Wziąłem ostatni łyk piwa. Spojrzałem z poirytowaniem
na pustą butelkę i odrzuciłem jak w kąt. Usłyszałem tylko jak się rozbija i
powróciłem do oglądania Mam Talent. To było tak żałosne. Ludzie niby mieli
marzenia, cele, a i tak 3/4 z nich się nie spełniły. Ja wtedy też taki byłem.
Siedziałem na kanapie i wykorzystywałem nieobecność Louisa żłopiąc piwo. Nie
miałem siły żyć, po prostu nie miałem. Bez niej życie nie miało sensu.
Rozmyślałem o niej cały czas. Widziałem ją przed oczami, słyszałem wkoło
jej głos. To było potworne uczucie. Nawet nie miałem siły nacisnąć klamki od
drzwi i po prostu wyjść jej poszukać. Poddałem się. Nie widziałem już bez niej
przyszłości. Ona mnie zmieniła, wszystko co przez nią się wydarzyło mnie
zmieniło. Cały pobyt w Newington spowodował, że byłem inny. Zdecydowanie byłem
spokojniejszy. To można uznać za plus. Jednak zauważyłem, że się bałem. W nocy
śniły mi się koszmary. Kiedy obudziłem się, myślałem, że znowu się znalazłem u
Tomo. I to mi się nie podobało. Z drugiej strony nie miało to już znaczenia.
Nie było już jej, nie było agencji. Po tym co mi powiedziała O...nie chciałem już na nią patrzeć. Jednak
słowa "sieroty to najlepsi agenci" są prawdziwe. Nic się już nie
liczyło. Ja już umarłem. Umarłem w momencie śmierci moich rodziców. Kiedy
wybuchnął ten samochód, moje życie się skończyło.
Wstałem z miejsca i udałem się do kuchni. Otworzyłem
moją ukochaną szafkę z alkoholami i zacząłem przeglądać co miałem do wyboru.
Najchętniej wypiłbym to wszystko naraz, ale zdecydowałem się na moje ulubione
whisky. Problem tkwił tylko w tym czy był sens przelewać je w ogóle do
szklanki. Otworzyłem butelkę i bezceremonialnie wziąłem duży łyk. Było mi wtedy
wszystko jedno. Pewnie gdyby ona ze mną była, nigdy by się coś takiego nie
wydarzyło.
-Ale jej tu nie ma, debilu- powiedziałem sam do siebie
i spojrzałem w telewizor. Nie wiem ile minęło czasu, ani nic. Gdyby mierzono
czas w butelkach, byłyby już 3 butelki. Zawiesiłem się ma oparciu od fotela i
oglądałem dalej.
-Co za pajac- zaśmiałem się mówiąc. Wszystko wydawało
mi się takie śmieszne. Nawet kwiatek obok był taki śmieszny.
-I widzisz- zwróciłem się do butelki- show- biznes to
niepewny interes. Nic nie jest pewnym interesem. A szczególnie życie. Ono jest
totalnie nieopłacalne. Tylko ty mi na świecie zostałaś- powiedziałem tuląc
butelkę. Nagle usłyszałem jak zamek w drzwiach się przekręca, a do środka
wchodzi Louis.
-A no i jest jeszcze mój kochany przyjaciel-
krzyknąłem z radością. Chłopak spojrzał na mnie lekko zdezorientowany, ale gdy
dostrzegł co trzymam w dłoni, wszystko zrozumiał. Odwiesił na wieszak marynarkę
i oparł się o ścianę przy drzwiach. Poszedłem do niego, a raczej odbiłem się od
wszystkich przedmiotów jakie były na mojej drodze, żeby do niego dojść.
-Cześć kochanie- powiedziałem i się na nim powiesiłem.
-Czemu pijesz?- zapytał oschle.
-A czemu jesteś nie miły?- odpowiedziałem pytaniem.
Chłopak westchnął.
-Bo powiedziałeś do mnie kochanie- powiedział ze
smutkiem.
-Bo cię kocham głuptasie- wypaliłem. Louis odsunął się
ode mnie. Ja przybrałem minę zbitego szczeniaka.
-Nie kochasz mnie- odparł stanowczo. Moje wewnętrzne
ja zaczęło krzyczeć, żebym przestał póki mogę, ale alkohol skutecznie je
zakłócał.
-Ale jeszcze wczoraj- zacząłem niepewnie. Louis
uśmiechnął się.
-Pamiętaj, że kochasz Jade, a nie mnie- upewnił mnie.
Wspomniał o niej. Tęsknota zaczęła we mnie wzrastać, ale nadal byłem zbyt
pijany.
-Nie, kocham ciebie- powiedziałem i go przytuliłem.
Chłopak jednak szybko zareagował i mnie skutecznie odepchnął.
-Za dużo wypiłeś- mruknął i mnie wyminął. Poszedłem za
nim, bo wtedy nie byłem zadowolony z tego, że mnie odrzucił.
-Boże jaki tu burdel- zaczął Louis.- Mógłbyś się
postarać nie bałaganić, proszę- zapytał. Ja usiadłem na kanapie i skrzyżowałem
ręce na piersi.
-Czuję się odrzucony i nie doceniony- mruknąłem.
Tomlinson westchnął.
-Nie czuj się tak- powiedział po prostu.
-A powiesz, że mnie kochasz?- zapytałem. Louis zaczął
być coraz bardziej zirytowany.
-Nie, nie powiem tak- odparł.
-No jakoś wczoraj było inaczej- mruknąłem. Chłopak
zacisnął mocno usta.
-Było, minęło- powiedział.
-Tak? To mogłeś mnie idioto nie całować!- krzyknąłem.
-Ty jakoś się nie broniłeś- powiedział równie wściekle
Tomlinson.
-Jakoś nie ja ładowałem ci się dzisiaj w nocy do łóżka
tylko ty mi!- tak. Louis tamtej nocy był bardzo przygnębiony i przybity. Nie
chciał spać sam więc do mnie przyszedł. Po prostu się przytulaliśmy i nic
więcej. Obydwaj tego potrzebowaliśmy. A ja mu to wtedy bezczelnie wypominałem.
Nie miałem do tego żadnego prawa. Jeszcze wszystko to co wtedy mówiłem było
obrzydliwe. Zachowałem się gorzej niż nawet skończony cham.
Chłopak się wściekł. Podszedł do mnie i uderzył mnie z
całej siły w policzek z pięści. Złapałem się za bolące miejsce i zobaczyłem, że
z nosa leci mi krew. Louis spojrzał na mnie ze zdezorientowaniem. Ja wtedy
nagle otrzeźwiałem.
-Boże, Harry przepraszam, nie wiem- zaczął się jąkać.
-Nie szkodzi, ja przegiąłem- uspokoiłem go. Tomlinson
podszedł do mnie i złapał za rękę.
-Chodź do łazienki- nakazał. Ja wstałem i poszedłem za
nim.
Usiadłem na desce sedesowej, a Louis szukał czegoś w
apteczce. W końcu wyjął z niej wacik i gazę. Przysunął krzesełko i usiadł
naprzeciwko mnie. Złapał mnie delikatnie za policzek i zaczął oglądać mój nos.
Wytarł krew, której na szczęście nie było dużo. Cały czas przyglądałem mu się
uważnie. Nie widać było żeby był wściekły. Bardziej był smutny.
-Nie złamałem ci go- zaczął.
-Przepraszam- wtrąciłem. Louis spojrzał mi w oczy.
-Nic się nie stało- westchnął.
-Stało się- zaprzeczyłem.- Znowu cię zraniłem.- Chłopak
pokręcił głową.
-Harry rozumiem, że jest ci ciężko- zaczął.
-Louis błagam- znowu mu przerwałem. Złapałem go za
rękę. Poczułem jak po moich policzkach zaczynają płynąć łzy.
-Ja wariuje. Cały czas o niej myślę. Starałem się
schlać, żeby o niej zapomnieć, ale to nie pomaga. Wszędzie ją widzę i słyszę.
Ona jest tutaj cały czas, rozumiesz? Czuję, że zaraz tu wejdzie i mnie
przytuli, że to się już skończy. Ale z minuty na minutę jest coraz gorzej-
mówiłem i płakałem coraz bardziej- błagam, pomóż mi to przetrwać. Bez ciebie
nie dam rady- powiedziałem, a Louis złapał mnie za głowę i przyciągnął do jego
ramienia, a ja od razu się przytuliłem. Płakałem tak długo, że pomoczyłem mu
koszulę. Lou siedział cicho i wytrwale znosił mój płacz. Jedyne co robił, to
delikatnie głaskał mnie po głowie. On na pewno mnie doskonale rozumiał. Ciekaw
byłem, ile razy to on płakał z mojego powodu.
-Spokojnie, zawsze przy tobie będę. Zawsze-
podkreślił.
Fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńWesołych świąt :))))
Zaprszam też do siebie presuming-harrystyles.blogspot.com
Dwa odmienne światy. Harry Styles- bezlitosny, rozpieszczony, nie cofnie się przed niczym i ona krucha postać zamieszkująca ulice tutejszego miasta. Czy gdy Harry zakocha się w dziewczynie z ulicy zmieni się ? Czy dalej będzie podążał swoim dawnym życiem ?
Hejoooo!
OdpowiedzUsuńprzybywam z moim komentarzem!
Rozdzial jak zawsze mi sie podoba!
niech harry szybko znajdzie jade...
@NiamsLov