Obudziłem
się z krzykiem. Byłem cały mokry, a mój oddech był niespokojny. Ten sam
koszmar, który nękał mnie od kilku miesięcy. Nie mogłem po nim normalnie myśleć,
przez co najmniej kilkanaście minut.
Kiedy już uspokoiłem oddech usiadłem na brzegu łóżka. Wyjrzałem za okno,
na zewnątrz było już jasno, ale wiedziałem, że słońce musiało wzejście
niedawno. Znowu niedane było mi spać nieco dłużej. Ktoś bardzo tego nie lubił.
Niepewnie otworzyłem jedną z szuflad stoliczka nocnego, który stał obok
mojego łóżka. Wyjąłem z niego zeszyt. Ludzie pracujący w szpitalu, mówili, że
powinienem tam zapisywać wszystkie moje odczucia, przemyślenia. Jednak jedyne,
co mogłem tam zapisywać to liczby. Chociaż bardzo dobrze je pamiętałem, to były
moje jedyne myśli godne zapisania. Jako że był nowy dzień, nadszedł czas na
nową liczbę.
1009
To były dni. Dni bez niej. Po dwóch, blisko trzech latach, nie miałem do
niej żalu. Miała prawo ułożyć sobie na nowo życie. W głębi duszy chciałem, żeby
tak było. Nie byłoby sensu z nią być. Taki ktoś jak ja na nią nie zasługiwał.
Byłem tylko zniszczonym alkoholem i lekami psychotropowymi 29-latkiem. Kto by
mnie chciał.
Wstałem z łóżka. Nie mieszkałem w takim zakładzie psychiatrycznym rodem
z horrorów. Nie oszukujmy się, mało jest teraz takich szpitali. Było tam mi dobrze.
W moim pokoju przeważały odcienie białego lekko wpadającego w żółty. Meble były
w odcieniu brzozy. Czułem się tam bezpiecznie. Jednak pod osłoną nocy, zawsze
musiało się coś wydarzyć.
Podszedłem do niewielkiej szafy. Otworzyłem po kolei każdą z szuflad i
wyjąłem potrzebne do ubrania mi rzeczy. Położyłem je na łóżku i udałem się do
toalety.
Pomieszczenie jak każde inne. Prysznic, ubikacja, szafka na kosmetyki i
umywalka, nic nadzwyczajnego. Zdjąłem piżamę, która znowu była cała przepocona.
Jednak znowu mnie to nie obchodziło. Pielęgniarki zawsze zabierały ją do
pralni.
Wszedłem pod prysznic. Nie zdziwiło mnie, że najpierw poleciała zimna
woda. Byłem do tego przyzwyczajony. Ciecz spływała po całym moim ciele. Podczas
mycia, powrócił do mnie koszmar, a raczej Jade.
Przychodziła do mnie każdej nocy. Po prostu leżała koło mnie. Czasem
pobawiła się moimi włosami albo kreśliła kółka na moim brzuchu. Dopiero później
zaczynała mnie całować. Zawsze obiecywałem sobie, że nie odwzajemnię tego, ale
ulegałem pokusie. Robiła ze mną, co tylko chciała. Myślała, że przestanę kochać
Jade, bo ona niby
obnażała jej prawdziwe ja. Jednak nie udało się jej to. Ona była tylko wytworem
mojej wyobraźni, który starał się zawładnąć moim umysłem.
Kiedy już skończyłem się myć, wziąłem ręcznik i się nim wytarłem. Potem
oplotłem go wokół moich bioder. Stanąłem naprzeciwko lustra. Nie wyglądałem jak
kiedyś. Mocno schudłem, prawie 15 kilo. Zniknęły mięśnie, które kiedyś miałem.
Wtedy była tam tylko skóra, kości i trochę tłuszczu. Byłem cały blady. Tęczówki
moich zielonych oczu też wyblakły. W dodatku wokół oczy miałem duże sińce.
Standard u osoby, która zażywała tyle leków, co ja. Jednak, kogo to wtedy
obchodziło.
Wyszedłem z łazienki. Dopiero wtedy spojrzałem na zegarek, który wisiał
na jednej ze ścian. Wskazówki wskazywały 6. Za godzinę powinna do mnie była
przyjść pielęgniarka. Przebrałem się, więc w rzeczy, które wcześniej sobie
naszykowałem. Bałem się wrócić do łóżka. Ona znowu mogła wrócić.
Usiadłem,
więc w kącie. Podkuliłem nogi do piersi i siedziałem. Potrafiłem wyłączyć
umysł. Nie był mi już do niczego potrzebny. Nie umiałem z niego korzystać.
Byłem tylko kolejnym wyniszczonym człowiekiem, którym się nikt nie
przejmował.
Znaczy się, przejmował się mną chyba Louis. Nie wiem, bo nie widziałem
się z nim od 410 dni, czyli od mojego zamieszkania w szpitalu. Na początku,
pojawiał się u mnie prawie codziennie. Jednak nie chciałem się z nim widzieć.
Musiał o mnie zapomnieć, zacząć żyć. Było to samolubne z mojej strony, ale
musiałem to zrobić. Nie mogłem pozwolić, żeby nadal żył mną. Byłem wrakiem,
kimś zniszczonym. Nie dało się mnie już uratować. Lekarze robili, co mogli, ale
ja nie chciałem. Jak brzmiała diagnoza?
„-Cierpisz na
depresję przewlekłą. Na początku myślałem, że to tylko depresja epizodyczna.
Uwolniono cię z niewoli, zabrano dziewczynę. Uważnie prześledziłem wszystkie
nasze rozmowy. Jesteś najcięższym przypadkiem w całej mojej karierze. Musisz
chcieć walczyć. Mam nadzieję, że będziesz mieć wolę życia.
-Wiem, że i tak umrę, jako uzależniony od leków antydepresyjnych
chłopak. Wiem, że umrę wcześnie”
Musiałem rozmasować udo. Tak, nadal mnie bolało, chociaż lekarz sądził,
że to urojenie. Jednak nie obchodziło mnie to. Najbardziej wkurzało mnie to, że
wszyscy na około starali się mnie na siłę uszczęśliwić. Myśleli, że ich
terapie-cuda mi pomogą. Nie chciałem niczyjej pomocy. Chciałem zasnąć, ale w
ośrodku bardzo dobrze pilnowali, żeby nikt nie zamknął oczy na dłużej.
Siedziałem tam bardzo długo. Nagle
usłyszałem pukanie do drzwi. Nie odezwałem się i od razu do środka weszła
kobieta.
Pracowała tam, jako pielęgniarka i nazywała Ayumi. Była ona z
pochodzenia Azjatką. Tak przynajmniej sądziłem, patrząc na jej rysy twarzy i
imię. Oczy miała skośne, a tęczówki wypełniały niemal całe oko. Jej proste
włosy miały nieskazitelnie czarny kolor. Miała śniadą cerę. Dziewczyna miała nie
więcej niż 24 lata.
-Dzień dobry Harry- powiedziała z uśmiechem.
Widziałem, że niosła na tacy leki. Wreszcie, coś, co mogło spowodować, że znowu
byłem otępiały.
-Nie mów dzień dobry. Nie wiesz, jaki dla kogoś może
być to dzień- mruknąłem. Ayumi przewróciła oczami.
-Ty i te twoje filozoficzne poglądy. Może chcę, żeby
twój dzień był dobry i tego ci życzę?- zapytała. Ja delikatnie się uśmiechnąłem
i wstałem z miejsca. Azjatka zawsze musiała coś powiedzieć.
-Już wiesz, że jest zły- zauważyłem, a ona pokiwał
twierdząco głową.
-Po takim czasie widzę pewne rzeczy. Zawsze, kiedy
miałeś koszmary, to szedłeś się myć. Dzisiaj masz mokre włosy, a w kącie leży
ręcznik- zaczęła mówić.-Znowu ona?-
zapytała tym razem zmieniając ton na łagodniejszy. Spuściłem głowę.
-Tak. Czy możesz mi już dać leki, proszę-
powiedziałem szybko. Nie lubiłem rozmawiać z kimkolwiek o Jade. To był bardzo
ciężki dla mnie temat. Mówiłem o niej cokolwiek tylko w ostateczności.
Ayumi pokiwała twierdząco głową. Wysypała na moją rękę leki i podała
wodę. Szybko połknąłem całą zawartość. Tak, było to już uzależnienie. Jednak,
kogo to obchodziło.
-Harry, mam do ciebie pewien interes- powiedziała
dziewczyna. Zdziwiłem się nieco, bo ona nigdy czegoś takiego nie mówiła. To
było podejrzane.- Wiesz, jest na oddziale, ten facet z zespołem Tourette'a. I
ogólnie miałam gorszy dzień i trochę za ostro z nim postąpiłam, a ma on bardzo
bogatą rodzinę. W dodatku nie mam obywatelstwa i oni nasłali jakąś inspekcję,
która ma sprawdzić jak ja pracuję. Czy gdyby cię o coś pytali, to mógłbyś mnie
dobrze ocenić?- zapytała z nadzieją w głosie.
-A co z tego będę miał?- zapytałem z rozbawieniem.
Nie należałem do ludzi bezinteresownych, a ona o tym wiedziała. Jednak
powiedziałbym tym ludziom, że jest wspaniałą pielęgniarką, ale ona nie była
tego świadoma.
Azjatka wyjęła coś z kieszeni.
-Ją-
powiedziała. Było to zdjęcie, zdjęcie Jade. Lekarz stwierdził, że za dużo o
niej myślę. Wróć, że myślę o niej obsesyjnie. Z tego powodu zabrał mi jej
fotografię. Byłem wtedy zdruzgotany. Nie odzywałem się przez kilka miesięcy. A
Ayumi trzymała w swoich dłoniach jej zdjęcie.
-Skąd to masz?- spytałem ledwo słyszalnym głosem.
Ona delikatnie się uśmiechnęła.
-Podkradłam lekarzowi, więc co? Jaką będę mieć
ocenę?- zapytała.
-Najlepszą. Daj mi ją- powiedziałem szybko. Nie
mogłem uwierzyć, że moja Jade, a nie Jade tam była. Tęskniłem, nawet za głupią
fotografią. Była ona ostatnią rzeczą, która przypominała mi o niej.
Ayumi bez wahania podała mi zdjęcie. Wziąłem je do rąk i zacząłem
uważnie przyglądać się Jade. Nigdy się nie zmieniała i pozostawała taka sama.
Jednak świadomość tego, że to jej fotografia, powodowała u mnie coś
niesamowitego. Uczucie szczęścia z domieszką goryczy. Wiedziałem, że kiedy
dotykam tego papieru, nie dotykam jej naprawdę. To było okropne uczucie.
-To naprawdę twoja Jade?- zapytała nieśmiale. Zdziwił
mnie ton jej głosu. Jakby była podekscytowana faktem, iż Jade to Jade.
-Tak- powiedziałem niepewnie. Dziewczyna uśmiechnęła
się delikatnie. Potem wyszła bez słowa z pokoju. Już wtedy wiedziałem, że
tamten dzień nie mógł być normalny.