Witaj!

wtorek, 9 grudnia 2014

Chapitre 37

Za motyw, który się tu pojawia, możecie dziękować mojej koleżance :3
_________________________________________________________________________________

Wyszliśmy razem z Louisem z klubu. Od razu podszedłem do samochodu chłopaka, który stał niedaleko. Usłyszałem tylko dźwięk, dzięki któremu wiedziałem, że auto zostało otwarte. Wszedłem do środka i oparłem się o siedzenie. Chwilę później na miejscu obok siedział mój przyjaciel.
-Zapnij pas- nakazał mi. Zrobiłem to powoli. Strasznie źle się czułem i chciałem już pójść spać.
-Gdzie jedziemy?- zapytałem słabo. Louis odpalił silni i zaczął wyjeżdżać.
-Do domu- rzucił krótko, bo skupił się na manewrze.
-Nie mam domu- odparłem ze smutkiem, a to była prawda. Moje mieszkanie zostało zmiecione z powierzchni Ziemi.
-Mój dom, to twój dom- powiedział chłopak. Trochę mnie tym uspokoił.
             Kiedy jechaliśmy, zaczęło robić się ciemno. Podążaliśmy tymi mniej zatłoczonymi londyńskimi ulicami. Słońce przepięknie oświetlało budynki. Widać było jak, od niektóry ono się odbijało.
            Mijaliśmy szybko różne domy. Wpatrywałem się za krajobraz za oknem. Nie miałem nic ciekawszego do roboty. Najchętniej bym się wyłączył i już nic nie myślał. Jednak wiedziałem, że nie uda mi się to.
             Minęło kilka minut i zaleźliśmy się na na parkingu przy budynku, w którym mieszkał chłopak. Żaden z nas nie zrobił nic. Spojrzałem w końcu na niego. Louis mocno zacisnął ręce na kierownicy. Wyglądał na zestresowanego.
-Lou, idziemy?- zapytałem. On mocno zamknął oczy.
-Tak- westchnął i wyszedł z samochodu. Zrobiłem to samo. Ruszyliśmy w stronę windy.
                 Przez cały ten czas, przerażała mnie cisza. Nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Bałem się, że zrobiłem coś źle. Od początku tamtego dnia Louis wyglądał nie najlepiej. Musiało się coś poważnego stać, a może to była moja sprawka? Nie wiedziałem, co mogłem mu powiedzieć, czy go jakoś pocieszyć. Chłopak ciągle wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w podłogę. Przerażało mnie to.
-Obiecaj, że jak tylko znajdziemy się w domu, to się położysz- odezwałem się w końcu. On pierwszy raz od długiego czasu popatrzył mi w oczy. Wtedy obnażył całe swoje zmęczenie i smutek, jakie w nim były. Wymusił delikatny uśmiech.
-Oczywiście- odpowiedział. Po chwili znaleźliśmy się w jego mieszkaniu.
                Lubiłem tam przebywać. Jego dom miał, standardowo jedno piętro. Całe mieszkanie nie miało jakiegoś ładu i składu. Panował tam wieczny bałagan. Louis nie należał do grupy tych, co lubią sprzątać. Wolał nieporządek, to mu czasem pomagało.
-Mówienie ci żebyś się rozgościł będzie czymś zbędnym- powiedział chłopak, a ja cicho się zaśmiałem. Miałem ochotę rzucić się na kanapę, ale wtedy bym z niej nie zszedł.
-Czy mogę gdzieś się położyć?- zapytałem, a Louis pokiwał głową. Zaprowadził mnie do jednego z pokojów gościnnych. Do niego czasem przyjeżdżali rodzice, więc on jego potrzebował. Chociaż przeważnie ja tam przebywałem.
         Pokój miał jedynie łóżko i szafę na ubrania. Jednak bardzo mi się podobał. Całe pomieszczenie było pomalowane na delikatny błękit. Zawsze mogłem się tam zrelaksować i czasem zapomnieć o problemach. W dodatku było tam wielkie okno, dzięki któremu mogłem podziwiać cały Londyn w jego pełnej okazałości.
         Nawet nie zauważyłem, kiedy Louis wyszedł z pokoju. Podszedłem potem do szafy z ubraniami. Otworzyłem ją i wyjąłem stamtąd rzeczy, które kiedyś u niego zostawiłem. Były to luźne spodnie dresowe i biała bluzka z napisem „Free Fucks”, którą zresztą dostałem od Lou. Przebrałem się, a wcześniejsze rzeczy rzuciłem w kąt. Opadłem na łóżko. Było mi wygodnie, mimo tego, że połowa nóg wystawała mi poza.
              Myślałem, że zaczynałem zasypiać, kiedy nagle do pokoju wszedł Louis. Chłopak zdołał zdjąć z siebie T-shirt. Jednak zauważyłem pewną zmianę. Bez słowa wstałem i zacząłem iść w stronę Tomlinsona.
-Widzę, że już sobie poradziłeś z kwestią ubrania- zażartował. Dotknąłem jego skóry na obojczyku. Chłopak zamarł. Był tam tatuaż, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Był to szereg liter w nieznanym mi języku.
חיים
-Co to znaczy?- zapytałem, a chłopak głośno westchnął.
-Życie- wyszeptał, a ja spojrzałem na niego. Obiecał, ze nigdy tego nie zrobi.
            Kiedyś rozmawialiśmy o tym, co by się stało, gdybym zniknął. On powiedział, że na pewno by mnie szukał i tak dalej. Wspomniał również, że musiałby jakoś o mnie pamiętać. Dużo ludzi łatwo mogło na niego wpłynąć. Mogli mu wmówić, że umarłem albo nie będzie mógł mnie odnaleźć, a on chciał jakoś wytrwać. Wpadł na idiotyczny pomysł, wytatuowania czegoś, co będzie mu przypominać o tym, że ja nadal żyję. Ja stwierdziłem, że tylko straci na mnie skrawek swojego ciała.
-Obiecałeś- powiedziałem. On podniósł oczy do góry.
-Obiecałem, ale nie dotrzymałem słowa. Nawet nie wiesz jak ciężko było nie pozwolić wtargnąć do mojej głowy myślą, że jednak nie żyjesz. Przynajmniej za każdym razem jak spojrzałem w lustro, wiedziałem, że gdzieś jesteś- zaczął się tłumaczyć.
-Ale nie było mnie aż tak długo- zauważyłem. On pokręcił przecząco głową.
-Trzy tygodnie. To było 21 dni. To było 21 dób, przez które cały czas cię szukałem. Myślałem, że trwało to wieczność- wycedził przez zęby.
             Aż tyle? Minęło tyle czasu. Nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nie było już maja, zaczął się czerwiec. Jeszcze to, co on mi powiedział. Nie mogłem tego pojąć.
-Przepraszam- powiedziałem słabo. Twarz chłopaka nieco złagodniał.
-Nie szkodzi- odparł. Staliśmy długo w ciszy. Widziałem, że chłopaka coś dręczy. Nie wiedziałem tylko, co.
Nie wiedziałem, jak mu to powiedzieć.
-Czy coś się stało?- zapytałem nieśmiało. Louis mocno zacisnął usta.
-Nie za bardzo wiem jak zacząć- powiedział, a ja już wtedy się zorientowałem, że ta rozmowa nie wróży nic dobrego.- Jade miała pewien powód, przez który cię nie odwiedzała- kiedy tylko wypowiedział jej imię, moje tętno przyspieszyło.- Tylko cud sprawił, że się dzisiaj znalazła w agencji. Mianowicie, wróciła Kate- myślałem, ze zemdleję. Jej matka była nieobliczalna. Znałem ją i wiedziałem, że nie pogodziła się z tym, że Jade jest dorosła. W dodatku nie chciała jej od siebie puścić. Jej przyjazd mógł oznaczać same kłopoty.- Jade starała się wyjaśnić wszystko Kate, ale ona jej nie słucha. Jest na ciebie wściekła. Nie chce, żeby…żeby jej córka zadawał się z kimś takim jak ty- powiedział. Stanęło mi serce. Poczułem jak pocą mi się ręce. Mój mózg pracował na zwiększonych obrotach.
-Co, co ona zrobiła?- zapytałem jąkając się. Louis głośno westchnął.
-Dziewczyna dostał się na studia w USA. Kate z nią tam dzisiaj poleciała- powiedział.
              Nie wierzyłem. Byłem przerażony. Ona mi ją zabrała. Zacząłem się cały trząść. Oparłem się o ścianę, bardzo ciężko oddychałem.
-Harry uspokój się, będzie dobrze- wyszeptał Louis. Ja go jednak nie słuchałem. Byłem jak w transie. Nic mnie nie obchodziło.
-Zabrała...Ona ją zabrała!- krzyknąłem.
           Nie płakałem często. Prawie nigdy. Rzadko okazywałem smutek czy jakiekolwiek emocje. Zawsze starałem się pokazywać, że jestem obojętny wobec bólu. Ale wtedy się rozkleiłem. Łzy zaczęły mi obficie płynąć po policzkach.
Nie mogłem na to patrzeć.
-Haz, proszę cię, przestań- powiedział Louis. Złapał mnie delikatnie za ramiona. Potem niepewnie przytulił.
On dłużej nie mógł
Płakałem na jego nagie ramię. Zacieśniłem uścisk. Potrzebowałem przytulenia, nawet od Louisa. Potrzebowałem jakiegokolwiek oparcia, bo czułem, jakbym został ze wszystkim sam.
-Ale ja bez niej nie przeżyję- wybełkotałem. Chłopak odsunął mnie od siebie.
-Dasz radę. Wierzę w ciebie- odparł spokojnie. Dostałem jakby ataku dreszczy.
-Ty nic nie rozumiesz- powiedziałem cicho.- Ty nic nie rozumiesz!- krzyknąłem. Zobaczyłem jak oczy Lou robiły się szkliste. Nie wiedziałem i nie interesowało mnie, czemu.
Dlaczego on mnie ranił?
-Hazza uspokój się- mówił cały czas spokojnie.
-Jak mam się uspokoić! A zresztą ty nic nie rozumiesz! Ty nigdy nie miałeś tak, że nie mogłeś z kimś być. Z kimś, kogo cholernie kochasz- krzyczałem dalej.
Ja nie mogłem dalej na to patrzeć
I nagle...Louis położył rękę na moim policzku. Zaczął go delikatnie masować kciukiem. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nie mogłem złapać tchu.
-Harry, ja w-wiem co to znaczy- powiedział ledwo słyszalnie chłopak.
To było głupie, ale nie wytrzymałem
Lou zaczął się do mnie przybliżać. Już nie było nawet milimetra odległości między nami. Chłopak nagle złączył nasze wargi. Zaczął mnie delikatnie całować. Ja nie wiedziałem, co się ze mną zaczęło dziać. Jakbym był w innym świecie. Zacząłem odwzajemniać jego pocałunek. Oplotłem ręce wokół jego szyi, a on położył dłonie na moich plecach. Czy to było...Złe? Nie. Obrzydliwe? Nie. Wspaniałe? Tak.
            W życiu nie pomyślałbym, że pocałowałbym się z chłopakiem, a co dopiero z moim przyjacielem. Wtedy zapomniałem o Jade, o wszystkich problemach. Byłem ja i on. Ja i Louis. Nic się dla mnie nie liczyło. Pragnąłem tylko jego i jego ust. Byłem zachłanny, wiem o tym. Jednak to było tak wspaniałe, że nie mogłem przestać.
Staliśmy tam może minutę, może godzinę. Nie wiem. Ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, co robimy.                       
              Odsunąłem się powoli od Lou, nie patrząc mu w oczy. Położyłem dłoń na jego piersi. Dopiero wtedy na niego spojrzałem. Zaczął płakać. Odszedł gwałtownie ode mnie. Jednak ja go nadal trzymałem mocno za rękę.
-Harry, przepraszam- wyjąkał. Wyrwał się i wybiegł z pokoju. Ja rzuciłem się za nim, ale on zamknął za sobą drzwi. Cały czas krzyczałem jego imię. Usiadłem i też zacząłem płakać.
           Najpierw Jade, potem on. W dodatku to był Louis. Chłopak, mój przyjaciel. Jak mogłem być tak ślepy. Louis mnie kochał. Mówił do mnie czasem pieszczotliwie i przytulał się, ale nie sądziłem, że to, dlatego. On się o mnie martwił, przejmował, a ja go odrzucałem. On był ze mną zawsze i nigdy mnie nie opuścił. Czułem się jak potwór. Raniłem wszystkich, których kocham. Jego, ją. I jeszcze zaczynałem wariować. Nagle zacząłem coś czuć do Louisa. Jednak nie było to to samo, co do Jade, ale czasem niektóre pocałunki mogą wszystko zmienić. Cały pogląd na świat, na życie.
Siedziałem pod drzwiami i dalej cicho łkałem. Po drugiej stronie słyszałem jak Louis głośno płakał i mruczał, że jest idiotą.

________________________________________________________________________________



A teraz coś ode mnie, czyli Doradcy do Spraw Doboru Majtek. Nie mam zbyt wiele do powiedzenia, jedynie krótkie, ale szczere 'przepraszam', bo Was trochę ignorowałam, no ale najważniejszy moment LMDC, który zresztą powstał dzięki mnie musi mieć ilustrację! Część wzorowana co prawda na innym arcie, ale co tam :P

1 komentarz:

  1. Ok....
    ja po prostu nie wiem co napisac...
    Juz nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu. Chcialabym wiedziec jak to wszystko sie dalej potoczy
    @NiamsLov

    OdpowiedzUsuń