepsze mieszkał sobie w Chorwacji ze swoją żoną i dziećmi!
Czemu idioto nie zauważyłeś, że ona się zmartwiła...czemu?
Nie mogłem tego znieść. Od razu poprosiłem O żebym dostał misję jego zlikwidowania. Ona się zgodziła- mocniej zacisnąłem ręce na kierownicy.- Pojechałem do Chorwacji. W ogóle wtedy nie myślałem. Chciałem tylko żeby cierpiał bardziej niż moi rodzice. Wpadłem do niego do domu. Zastrzeliłem jego żonę, a dzieci zamknąłem w pokojach. Zabrałem go do kuchni i przywiązałem go do krzesła- odwróciłem się w stronę Jade.- Błagam cię, tylko się nie przeraź, obiecaj mi- powiedziałem. Dziewczyna patrzyła na mnie z politowaniem.
-Harry, bez względu na wszystko, ty mi nic złego nie zrobiłeś, wprost przeciwnie. A zresztą ten człowiek bardzo cię skrzywdził- uspokoiła mnie.
-Ja go zacząłem torturować- wybełkotałem.- Wbijałem mu widelce w ciało. Wyryłem mu nożem imiona ofiar. Chciałem żeby o nich wiedział. Chciałem żeby pożałował tego, że w ogóle się urodził. On cały czas krzyczał, była to muzyka dla moich uszu. Byłem pod wpływem takiej wściekłości, że w ogóle nie myślałem. Potem wziąłem benzynę- urwałem. Musiałem chwilę głęboko pooddychać. To było naprawdę bardzo trudne. Nie łatwo mówić człowiekowi o takich rzeczach, szczególnie osobie, która ci się podoba.- Podpaliłem go. Po prostu podpaliłem. Było to obrzydliwe, ale dla mnie było to wtedy coś wspaniałego. On cierpiał, cierpiał bardziej niż moi rodzice. Kiedy już umarł, wypuściłem jego dzieci i naprawdę zachowałem się jak zwierzę. Powiedziałem im, że ja też straciłem rodziców i że im tak dobrze. Powiedziałem taką rzecz, rozumiesz?- zapytałem. Jade słuchając tego nie wykazywała żądnych emocji. Jednak, gdy skończyłem, objęła mnie. Jednak nie za bardzo, bo nie chciała mnie rozproszyć od prowadzenia.
-Harry to, co zrobiłeś było bardzo złe- zaczęła- gdyby cię nie znała, pomyślałabym, że taki człowiek jak ty, nie zasługuje żeby żyć.
-Dziękuję- parsknąłem.
-Ale ja cię znam. I wiem teraz o tym, co się z tobą wcześniej stało. To, co zrobiłeś ma swoje usprawiedliwienie. Przez tego człowieka twoi rodzice nie żyją, a ty na pewno nie miałeś później łatwo. Ludzie robią gorsze rzeczy niż ty, uwierz mi- zapewniła mnie.
         Spadł mi kamień z serca. Jade nie zaczęła się na mnie drzeć albo coś. Była taka spokojna i wyrozumiała.
Teraz wiem, czemu.
-Teraz ty- powiedziałem. Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona.
-Co ja?- zapytała.
-Twoja kolej żeby powiedzieć, co masz na sumieniu- odparłem. Leto usiadła jakby obrażona na siedzeniu.
-To nieistotne- odparowała.
-Myślę, że jednak jest, bo uciekamy przed bliżej niezidentyfikowanym KIMŚ, a ja chciałbym wiedzieć, o co chodzi.
-Tylko obiecaj, że się nie zaczniesz drzeć- poprosiła dziewczyna.
-Chyba nie mogłaś zrobić czegoś bardzo strasznego- zaśmiałem się, ale kiedy zobaczyłem wyraz jej twarzy, mina mi zrzedła.

-Moja historia zaczyna się właśnie w Chorwacji...
____________________________________________

Witajcie moje żyrafki!
Na szybko przesyłam taki rozdział, bo w ogóle dzisiaj miałam mię dodawać, bo moja ciocia zaszła w ciążę i zaraz jadę na party-niespodziankę dla niej. Dlatego też może być dużo błędów :P Więc...jak wam się podoba? Co sądzicie o przeszłości Harrego? Jakieś spostrzenia? PISZCIE! Przypominam o możliwości zadawania pytań mi bądź bohaterą ;)
A teraz au voir!

wtorek, 3 czerwca 2014

Chapitre 11

Zszedłem z dziewczyny i szybko opuściłem głowę w dół, bo znowu usłyszałem strzał.
-O matko, on nigdy nie da mi spokoju- krzyknęła ze wściekłością Jade.
-Chodź- powiedziałem szybko i wziąłem ją za rękę. Pobiegłem szybko w stronę wyjścia i wybiegliśmy z mieszkania.
-Zwariowałeś? Chcesz im nas wystawić?- spytała Leto. Nie za bardzo przejmując się jej spostrzeżeniem, otworzyłem drzwi do wyjścia ewakuacyjnego.- Harry!- krzyknęła dziewczyna i wyrwała mi się. Odwróciłem się zdziwiony. Nie miałem czasu, żeby tracić go na jakieś bezsensowne dyskusje.
-Słuchaj, musimy iść rozumiesz? Inaczej będzie z nami bardzo źle. Więc zaufasz mi?- spytałem krótko. Jade wzięła głęboki wdech i zaczęła się zastanawiać.
-Teraz ty mnie posłuchaj. Ten, kto nas goni to nie jest żaden pomyleniec tylko dobrze wyszkolony zabójca. Więc mam nadzieję, że nie wybrałeś najbardziej oczywistej drogi ucieczki- powiedziała. Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Wyszkolony zabójca? I skąd mogła wiedzieć, kto nas goni? Sam tego nie wiedziałem, a ona była tego wyraźnie pewna. Jakby to było związane z jej pobiciem.
-Dobra, a teraz chodź- rzuciłem i znowu pobiegliśmy. Jednak nie ruszyliśmy w stronę parkingu. Na pół-piętrze był zsyp na śmieci.
-Wskakuj, na co czekasz?- spytałem ją retorycznie, kiedy stałem z odsuniętą klapą. Jade miała maksymalnie rozszerzone oczy.
-Że ja mam wskoczyć w śmieci? Po moim trupie- oświadczyła.
-Może to się niedługo stać, bo nie wiem czy zauważyłaś, ale ktoś nadal strzela!- krzyknąłem. Dziewczyna spojrzała na mnie wzrokiem mordercy i wskoczyła do dziury. Usłyszałem jak Jade wpada do kontenera i wskoczyłem za nią. "Tunel" nie był długi, więc szybko znalazłem się na dole. Spadłem obok Leto, ale ona nie siedziała tam za długo, bo od razu zaczęła wychodzić z kontenera.
-Jeszcze raz coś takiego zrobisz, a nie ręczę za siebie- powiedziała ostro. Sam miałem ochotę jej coś zrobić. Nie dość, że się dla niej narażałem, to ona jeszcze miała jakieś pretensje!
-Nie mam ochoty się teraz z tobą spierać, więc idziesz ze mną czy wolisz zostać i mieć randkę z twoim "zabójcą"- spytałem z lekką wściekłością. Jade podniosła oczy do góry.
-To gdzie mamy iść?- zapytała. Delikatnie się uśmiechnąłem i wziąłem ją za rękę. Przyspieszyłem kroku, bo chciałem żebyśmy znaleźli się jak najdalej od mojego mieszkania. Ruszyłem w stronę starych bloków. Miałem zamiar wejść w nich na przystanek i pojechać w stronę agencji. Tylko tam mogliśmy być bezpieczni. Jednak, kiedy odeszliśmy na mniej więcej 500 metrów od apartamentowca, usłyszałem wybuch. Odwróciłem się i zobaczyłem kłęby dymu wydobywające się prawdopodobnie z mojego mieszkania. Spojrzałem z przerażeniem na Jade. Ona stała jak wryta. Jakby nie do końca mogła uwierzyć w to, co zobaczyła.
-To wszystko moja wina- usłyszałem jej cichy szept. Bez namysłu odwróciłem się i obydwoje zaczęliśmy biec. Musieliśmy jak najszybciej znaleźć się w jakimś autobusie. Ujrzałem w oddali jakiś przystanek.
Styles, debilu! To jest za blisko! Złapią was!- pomyślałem, ale nie miałem lepszego pomysłu. Podbiegliśmy na przystanek i akurat wtedy podjechał autobus. Weszliśmy do środka i posadziłem Jade na samym końcu. Usiadłem obok niej i złapałem ją za rękę. Dziewczyna cała się trzęsła. Była przerażona.
-Hej, będzie dobrze- powiedziałem starając się ją pocieszyć. Ona spojrzała na mnie i delikatnie mnie przytuliła.
-Harry obiecaj mi, że mi pomożesz- wyszeptała- błagam.
-Oczywiście, że ci pomogę i obiecuję, że nigdy cię nie opuszczę, rozumiesz- powiedziałem, a dziewczyna podniosła się i nieśmiało się uśmiechnęła.
-Dziękuję- odparła.- Harry jedziemy do agencji, prawda?- zapytała. Pokręciłem twierdząco głową.
             To było jedyne racjonalne wyjście. Jednak trudno było mi pojąć, co się właściwie działo. Bywałem w większych tarapatach i miewałem gorsze problemy, ale w tym wszystkim zastanawiało mnie tylko jedno. Jak ta mała, niewinna i słaba istota, która siedziała obok mnie trzęsąc się ze strachu, mogła być powodem tego całego zamieszania. Było to dla mnie nie do pojęcia. Jade wyraźnie wiedziała, że to przez nią, a ja nadal nie wiedziałem, dlaczego. To było podejrzane.
               Z przemyśleń wyrwał mnie głos z głośników, który informował, że już dojechaliśmy do naszego celu. Wyszedłem razem z Jade z autobusu. Ruszyłem od razu w stronę mostu, którym mieliśmy dojść do budynku agencji. Jednak kilka metrów przed wejściem Jade szarpnęła mnie zaciągnęła do bocznej uliczki.
-Co ty robisz?- spytałem zdziwiony.
-Harry nie możemy tędy iść- oświadczyła mi Leto.
-Jak to?- dopytałem. Dziewczyna głośno wetchnęła.
-Przy wjeździe na most stoi policjant i wszystkich legitymuje- powiedziała. Mnie to jednak nie zdziwiło. Takie kontrole czasem się zdążały. Miały one na celu sprawdzenie czy nikt podejrzany nie chce wejść do agencji. O była nieco przewrażliwiona po tym jak ktoś kiedyś wysadził biuro jej poprzedniczki.
-Jade, to normalne- zacząłem ją uspokajać.
-Nie, to nie jest normalne. Ten policjant jest podstawiony. Ja go znam. On go tu przysłał- powiedziała tajemniczo. Jaki on? W każdym razie dziewczyna mogła mieć rację. Nawet, jeśli jej nie miała, wolałem nie ryzykować. Jednak pojawił się kolejny problem. Co miałem zrobić? Jeśli ten cały "on" był zdolny zrobić takie rzeczy i tak dużo wiedział, wolałem nie narażać Louisa i do niego nie jechać.
-Co proponujesz?- Spytałem dziewczyny.
-Musimy wyjechać z miasta, natychmiast- oświadczyła. Zdziwiła mnie jej prośba.
-Z miasta? Czy to konieczne?- dopytałem.
-Tak. Musisz mi zaufać. Nie znasz go, a ja nie mam teraz czasu, żeby ci to wszystko wyjaśnić- powiedziała szybko.
                Wziąłem ją za rękę i ruszyłem do miejsca, które jako pierwsze przyszło mi do głowy. Było niedaleko stamtąd, więc szybko tam doszliśmy. Jednak przez całą drogę nie mogłem przestać myśleć o tym kimś, przez którego mamy takie problemy. Jade mówiąc o nim, nie wygląda jakby się bała. Wygląda jakby go miała dość i jakby był on tylko kulą u nogi. Jednak ten ktoś musiał być kimś ważnym, żeby pozwolić sobie na takie rzeczy.
-Że, co?- spytała zdziwiona Jade.
Styles! Czy jesteś naprawdę aż tak wielkim idiotą!?- skarciłem się w myślach. Dobrze, nie pomyślałem. Nie wiedziałem, że Leto tak gwałtownie zareaguje. Otóż miejscem, które było "ściśle tajnym" miejscem gdzie każdy agent MI6 i MI5 mógł znaleźć pomoc, był burdel. To była genialna przykrywka! Jednak nie przewidziałem, że Jade się zdziwi. Głupi ja.
-Posłuchaj to nie wygląda tak jak myślisz. Znaczy się wygląda, ale to nie do końca to- zacząłem tłumaczyć. Jade nadal patrzyła na mnie jak na wariata.
-Oczywiście mój drogi. Schowajmy się w burdelu. Będzie fajnie- powiedziała z ironią. Spuściłem głowę na dół i wziąłem ją za rękę. Otworzyłem drzwi i wchodząc do środka mocniej złapałem dziewczynę. W środku nie dało się poznać, że jest to dom publiczny. Salon, recepcja zwał jak zwał była bardzo elegancka. Przy stole siedziała straszą kobieta.
-Witaj Harry- powiedziała z uśmiechem-, po co dzisiaj przychodzisz słońce?- zapytała.
-Muszę porozmawiać z Eric’iem. Natychmiast- odparłem szybko. Uśmiech znikł z twarzy kobiety.
-Teraz może być z tym problem. Jest na górze u siebie w biurze i myślę, że szybo stamtąd nie zejdzie- oświadczyła.
-To go ściągnę, bo nie mam za dużo czasu- oznajmiłem i ruszyłem na górę.
-Eee...Harry, a ja?- spytała z przerażeniem Jade. Odwróciłem się szybko i się uśmiechnąłem.
-Kochanie zostań tutaj. Grace się tobą zajmie- powiedziałem i zostawiłem ją na dole. Szybko poszedłem do biura Ericka i zapukałem. Z środka dobiegały nie ciekawe odgłosy.
-Otwórz! Tu Harry!- krzyknąłem i nic już nie słyszałem. Nagle z pokoju wyszła dziewczyna i zalotnie się do mnie uśmiechnęła. Zrobiłem to samo, ale szybko wszedłem do środka. Za biurkiem siedział Eric i jeszcze się ubierał.
-Obiecuję ci, że jeśli jeszcze raz mi przerwiesz to pożałujesz- zagroził. Nie obchodziło mnie co powiedział i szybko stanąłem przy biurku i oparłem się o niego.-Styles radzę ci zabrać łapska, jeśli nie chcesz ich pobrudzić- zaśmiał się mężczyzna. Niemal odskoczyłem od blatu.
-Słuchaj, nie za bardzo mam czas, więc proszę cię o jakieś ogarnięcie- powiedziałem szybko.
-Słucham cię synu- odparł Eric.
-Potrzebuję samochodu, pieniędzy i broni, natychmiast- oświadczyłem. Mężczyzna się zaśmiał.
-Niezła prośba. Dobrze, ile chcesz kasy?-Zapytał.
-Z 1000 funtów- powiedziałem. Erick otworzył jedną z szuflad i wyjął pieniądze oraz pistolet. Podał mi je- a kluczyki?- zapytałem. Mężczyzna wstał i ruszył do drzwi.
-Przyjacielu samochód jest na zewnątrz, a kluczki u Grace. Zresztą pozwól mi pochodzić- oznajmił. Wstałem i ruszyłem za nim. Wyprzedziłem go i szybko zbiegłem po schodach. Jade stanowczo za długo tam przebywała beze mnie.
-Uh la la. Styles czy to twoja nowa dziewczyna? Bo jeśli tak, to królewno muszę cię ostrzec, że ten tu dżentelmen nie słynie z najdłuższych związków- powiedział szyderczo. Jade przewróciła oczami.
-Tak się składa, że nie i jest to córka Jareda Leto, więc radzę ci się zachowywać- oznajmiłem. Z twarzy Erica znikną uśmiech. Ogólnie tamci dwaj za sobą, delikatnie mówiąc, nie przepadali.
-Grace słonko, daj mi kluczyki z numerem 12 i wszystkie papiery- powiedział mężczyzna. Kobieta szybko zrobiła to, o co została poproszona. Wyszliśmy z Eric'iem na dwór, a on wskazał na dużego Land Rovera.
-Tylko go nie zniszcz. To cudeńko nie kosztuje grosze- ostrzegł mnie. Uśmiechnąłem się delikatnie i wziąłem od niego kluczyki.
            Kiedy weszliśmy do środka Jade westchnęła.
-Nigdy mnie tak nie zostawiaj. Następnym razem zwariuję- oświadczyła dziewczyna.

Zaśmiałem się cicho. Odpaliłem samochód i wyjechałem z parkingu.
____________________________________________

Witajcie moje kaczuszki!
Dzisiaj przesyłam wam tak rozdział. I oto co się dzieje! Harry i Jade muszą uciekać! Matko Boska! Strzały, wystrzały, eksplozje, kaczki ninja! Wszystko NARAZ! Co sądzicie o tym wszystkim? Jakieś skargi wnoski bądź zażalenia? PISZCIE! Czekam i chętnie odpowiem na wasze pytania :3
I UWAGA. Nie myślałam, że kiedykolwiek to napiszę, a jednak. Mam do was prośbę...tak do WAS ;) Otóż moja siła przebicia na Twitterze i wszędzie indziej jest widocznie mała, bo nawet jak spamuje linkiem do opowiadania to mało osób w to wchodzi...I TU ZWRACAM SIĘ DO WAS! Czy moglibyście mi pomóc jakoś w rozpowszechnieniu mojego opowiadania? W każdy sposób jaki wam do głowy przyjdzie! Oczywiście nie stawiam wam warunku "jak nie pomożecie to kończę pisać", bo to byłoby idiotyczne, a zresztą nie wytrzymałabym bez was :* więc jeśli chcecie, możecie, to proszę was o tę drobną pomoc :3
To byłoby na tyle. Żegnam czule i do wtorku :)