-Hej Harry- powiedziała radośnie Jade. Stałem w
kuchni i robiłem nam śniadanie. Dziewczyna przed chwilą wstała z łóżka.
Założyła moją koszulę, która była pozapinana w cały świat. W dodatku była
zaspana i to nadawało jej to ogromnego uroku. Mimo tego, że cały czas była
piękna. To było irytujące. Nie mogła przestać być perfekcyjna.
-Cześć skarbie- rzuciłem szybko i powróciłem do
dalszego przyrządzania kanapek. Dziewczyna stanęła po przeciwnej stronie blatu.
-Te pyszności tylko dla mnie?- zapytała. Zaśmiałem się
cicho.
-A zjesz to wszystko?- odpowiedziałem pytaniem. Ona
udał, że nad czymś się zastanawiała. Po czym zrobiła nietęgą minę i pokręciła
przecząco głową.
-Nie, ale na pewno mi pomożesz- oznajmiła z
zadowoleniem. Odłożyłem nóż, którym smarowałem masło. Podszedłem do dziewczyny.
Ona była taka wspaniała. Cały czas ze mną była. Jak ja ją kochałem, a ona mnie.
Stanąłem naprzeciwko niej i objąłem ją w tali.
-Jak zwykle ci pomogę moja księżniczko-
powiedziałem. Jade poszerzyła swój uśmiech. Stanęła na palcach, żeby przybliżyć
się do mnie. Od razu wykorzystałem to, żeby złożyć delikatny pocałunek na jej
wargach. Ona go odwzajemniła. Z czasem pocałunek zaczął się robić coraz
bardziej zachłanny. Podniosłem dziewczynę za biodra i podszedłem do stołu. Nadal
nie przerywając całowania, pomogłem jej usiąść na blacie.
Uwielbiałem ją tak całować. W ogóle uwielbiałem ją całować. Wtedy przez
całe moje ciało zawsze przechodziły fale przyjemnego ciepła. Wiedziałem, że ona
też to bardzo lubiła.
-Kocham cię- wyszeptałem w przerwach między
pocałunkami. Wsunąłem wtedy moją rękę pod bluzkę i przejechałem po linii jej
kręgosłupa.- Cholernie cię kocham- mówiłem dalej. Oderwałem się od jej ust i
zacząłem ją całować po szyi. Wiedziałem, że mogła dać się zabić za to, żebym to
robił. Zatopiła wtedy delikatnie dłonie w moich włosach.
-Ja ciebie też- powiedziała. Nagle usłyszałem jej
cichy śmiech. Nie zwróciłem na niego uwagi. Zacząłem wtedy składać pocałunki
bliżej jej żuchwy. Boże jak, ja to kochałem. Poczułem jak przybliżyła swoje
usta do mojego ucha.
-Jednak oboje dobrze wiemy, że mnie tu nie
ma-oznajmiła mówiąc to subtelnie. Wtedy zamarłem. To znowu się stało. -Jestem tylko iluzją, którą chcesz zobaczyć, Harry- szeptała mi dalej.
Moje serce biło bardzo szybko. Znowu zacząłem wariować. Nie potrafiłem od niej
odejść. Nadal chciałem ją czuć, chociaż wiedziałem, co się stanie.-Kochaj mnie
dalej. Kochaj mnie mocniej- powiedziała.
Zamknąłem oczy. Nadal czułem ciepło jej ciała. Jednak wiedziałem, że
znowu to się stało. Znowu mi odwaliło. Byłem tchórzem, bo bałem się podnieść
powieki. Nie chciałem, żeby ona zniknęła. Chciałem, żeby było tak zawsze.
Wtedy zaczęły do mnie dochodzić wszystkie dźwięki, które mnie otaczały.
Słyszałem urywki rozmów ludzi. Gdzieś ktoś szedł i pchał wózek. Odgłosów było
coraz więcej. W dodatku przestawałem odczuwać jej obecność. Znikała wraz z moim
powrotem. Jednak jak zwykle musiała.
-Kochaj tak mocno, aż umrzesz- ledwo usłyszałem jej
głos.
-Kocham cię- wyszeptałem i otworzyłem oczy. Wokół
mnie było pełno ludzi. Wszędzie gdzieś biegali albo coś robili. Musiałem
odtworzyć gdzie ja byłem. Znajdowałem się w szpitalu. Moja dłoń spoczywała na
kieszeni ze jej zdjęciami.
-Hej, coś się stało?- zapytał z troską Louis. Nie za
bardzo mogłem się otrząsnąć. Byłem wtedy zdezorientowany. Kompletnie nie wiedziałem,
co się ze mną wtedy działo. Chłopak zobaczył to i potrząsnął mnie za ramię.-Halo,
Ziemia do Harry’ego- delikatnie się odwróciłem w jego stronę. Bałem się mu o
tym powiedzieć. Znowu się to wydarzyło, w dodatku w szpitalu. Nie umiałem tego
kontrolować.
Jade miała rację. Zawsze ze
mną była i nie zniknęła chociażby na chwilę. Zawładnęła całym moim umysłem. To
było straszne. Nie potrafiłem się od niej oderwać. Tylko i wyłącznie to pozwalało mi o niej
przestać myśleć, ale tylko na parę minut.
-To znowu się stało- wyszeptałem. Wyraz twarzy Lou
diametralnie się zmienił. Wstąpił na nią smutek. Wiedziałem, że bolało go za
każdym razem, gdy to się działo.
Wiedziałem, że tak naprawdę bolało go, gdy na mnie patrzył. Przestałem
już być ślepy. Chłopak nie przestał mnie kochać. Nie potrafił robić nic innego.
Starał się normalnie żyć, ale ja widziałem, że nie mógł. Nie pozwolił mi się od
niego wyprowadzić. Cały czas się mną zajmował i o mnie martwił. Pogodził pracę
w agencji, z niańczeniem mnie. Nie umiałem samodzielnie żyć. Nic nie jadłem,
nie mogłem spać. Musiałem brać silne leki, od których po pewnym czasie się
uzależniłem. Louis starał się mi jakoś ulżyć cierpień, ale słabo mu to
wychodziło. Do czasu, kiedy nie postanowiłem zniknąć. Chciałem, żeby zaczął
normalnie żyć. Mnie nie było to już potrzebne. Jade nie było już tak długo.
Gdyby chciała, na pewno by do mnie wróciła. Jednak nie stało to się. Lou jej
szukał, ale miał utrudnione zadanie, bo Jared zniknął. Wszyscy oprócz niego
mnie zostawili. To bolało.
I kiedy w końcu postanowiłem odejść, chłopak się załamał. Pamiętam jak
siedział ze mną w szpitalu i po prostu płakał. Nie mógł uwierzyć, że chciałem
to zrobić. Jednak to wszystko było dla niego. Tylko tyle mogłem zrobić. Coraz
bardziej piekły mnie płuca, kiedy wiedziałem, że nie mogłem oddychać tym samym powietrzem,
co ona. Więc nie chciałem oddychać. Louis pilnował mnie od tamtej pory. Kiedy
wychodził do pracy, nie zostawało mu nic innego, jak zamykanie mnie w moim
pokoju. Wiedział, że nie ma sposobu, żeby mnie uszczęśliwić. Najbardziej nie
chciał, żebym tam trafił. Jednak ja
wiedziałem, że był to jedyny sposób. Musiałem to wtedy zrobić. Nie mogłem już
być dłużej dla niego brzemieniem. Bez względu na to czy mnie kochał czy nie,
musiałem to przerwać. I tak byłem już martwy, więc było mi wszystko jedno.
-Harry, już jest wszystko dobrze- powiedział
spokojnie. Obaj wiedzieliśmy, że nie jest dobrze. Wpatrywałem się intensywnie w
chłopaka. Chwile później zobaczyłem, że z gabinetu wyszła jakaś kobieta.
-Czy jest tu pan Harry Styles?- zapytała. Louis
niepewnie wstał z miejsca. Mi przyspieszyło bicie serca. Jednak wiedziałem, że
robiłem to, co należy. Robiłem to dla jego dobra.
-To ja- powiedziałem cicho, a pielęgniarka
uśmiechnęła się. Podniosłem się z krzesełka. Zacząłem iść razem z chłopakiem w
stronę pokoju.
-Zapraszam- odparła kobieta i zaprosiła mnie do
środka.
Było tam bardzo jasno. Światło, które wpadało do środka rozświetlało
całe pomieszczenie. W dodatku śnieg, który pojawił się w Anglii pierwszy raz od
bardzo dawna, nadawał wszystkiemu niezwykłej aury nieskazitelności. Byłem tam
już nie pierwszy raz, ale za każdym razem tamto miejsce wywoływało dziwny lęk.
Nie mogłem tego za bardzo wytłumaczyć.
Przy biurku siedział mężczyzna. Na moje oko miał koło 50 lat, ale bardzo
dobrze się trzymał. Jak zwykle był schludnie ubrany. Nie nosił jak inni lekarze
białego fartucha. Może, dlatego, że był psychiatrą.
-Dzień dobry- powiedział.
-Witam- odparłem. Jak zwykle usiadłem na krześle
naprzeciwko lekarza, a Louis stał w kącie. Wolałem, żeby zawsze przy mnie był.
-Jak się dzisiaj czujesz?- zapytał. Od razu wbiłem
wzrok w podłogę.
-Tak jak zwykle- mruknąłem, a doktor głośno
westchnął.
-To znaczy?- dopytał i już wtedy wiedział, że ta
rozmowa znowu nie przyniesie żadnych efektów.
-Beznadziejnie- odpowiedziałem. Chciałem to z nim
szybko załatwić. On już wiedział, bo rozmawiałem z nim na ten temat prze
telefon. Nie chciałem już dłużej komukolwiek uprzykrzać życia. Szczególnie
Louisowi.
-Nie ma żadnej poprawy? Nie miałeś ostatnio jakiegoś
dnia, w którym czułeś się dobrze?- zapytał z nadzieją.
-Tak, kiedy się napiłem- powiedziałem. Usłyszałem
ciche westchnięcie mojego przyjaciela.
-Harry, dobrze wiesz- zaczął lekarz.
-Wiem, ze muszę przestać pić. Wiem, ze powinienem
zacząć żyć długo i szczęśliwie, ale nie potrafię. Nie potrafię już nawet żyć-
wtrąciłem. Nie mogłem już dłużej wytrzymać mojej bezsilności.
-Nie mów tak- powiedział Louis. Nie byłem w stanie
wtedy na niego spojrzeć. Wiedziałem, że słowa, które miałem wypowiedzieć go
zranią.
-Nie umiem bez niej żyć. Nie ma minuty, w której bym
o niej nie myślał. Od roku, siedmiu miesięcy i 24 dni, nie umiem robić nic
innego. Nawet we śnie ona ze mną jest. Nie chcę już tego dłużej znosić. Jednak
wiem, że nie dopuścicie do tego, żebym to zrobił. Chcecie mnie ratować, ale ja
tego nie chcę. Obydwaj dobrze wiemy co chciał pan zrobić, kiedy spotkał mnie
pan na oddziale. Usłyszałem jak kłócił się pan z Louisem. Czemu pan go wtedy
słuchał?- mówiłem i starałem się, żebym nie załamał głosu. Mówiłem tak, jakby
mój przyjaciel wcale tam nie stał.- Nie chcę drugiej szansy. Ona do mnie nie
wróci. Nie mogę już dłużej być ciężarem. Nie chcę już mieszkać z Louisem-
powiedziałem. Chłopak do mnie podszedł i kucnął obok mnie.
-Nie masz prawa tego zrobić. Musisz walczyć, Harry
nie możesz mi tego zrobić- wyjąkał przyjaciel. Zamknąłem mocno oczy.
-Nie chcę być już ciężarem. Powinien był pan to
zrobić trzy tygodnie temu, ale uległ mu pan- powiedziałem do lekarza. Potem
odwróciłem się w stronę Louisa. Widziałem, ze z trudem powstrzymuje się od płaczu.
-Harry, błagam, nie rób tego jeszcze- wyszeptał.
-Przepraszam- powiedziałem. Usłyszałem głośne
westchnienie lekarza.
-Owszem, powinien był to zrobić. Mój błąd. Proszę
jutro stawić się na St. Valentin Street. Zobaczymy się tam i wszystko ci
wyjaśnię- odparł lekarz.
-Tak po prostu? Zamknie go pan w zakładzie i będzie
po problemie- zaczął się kłócić Lou. Słyszałem, ze jego głos przepełniony był
goryczą.
-Tam będzie miał 24 godzinną opiekę- i co z tego?
Najważniejsze będzie to, że mój przyjaciel nie będzie się ze mną musiał użerać.
Miłość jest ślepa.-Zresztą, to twój wybór Harry- zwrócił się do mnie. Tak, to
mój wybór.
Wyszliśmy z Louisem z gabinetu. Żaden z nas nie powiedział nawet słowa.
Założyłem kurtkę i zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia. Louis wyglądał
jakby był nieobecny. Na zewnątrz było zimno. Nic dziwnego, styczeń dawał się we
znaki. Obydwaj nadal milcząc wsiedliśmy do samochodu. Dopiero, kiedy chłopak
zamknął drzwi, dał upust swoim emocjom. Zaczął płakać, ale tak histerycznie. Oprał
głowę o kierownicę. Nie wiedziałem, co mogłem mu powiedzieć.
-Dlaczego taki jesteś?- zapytał nadal łkając.-Chcę
ci pomóc idioto. Bardzo chcę.
-Ale ja nie chcę. Marzę tylko o tym, żebyś normalnie
żył. Jestem dla ciebie tylko i wyłącznie ciężarem. Nienawidzę siebie. Muszę
zniknąć z twojego życia- zacząłem mu tłumaczyć i zobaczyłem, że mój głos
zaczyna się łamać. Louis podniósł głowę znad kierownicy i na mnie popatrzył.
Jego oczy były szkliste.
-Jesteś dla mnie kimś ważnym. Nie będę potrafił żyć
ze świadomością, że ciebie koło mnie nie ma. Będę do ciebie przychodzić, kiedy
tylko będę mógł. Wiesz, że to się nie skończy- wybełkotał. Nie mogłem wytrzymać
tego jak on cierpi. Jednak musiałem odejść, to było jedyne rozsądne
rozwiązanie.
-Zacznij żyć. Zacznij żyć beze mnie. Dotrzymaj
wreszcie obietnicy i przestań mnie kochać- powiedziałem. On wtedy zamarł.
Wiedziałem, że go zraniłem, ale ja nie byłem w stanie dłużej z nim być.
-Nie potrafię przestać- wyszeptał.
Nie odezwaliśmy się już potem do siebie. Nie mogliśmy znaleźć
odpowiednich słów. Nie umiałem mu już nic powiedzieć. Wiedziałem, że nie było
to wszystko łatwe, ale chciałem mu jak najmniej boleśnie mu to przekazać.
Jednak wyszło jak zwykle.
_________________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________________
Trochę się dzieje, a raczej wali :P
Pojawiła się sonda, mam nadzieję, że każdy z was zajrzy i poświęci 30 sekund, żeby oddać głos ;)
I oczywiście lecę z życzeniami :D
Zdrowych, wesołych, super świąt! Mnóstwo prezentów spełnienia marzeń i czego jeszcze chcecie :D
Hejoooooo
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial.
mam nadzieje ze louis nie pozwoli mu odejsc a jade sie znajdzie lub chociaz sa jakis znak lub podpowiedz. Czekam na kolejny!
@NiamsLov
Świetny rozdział naprawdę :)
OdpowiedzUsuńszkoda, ze to się tak potoczyło :( dlaczego ona poprostu nie wroci? On ja przecież kocha...tak nad życie. I jeszcze ten Louis to boli moje serduszko. Zawsze jak cierpi, czuję jakby wbijano we mnie malutkie igły. Ale naprawdę wspaniały blog. :)