Witaj!

wtorek, 25 listopada 2014

Chapitre 36

Hej ludziki!
Dodawanie komentarzy nie gryzie :D
_________________________________________________________________________________            
   Szybko znalazłem się w moim gabinecie. Tylko i wyłącznie cud spowodował, że nikogo nie zabiłem. Byłem wściekły na cały świat. To wszystko było tak bardzo niesprawiedliwe. Czułem jakby wszyscy się ode mnie odwrócili. W dodatku to jak potraktowała mnie O. To był najgorszy i najlepszy dzień mojego życia. Kiedy tylko wszedłem do pokoju znowu przed oczami pojawił mi się obraz Jade. Znowu poczułem jej delikatne wargi na moich ustach. To uczucie cały czas mi towarzyszyło. Jednak nie mogłem go ponownie poczuć. Nigdzie nie było mojej ukochanej.
                 Nawet nie pofatygowałem się, żeby zamknąć drzwi. Miałem nadzieję, że wchodzę tam po raz ostatni. Podszedłem do mojego biurka i otworzyłem jedną z szuflad. Zawsze miałem w niej pieniądze na „czarną godzinę”, która zdecydowanie nadeszła. Wyjąłem je stamtąd i włożyłem do kieszeni marynarki. Ruszyłem w stronę wyjścia. Ostatni raz rzuciłem okiem na mój pokój. Chyba dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jak bardzo go nie trawiłem. Nie cierpiałem go przecież. Wychodząc trzasnąłem drzwiami.
                    Wszyscy byli zdziwieni moim zachowaniem. Pytali się z troską, co mi się stało, czy czegoś nie potrzebuję. Nie obchodzili mnie oni. Chciałem stamtąd zniknąć. Musiałem uciec z tej klatki, która była jednocześnie moim życiem. Wiedziałem, że wyjście z niej definitywnie oznacza mój koniec, ale nic się dla mnie liczyło. Nic nie odpowiadałem zatroskanym kolegom i koleżankom z pracy. Zaraz, przecież już nimi nie byli.
                      Wyszedłem z agencji i uderzył we mnie powiew chłodnego powietrza. Nie miałem bladego pojęcia, który był dzień i jaka była godzina. Po prostu wyszedłem i musiałem udać się w jedno miejsce. Ruszyłem w tłum ludzi.
                     Londyn nadal żył. Życie toczyło się dalej. Na pewno tak wielkie miasto zapomniało o tak małym kimś jak ja. Byłem tylko jednostką. Nikt się mną nie przejmował. Może Louis i Jade, ale nie czułem ich obecności. Ogarnęła mnie panika i strach. Londyn wydawał mi się większy i mroczniejszy. Czułem jakby mnie pochłaniał. Chciałem, żeby koło mnie pojawiła się moja mała dziewczynka. Jednak, co ja sobie wyobrażałem, musiała się zastanowić. Jeśli ją kochałem, moim obowiązkiem było danie jej czasu.
                 Szedłem chodnikiem wśród londyńczyków i turystów. Co jakiś czas przez przypadek szturchnąłem kogoś. Zawsze wtedy ktoś mruczał coś pod nosem. Nie interesowało mnie to nawet w 1 %. Nic mnie nie obchodziło.
                  Wszedłem na pasy, kiedy było czerwone światło. Usłyszałem tylko pisk opon. Na szczęści albo nie, kierowca zdążył wyhamować. Nie pofatygowałem się, żeby go przeprosić. Usłyszałem tylko jego krzyk. Jednak czy to było coś ważnego.
                 Po przejściu kilkunastu kolejnych metrów, dotarłem do celu mojej podróży. Stałem przed klubem „Dark Horse”. Bardzo często chodziłem do niego z Louisem. W dodatku pracował tam ktoś, kto mógł mi pomóc.
                 Wszedłem do środka. Lokal był jeszcze sprzątany. Przy jednym ze stolików zobaczyłem siedzące tancerki. Jednak nie zwróciłem uwagi na kobiety. Od razu ruszyłem w stronę baru. Usiadłem przy nim, a po drugiej stronie pojawił się barman.
                 Był on wysokim blondynem o jasnym odcieniu skóry. Miał intensywnie niebieskie oczy i uśmiech, którym nieraz skradł serca dziewczyn z klubu. Znałem go od dłuższego czasu. Nazywał się Niall Horan. Często z nim rozmawiałem, przeważnie, kiedy popadałem w okresową depresję. Zawsze słuchał mnie uważnie i starał się dawać dobre rady. Wtedy potrzebowałem takiej rady i czegoś na rozluźnienie.
-Cześć Harry- powiedział radośnie chłopak. Bez słowa rzuciłem wszystkie pieniądze na blat. Niestety, nie było ich szalenie dużo. Niall wyraźnie się zdziwił.
-To wszystko. Jeśli bym wykorzystał całą sumę to lej dalej i tak Louis po mnie przyjedzie- mruknąłem i oprałem się o stół. Barman bez słowa nalał mi do kieliszka alkoholu z colą. Postawił ją przede mną, a ja od razu się napiłem.- Następnym razem czyste poproszę.
-Oceniam twój stan na „Louis wybuli dużo kasy”. Co się stało?- zapytał Niall. Zacząłem bawić się się szklanką.
-Poznałem dziewczynę- rozpocząłem, a barman na te słowa od razu nalał mi czegoś.
-Widzę, że zapowiada się grubsza sprawa- powiedział, kiedy spotkał się z moim zdziwieniem.
-Tak, Jade jest wspaniała. Zakochałem się w niej. Po raz pierwszy poczułem coś takiego. Kiedy tylko ją widzę, wszystkie moje problemy znikają, nie myślę o nich, jest tylko ona.Moje myśli cały czas wędrują ku niej. Jest przepiękna, mądra i wspaniała. Jednak- zawiesiłem, bo te słowa nie mogły mi przejść przez gardło. Musiałem się napić i dopiero wtedy mogłem to z siebie wydusić.- Ona sądzi, że nie jest mnie warta. Mnie. Największego łotra. Nie mogę tego pojąć- wytłumaczyłem. Niall pokręcił chwilę głową i podrapał się po karku.
-Może ma swoje powody?- zapytał nieśmiale. Spojrzałem obojętnie w blat i zacząłem na nim zataczać bliżej nieokreślone wzory.
-Jakie?- odpowiedziałem pytaniem. Moje słowa przepełnione były goryczą. W dodatku po przejściu takiej odległości, zaczęła mnie boleć noga. Musiałem rozmasować udo.
-Wiesz, czy aby na pewno ona jest święta?- spytał Niall. Nie wierzyłem w to, co usłyszałem. Jak on mógł powiedzieć coś takiego o mojej Jade. Może i jej nie znał i powinienem był mu to wybaczyć, ale wtedy nie mogłem. Gwałtownie wstałem, ale ból w udzie przeważył. Wydałem cichy jęk, a Niall przeskoczył przez blat i pomógł mi nie wywalić się na podłogę.
-Dzięki- wymamrotałem, kiedy posadził mnie na krześle. Chłopak podał mi szklankę z alkoholem, a ja od razu wziąłem duży łyk.
-Słabo z tobą, nie zadzwonić po Louisa?- zapytał z troską, ale nie zwróciłem uwagi na jego słowa.
-Jade nie jest taka jak myślisz. Ona jest inna niż dziewczyny, które znałem wcześniej- wytłumaczyłem mu. Niall głośno westchnął.
-To może pogadaj z nią? Wiesz dobrze, że szczera rozmowa może dużo pomóc- powiedział blondyn. Wtedy ledwo powtrzymałem się od załamania. Znowu przypomniało mi się to, że jej nie ma koło mnie. Powrócił strach długiego rozstania.
-Tylko, ona uciekła- wyszeptałem. Niall wytrzeszczył maksymalnie oczy.
-Na pewno nie uciekła, daj jej się zastanowić. Ile ona ma lat?- zapytał szybko. Zamknąłem oczy tak mocno, bo nie chciałem ich otworzyć.
-Dziewiętnaście- wybełkotałem. Chłopak poklepał mnie po ramieniu.
-Tym bardziej, powinieneś dać się jej zastanowić. Podejrzewam, że jest mądrą i rozsądną dziewczyną. Daj jej czas- zaczął mi wyjaśniać Niall.
               Może i miał rację. Jednak ja byłem zbyt załamany, żeby całkowicie zaakceptować tę myśl. Nie wiedziałem, co się ze mną kompletnie działo. To było do mnie nie podobne.
-Może. Mam tylko nadzieję, że mnie nie zostawi. Bardzo…bardzo bym za nią tęsknił- głośno westchnąłem.
              Nagle poczułem, że w klubie zapadła cisza. Dziewczyny przestały ze sobą rozmawiać. Wszystkie dźwięki ucichły. Może powiedziałem tamte słowa za głośno? Czyżby tancerki nas cały czas słuchały? Znały mnie i raczej nie spodziewały się po mnie tych słów. Czułem na sobie wzrok wszystkich osób w pomieszczeniu.
-Czy to takie dziwne, że się w kimś zakochałem?- zapytałem wszystkich ironicznie. Dziewczyny popatrzyły się po sobie. Niall zrobił to samo.
-Nigdy nie myśleliśmy, że kogoś znajdziesz. To piękne Harry- powiedział chłopak.
             Odwróciłem się z powrotem do baru. Położyłem się na blacie. Nie miałem siły się podnieść. Nie wiedziałem, co się ze mną działo. To było nierealne. Wszyscy zauważyli moją wewnętrzną zmianę. Czy miłość potrafi aż tak człowieka zmienić?
-Kocham ją. Kocham ją tak bardzo- wyszeptałem. Usłyszałem, że drzwi do baru się otwierają. Jednak nie zwróciłem uwagi na tę osobą. Dobrze wiedziałem, kto to był. Wziąłem ostatni łyk alkoholu.
-Czy mam cos dodatkowo za niego płacić?- zapytał Louis. Niall pokiwał przecząco głową.
-Nie musisz, ale zrób coś z nim- powiedział. Usłyszałem westchnienie mojego przyjaciela.
-Harry wstawaj- mruknął Tomlinson i szturchnął mnie w ramię. Podniosłem lekko głowę i na niego spojrzałem. Louis był bardzo smutny i przybity. Nakazałem samemu sobie wziąć się w garść.
-Wracajmy- wyszeptałem. Niall i Lou nieco się uśmiechnęli. Wstałem z krzesełka, ale od razu oprałem się o ramię przyjaciela, bo uda bardzo mnie bolało.
-Znowu noga?- zapytał chłopak. Pokiwałem twierdząco głową.
-Chodź, Gwiezdne Wojny nie będą czekać-mruknąłem, a Louis się zaśmiał.
-Chyba wraca- oznajmił Niall. Jednak mi nie było do śmiechu tak jak tamtej dwójce. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w łóżku i pójść spać. Ten dzień musiał się skończyć.
           Zacząłem kierować się z moim przyjacielem, kiedy barman odezwał się na pożegnanie.
-Na pewno wróci!- krzyknął.
_________________________________________________________________________________
Czyżby coś się szykowało? ;)

wtorek, 18 listopada 2014

Chapitre 35

            Otworzyłem drzwi do pokoju. Nadal nie mogłem do końca trzeźwo myśleć. Chwilę wcześniej pocałowałem się z dziewczyną, którą kocham, a ona zniknęła. Nie docierało to do mnie przez cały czas. Jednak musiałem się jakoś ogarnąć albo, chociaż przełożyć rozmyślanie o Jade na później. O ile w ogóle było to możliwe.
             Wszedłem do pomieszczenia. W środku były rozstawione dyktafony i kamery. Siedział przy nich mężczyzna z słuchawkami. Jednak najbardziej zainteresowała mnie osoba stojąca przy wielkim oknie. O intensywnie wpatrywała się w szybę. Miała obojętny i niewzruszony wyraz twarzy, tak jak zwykle. Podszedłem do niej i ujrzałem, czemu się tak przyglądała.
              Po drugiej stronie siedział mężczyzna. Kiedy widziałem go, na ta bene, tydzień wcześniej, był silnym, dumnie stąpającym po ziemi Chorwatem o ciemnej karnacji. Wtedy był tam wrak człowieka. Był blady jak papier i stracił blask w oczach. Widziałem na jego twarzy zmęczenie i smutek. Nie wiedziałem, czemu, ale to mnie dotknęło. Czułem, że nie powinno było tak być. Chociaż spodziewałem się, że odczuję ogromną nienawiści, gdy go spotkam. Jednak było inaczej i to mnie niepokoiło.
-Jeśli chcesz wiedzieć, ten Ivan jest bezpieczny. Postaram się, żeby wziął udział w programie ochrony świadków- zaczęła O. W pewnym sensie kamień spadł mi z serca, ale nie to wtedy najbardziej mnie interesowało.
-Nawet do mnie nie przyszłaś- wtrąciłem. Kobieta głośno wypuściła powietrze.
-Sądziłam, że nie było takiej potrzeby- wytłumaczyła się. Wtedy spojrzałem na nią. Nadal była obojętna.
-Rozumiem, że przez nogę skreśliłaś mnie z agencji?- zapytałem. Ona wzięła głęboki wdech.
-Dostaniesz order za zasługi i godne pieniądze do końca życia- powiedziała, a ja się głośno zaśmiałem. Nagle posmutniała.
-Co mnie obchodzą pieniądze i tytuły? Chcę tu nadal pracować, nawet być w stanie spoczynku- oznajmiłem.
-Nie pozwolę na to- oświadczyła dobitnie.
-Nie masz prawa odciągać mnie od jakiejkolwiek służby!- krzyknąłem.
-Mam takie prawo i to zrobię Styles- powiedziała równie ostro O.
-Niby dlaczego?- zapytałem.
-Bo nie będę się znowu tłumaczyć premierowi, dlaczego straciłam agenta w akcji- odparła. Zaczęła we mnie narastać większa wściekłość. Nie mogła mi tego zrobić.
-Więc robisz to tylko po to, żeby uniknąć problemu?- zapytałem z frustracją w głosie. Ona tylko przewróciła oczami.
-Tak, a żebyś wiedział. Ta misja i tak była dla ciebie trudna…
-Czekaj, co?- spytałem ponownie. O czym ona bredziła? To nie była kolejna z moich akcji.
-Wytłumaczę ci coś. Mafia Tomo była prawie nieuchwytna. Żaden agent nie mógł przeniknąć w ich strukturę, bo od razu się go pozbywali. Kiedy Eric zadzwonił, że musisz uciekać, Tomlinson wpadł w panikę absolutną i zaczął cię szukać. Po dwóch dniach wiedział już wszystko. Skontaktował się z Ivanem, ale nie mogliśmy działać za szybko. Chcieliśmy odciąć Newigton od reszty. Trochę to trwało, a Ivan starał się zyskiwać na czasie. Wiem, że to co tam przeszedłeś było straszne, ale musisz pamiętać o tym, co ci powiedziałam kiedy zacząłeś tu pracować- powiedziała O. Przełknąłem głośno ślinę.
-Jestem tylko jednostką, dobro kraju najważniejsze- wyrecytowałem słowa, które były moją mantrą. Ona zawsze musiała być taka zimna.
-Jednak, kiedy Ivan powiedział, że Tomo ma zamiar z tobą skończyć, od razu uruchomiliśmy akcję, aby cię uratować. Obydwoje musieliście zniknąć. Na całe szczęście wam się udało. I teraz, to koniec Styles. Nie jesteś już tu potrzebny- oznajmiła ze stoickim spokojem kobieta. Musiała minąć chwila, żeby przetworzyć to, co ona powiedziała. Więc to tak kończyła współpracę z agentami. Po prostu mówiła im, że nie są jej już przydatni. Wtedy całe moje ciało przepełniła nienawiść. Chciała się mnie pozbyć.
-Nie możesz tego tak skończyć- wycedziłem przez zęby.
-Powtarzam ci, że mogę i właśnie to zrobiłam, ale najpierw masz go zniszczyć- powiedziała. Spojrzałem głęboko w jej oczy. Były one przepełnione chłodem. Pierwszy raz w życiu miałem ochotę się na nią rzucić i zabić.
-Oczekujesz ode mnie, że go teraz przesłucham? Przecież już tu nie pracuję- oznajmiłem ze wściekłością.  Ona parsknęła.
-Obydwoje dobrze wiemy, że chcesz to zrobić-zaczęła i wzięła z biurka jakieś papiery.-Nie musisz tego czytać, bo jesteś żywym dowodem na bestialskość tego człowieka. Zrób to po raz ostatni- powiedziała spokojnie i dała mi akta. Stałem tam nieruchomo, bo nie wiedziałem, co zrobić. O po prostu to wszystko skończyła, a jednak czegoś ode mnie jeszcze chciała.
-Zrobię to- warknąłem i wyrwałem jej papiery z dłoni. Ona lekko podskoczyła.
-Tylko nie spieprz tego- ostrzegła mnie, a ja zaśmiałem się nerwowo. Kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Żarty sobie robisz? Ja nigdy takich rzeczy nie zawalam w przeciwieństwie do ciebie!- krzyknąłem dając upust mojej frustracji.
-Ja nigdy…- zająknęła się.
-Zawsze wszystko pieprzysz! Myślisz, że wywalając mnie stąd, uczynisz mnie szczęśliwym? Gówno prawda! Nie potrafię żyć wśród ludzi, czuję się obco. Oni mnie nie rozumieją. Agencja jest dla mnie wszystkim. Dostosowałem siebie pod MI6, a ty mi to zabierasz? To tak jakbyś mnie zabiła! Czekaj, przecież już to zrobiłaś. Zabrałaś mnie wtedy z tego cmentarza! Więc jeśli już skazujesz ludzi na bycie odludkiem, to niech nim będzie do końca. Myślisz, że co ja teraz zrobię?- zapytałem ze wściekłością. Ona stała nieruchomo. Wreszcie jej wszystko wygarnąłem. Siedziało to we mnie od dłuższego czasu. Ba, od kilku lat. Nawet nie wyobrażałem sobie jak bardzo jej nienawidzę. Zniszczyła mi życie.
-Potrzebowałam cię. Teraz, już nie. Jednak chcę żebyś wiedział, że byłeś moim najlepszym agentem i nigdy o tym nie zapomnę. I masz rację. Zniszczyłam ci życie, przykro mi z tego powodu. Zanim wyciągniesz pochopne, ale może też trafne wnioski, chcę żebyś pamiętał, że gdybym cię wtedy nie wzięła z tego cmentarza, nigdy byś jej nie poznał- powiedziała spokojnie. Dobrze wiedziała, w co trafić. Jade była moim słabym punktem. Miała 100 procentową rację.- Nie przeżyłbyś tyle ile przeżyłeś. Nie poznałbyś Louisa, Jareda. Pamiętaj, że wszędzie znajdzie się coś pozytywnego. Jednak w MI6 jest tego bardzo mało. Ciesz się z tego, co masz- mówiła swoją dobrze wyćwiczoną formułkę. Musiała być przygotowana na konfrontację ze mną. Najbardziej irytowało mnie to, że ja to wszystko wiedziałem. Jednak za dużo się wydarzyło, żeby to wszystko tak spokojnie ogarnąć.
-Do nie zobaczenia- mruknąłem. Obróciłem i poszedłem do drzwi. Kiedy miałem wychodzić O odezwała się po raz ostatni.
-Ty naprawdę ją kochasz. Może ci pomóc nie zwariować- odparła, a ja ruszyłem, żeby przesłuchać Tomo.
                    Otworzyłem drzwi z impetem, mężczyzna nawet nie drgnął. Trzasnąłem nimi i podszedłem do stolika. Usiadłem na krześle i położyłem nogi na stole. To był cud, że go nie zabiłem. O wystarczająco mnie wściekła.
-Już rozumiem, czemu nie lubiłeś tamtego krzesła- powiedział słabo. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Nie zrozumiałem do końca, o co mu chodziło. Dopiero później mnie olśniło. Zamieniliśmy się rolami.
-Nie, weź przestań. Z chęcią je od ciebie odkupię- oznajmiłem, a moje słowa były przepełnione sarkazmem. On nadal wzrok miał wbity w stół.
           Widziałem, że nie miał on najmniejszego zamiaru się do mnie odezwać. Otworzyłem akta i zacząłem je czytać.
-Chyba mniej więcej znasz zarzuty, jakie są ci postawione?- zapytałem. Tomo pokiwał twierdząco głową.
-Przyznaję się do wszystkiego- odparł, a ja maksymalnie rozszerzyłem oczy. Myślałem, że będzie stawiał opór, że choć trochę będę mógł się na nim wyżyć, a on nic.
-Tylko tyle?- zapytałem z niedowierzaniem.
-Tak. Przyznaję się. Mam dość, chcę już z tym skończyć- zaczął tłumaczyć.
-Nikogo nie obchodzi to, co zamierzasz- mruknąłem i wstałem z krzesełka. Podszedłem do wielkiego okna. Nikogo rzecz jasna, nie widziałem, ale oni widzieli mnie. Odczuwałem, że po drugiej stronie stoi O i wpatruje się w moje oczy. Pokazałem na migi OK. To było hasło, dzięki, któremu wyłączano wszystkie urządzenia, a przesłuchiwanie, dobiegało końca. Odczekałem chwilę.
           Tak się wszystko skończyło. Tomo dobrowolnie się poddał. Jednak ja nadal czułem, że w kieszeni mam zdjęcie Jade. Małej, bezbronnej, uśmiechniętej. On to wszystko zniszczył. Nie mogłem mu tego tak po prostu darować. Odwróciłem się na pięcie i podszedłem do niego. Stanąłem za nim. Widziałem, że lekko się spiął. Wyciągnąłem fotografię i rzuciłem je na stolik.
-Wiesz, kto to jest?- zapytałem z wyrzutem. On siedział i milczał. Narastała we mnie coraz większa frustracja.-Powtarzam, czy wiesz kto to jest?- powiedziałem dobitniej.
-Jade- wyszeptał, a ja nerwowo się zaśmiałem.
-Tak, masz rację. To jest Jade. A czy widzisz coś jeszcze?- dopytałem, ale on nie miał najmniejszej ochoty czegokolwiek powiedzieć.- Jest tu szczęśliwa!- krzyknąłem. Przeszedłem tak, żeby patrzeć na niego. Myślałem, że zaraz tam wybuchnę
-Jest tu uśmiechnięta, a czy wiesz co ta dziewczyna mi przed chwilą powiedziała? Że nie jest godna miłości, że nie jest godna życia!- krzyczałem na niego bez opamiętanie.- A to wszystko twoja wina! To ty ją doprowadziłeś do takiego stanu! Zadowolony z siebie jesteś?!- Tomo potulnie znosił to, co mu mówiłem. To jeszcze bardziej spotęgowało moją wściekłość. Nawet nie wyraził żadnej skruchy. Wyglądał jakby niczego nie żałował.-Powiedz cokolwiek!- krzyknąłem i uderzyłem pięścią o stół. Dopiero wtedy, on lekko wzdrygnął.
-Przepraszam- wyszeptał. Tylko na tyle było go stać. Myślałem, że go rozszarpię. Jednak powstrzymałem się. Zabrałem zdjęcia i schowałem je do kieszeni.
-Zwykłe przepraszam nie wystarcza. Nie dasz rady już tego odkręcić- mruknąłem. Odwróciłem się i podszedłem do drzwi.-Mam tylko nadzieję, że sumienie cię zniszczy. Życzę ci tego z całego serca- powiedziałem. On nic nie odpowiedział. Tak jak myślałem. Był tym wszystkim zbyt przytłoczony.
                     Nacisnąłem na klamkę, a za drzwiami zobaczyłem Louisa. Patrzył na mnie z lekkim zdziwieniem. Wyminąłem go. Musiałem zostać sam.
_________________________________________________________________________________

Hej ludziki! Przypominam wam, że możecie komentować rozdziały, zadawać bohaterom pytania i jeśli nie jesteście informowani, to również mogę was dodać do listy informowanych ;)

                                                        

wtorek, 11 listopada 2014

Chapitre 34

             4020 wyświetleń! Taniec radości TAJM!!!
_________________________________________________________________________________
  Nie miałem bladego pojęcia, gdzie mogłem znaleźć dziewczynę. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to pokój Jareda. Jednak nie było jej tam. Nigdzie jej nie było. Kompletnie nie wiedziałem, co robić. Nie mogłem jej znaleźć i to mnie irytowało. Chciałem, już z nią porozmawiać, przytulić, cokolwiek.
                Kiedy moje poszukiwania nie przynosiły efektów, postanowiłem pójść do swojego gabinetu. Minąłem inne pokoje i nacisnąłem na klamkę od drzwi. Jednak dziwne było to, że były otwarte. Nie powinno tak być. Wszedłem niepewnie do pokoju i ją ujrzałem.
                Jade siedziała przy biurku. Widziałem, że miała na sobie zieloną koszulkę, która odkrywała jej smukły brzuch. Na nogach miała długie jeansowe, nie dość obcisłe spodnie, które były przytrzymywane przez czerwone szelki. Jej włosy delikatnie opadały na ramiona. Dziewczyna wyglądała tak ślicznie.
                 Kiedy tylko wszedłem do pokoju, ona gwałtownie odsunęła się od biurka. Dopiero wtedy zobaczyłem, że przeglądała coś na moim laptopie. Była wtedy lekko przerażona, a ja podszedłem do niej. Jade zaczęła się delikatnie uśmiechać, co ja też zrobiłem.
-Cześć misiaku- powiedziałem.
-Hej- odpowiedziała z uśmiechem. Podniosłem ją z krzesełka, a ona zaczęła wierzgać nogami.-Co ty robisz?- krzyknęła przez śmiech.  Postawiłem ją obok biurka i usiadłem na krześle. Ona zrozumiała co chcę zrobić i chciała zamknąć laptopa, ale zagrodziłem jej drogę.
-Nawet o tym nie myśl- ostrzegłem ją, a ona stanęła udając, że się na mnie obraziła.
-Ja tylko przeglądałam zdjęcia- oznajmiła z niezadowoleniem. Spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem. Dziewczyna podniosła brew do góry.
-Rozumiem cię w 100 procentach- powiedziałem z zadowoleniem. Wziąłem laptopa na moje kolana.
             Miło było znowu ją spotkać. Tęskniłem za nią tak bardzo. Odczuwałem wielką pustkę gdy jej nie widziałem. Kiedy nie czułem jej bliskości, było mi źle. Czułem, jakbym stracił coś bardzo ważnego. Nie wiedziałem czemu od razu się do niej nie przytuliłem, nie powiedziałem jej tego wszystkiego.
-Doprawdy? Dlaczego?- zapytała ze zdziwieniem. Zaśmiałem się, a ona nadal patrzyła na mnie obrażona.
-Jestem tak zajebisty, że przeglądanie moich zdjęć jest oczywistością- powiedziałem, a ona przewróciła oczami. Kiedy zacząłem patrzyć w ekran laptopa, ona starała mi się go odebrać.
-Nie, proszę, ja po prostu- wybełkotała. Była tym tak zażenowana, że aż mnie to rozbawiło. Kiedy w końcu udało mi się trzymać ją tak, żeby mnie co sekundę nie uderzała w plecy, spojrzałem na album jaki przeglądała. Było to z wakacji moich i Louisa w Hiszpanii. Mieliśmy tam chyba z 1000 zdjęć. Najlepiej bawiłem się, gdy pojechaliśmy na skutery wodne. Jade akurat przeglądała zdjęcia z tamtego wypadu. Nieskromnie muszę przyznać, że wyszedłem tam nie najgorzej.
-Nie dziwię się skarbie, że z takim zaciekawieniem to oglądasz- odparłem, a dziewczyna była już cała czerwona. Starała się to jakoś to ukryć, ale nie udawało się jej to.
-Są naprawdę ładne. Wyszedłeś bardzo- zaczęła mówić, ale urwała. Odłożyłem laptopa i złapałem ją za ręce. Ona nadal stała, a ja siedziałem. Boże, jaka ona była cudowna.
-Jak wyszedłem?- zapytałem ją zachęcająca. Ona nadal była bardzo speszona. To było słodkie.
-No wiesz. Tak męsko. Naprawdę- wyjąkała, a ja poszerzyłem swój uśmiech. Ona zrobiła to samo co ja.
-Dziękuję- powiedziałem. Jade wyciągnęła rękę, żeby poprawić moje włosy. Wzięła w dłonie jeden z kosmyków i założyło za ucho. Była taka delikatna i subtelna w tym wszystkim co robiła. Tak bardzo chciałem ja przytulić. Wpatrywałem się intensywnie w jej oczy. Było kompletnie inaczej niż ja robiliśmy to kiedyś. Wtedy walczyliśmy o to, które bardziej speszy drugie. Wtedy to było po prostu piękne. Czułem takie miłe mrowienie i to nie tylko w brzuchu. Fala miłego ciepła przeszła przez całe moje ciało.
-Jesteś przystojny, wiesz?- odparła z uśmiechem. Poczułem jak moje policzki zaczynają płonąć.
-Ty też jesteś. Znaczy się nie przystojna, tylko śliczna- wyjąkałem. Ona delikatnie się uśmiechnęła.
-Przepraszam, że nie przyszłam do ciebie jak byłeś w szpitalu- wyszeptała w pewnym momencie. Ja przejechałem dłonią po jej ręce.
-Nie szkodzi- powiedziałem. Dziewczyna wypuściła głośno powietrze.
-Właśnie, że szkodzi- oznajmiła i ode mnie odeszła. Stanęła przy oknie i skrzyżowała ręce na piersi. Uważnie przyglądała się krajobrazowi za oknem. Wstałem z krzesła, aby do niej podejść. Wyglądała na smutną i to mnie bolało. Tak bardzo chciałem, żeby na jej twarzy zawsze gościł szczery uśmiech. Musiałem pilnować, żeby zawsze była szczęśliwa.
-Co się dzieje kochanie?- zapytałem. Ona odwróciła głowę w moją stronę. Zobaczyłem, że miała w oczach łzy. Wtedy tak bardzo mnie to ścisnęło za serce.
-Czemu tak do mnie mówisz?- zapytała słabo. Zdziwiło mnie to pytanie. Nie było ono ironiczne. Bardziej jakby nie mogła uwierzyć, że ktoś do niej tak mówi. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, że cały czas tak do niej mówię.
-Jade…-zacząłem.
-Dlaczego? Tak mówi się do kogoś kiedy się go kocha. Mnie nie można kochać- wyszeptała. Nie wierzyłem w to co ona mówi. Ona była tak bardzo wspaniała, nie mogła tak sądzić.
-Nawet tak nie mów- powiedziałem. Złapałem ją za dłoń i zacząłem delikatnie masować.
-Wtedy nie majaczyłeś. To nie było tak, że Tomo ci powiedział, a ty mu nie wierzysz. Nie chcesz uwierzyć, ale wiesz, że to prawda- zaczęła mówić, a to coraz bardziej mnie raniło.-Tak bardzo chciałabym, żeby taki chłopak jak ty mnie…- zawiesiła się. Złapałem ją za podbródek, żeby wreszcie na mnie spojrzała. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.- Byłam z Tomo tylko dlatego, że nikt nigdy mnie nie kochał. Byłam wyzywana, zawsze się ze mnie śmiali, bo niby byłam gorsza, bo byłam nieśmiała. A on mnie pokochał, ale ja niego nie. Jednak miłe było to, że ktoś wreszcie coś do mnie czuje. I nawet nie wiesz jakie to jest ciężkie kiedy spotykasz chłopaka swoich marzeń, a on jest starszy i zbyt idealny, żeby ze mną chodzić. Harry i nie przecz, że tego nie wiesz- powiedziała, a ja stałem tam cały sparaliżowany. Nie mogłem tego kompletnie zrozumieć. Przecież to nie mogła być prawda, że ona była aż tak niedowartościowana.
-A co jeśli powiem, że twój rzekomo idealny chłopak też czuje do ciebie to samo?- zapytałem nieśmiało. Dziewczyna zastygła. Ledwo widziałem jak oddycha.
-Kochasz mnie? Przecież to niemożliwe. Przeze mnie cierpiałeś. Tomo wiedział wszystko ode mnie. To ja mu wszystko powiedziałam, rozumiesz? Nie zasługuję na ciebie. Nie przyszłam do ciebie do szpitala, bo jestem tchórzem. Nie mogłabym spojrzeć ci w oczy po tym wszystkim co ci zrobiłam. Widzę przecież jak kulejesz i że na pewno twoja rana na ramieniu wygląda okropnie. Wtedy w lesie miałeś rację. Harry ty tak nie myślisz, nie możesz tak myśleć. Na pewno znajdziesz sobie kogoś lepszego niż jakąś 19-latkę- zaczęła bełkotać, a ja nie mogłem tego słuchać. Coraz bardziej płakała i mówiła największe głupoty jakie w życiu słyszałem. Kiedy tak mówiła, położyłem palec na jej ustach. Od razu zamilkła i ledwo łapała oddech.
-Czy możesz chociaż ten jeden raz się nie odzywać?- zapytałem cicho. Jade lekko pokiwała twierdząco głową. Nie mogłem wytrzymać, po prostu nie mogłem. Powoli się do nie przybliżyłem. Dziewczyna oplotła swoje ręce wokół mojej szyi, a ona wokół jej tali. W końcu zacząłem ją delikatnie całować. Leto była taka subtelna. Nie chciałem tego w żaden sposób tego przerywać. Czułem się jak w siódmym niebie. Nigdy w życiu się tak nie całowałem. Zazwyczaj pocałunki były nachalne i zachłanne. Wtedy to było coś kompletnie innego, coś wspaniałego.
                 Po bardzo długiej chwili, dziewczyna zaczęła się ode mnie oddalać. Chciałem się uśmiechnąć, ale mina dziewczyna mnie zasmuciła. Zaczęła płakać, ale tak histerycznie.
-Nie powinnam tego robić- powiedziała krztusząc się. Złapałem je mocno za nadgarstki i przyciągnąłem do piersi.
-Powinnaś była. Jade, kocham cię, rozumiesz? Cholernie cię kocham. Kocham najbardziej na świecie- mówiłem jak najspokojniej umiałem. To rozdzierało mnie od środka.
-Ja ciebie też. Kocham cię tak bardzo, ale ja nie mogę. Nie jestem warta- wybełkotała i mi się wyrwała. Od razu rzuciła się w stronę drzwi i wybiegła z pokoju. Ruszyłem za nią nie zważając na ból, który zaczął rozchodzić się po moim udzie. Biegłem najszybciej jak tylko mogłem, ale Jade była w lepszej kondycji. Wpadła na drzwi prowadzące do klatki schodowej i je popchnęła. Usłyszałem jej cichy jęk. Musiało ją to zaboleć. W dodatku cały czas słyszałem jej płacz.
                Nie wiedziałem, co miałem robić. Ona mnie kochała, a ja ją. Jednak dziewczyna strasznie się tego bała. Nie znała wcześniej tego uczucia i to ją przerażało. Żałowałem, że nie mogłem czytać w jej myślach i że nie mogłem szybciej biec. Nie chciałem, żeby ona tak się tego obawiała. W dodatku sądziła, że na mnie nie zasługuje. Była najwspanialszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem. Ludzie robią gorsze rzeczy niż ona i nie mają po tym sumienia. Ją to wszystko gryzło.
                Cały czas histerycznie krzyczałem jej imię. Pokonywałem stopnie podwójnie, żeby jak najszybciej się koło niej znaleźć. Jednak nie mogłem jej dogonić. W końcu wybiegliśmy na jakiś korytarz. Czułem jakby serce miało mi zaraz wybuchnąć, ale nie zwalniałem. Dziewczyna nadal biegła i płakała. W pewnym momencie z jednego z pokojów ktoś wyszedł. Louis mocno się zdziwił kiedy zobaczył Jade. Ona nie zdążyła się zastopować i wpadła na niego. Odbiła się od niego i obydwoje wylądowali na ścianie.
-Co ty odwalasz?- zapytał wściekle chłopak, ale dziewczyna nie zwróciła na niego uwagi. Odwróciła się w moją stronę. Zatrzymałem się, bo wiedziałem, że już nie będzie biec. Wpatrywałem się w nią intensywnie. Obydwoje byliśmy zdyszani po biegu. Na policzkach miała rozmazany czarny tusz. Chciałem ją przytulić, ale w ogóle nie mogłem się poruszyć. W dodatku czułem na sobie wzrok Louisa.
-Przepraszam, daj mi to wszystko przemyśleć- wyszeptała dziewczyna. Podeszła do mnie i cmoknęła w policzek. Złapałem ją za dłoń i trzymałem dopóki nie odeszła. Jednak gdy zbliżała się do zaułku, zacząłem do niej iść. Nie mogła ode mnie tak po prostu odejść. Chciałem ją mieć cały czas przy sobie. Musiałem ją jakoś przy sobie zatrzymać. Jednak Louis złapał mnie za ramię i pokręcił przecząco głową. Odwróciłem się w jego stronę.
-Daj jej spokój- powiedział dobitnie. Chciałem spojrzeć jeszcze raz na Jade, ale zniknęła.
-Chciałem tylko- zacząłem się jąkać, na co on głośno westchnął.
-Dobrze wiesz, że jest młoda, a w dodatku nigdy nie zaznała prawdziwego życia. Jeszcze do tego miała ostatnio miał dużo wrażeń. Nie dostarczaj jej nowych- odparł mój przyjaciel. Ja stałem tam wpatrzony w miejsce gdzie jeszcze chwilę wcześniej on stała.
-Pocałowałem ją- wyszeptałem. Louis rozszerzył maksymalnie oczy,
-Że co?- zapytał z niedowierzaniem.
-Kocham ją. Chyba pocałunkiem można okazać miłość- powiedziałem słabo. Chłopak złapał mnie za policzki. Na początku był kompletnie zdezorientowany, ale potem na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-To wspaniale. Jade musi po prostu sobie wszystko poukładać- oświadczył spokojnie Louis. Popatrzyłem przez chwilę na niego i stwierdziłem, że mógł mieć rację.
-Okay- powiedziałem.
-Dobrze, a teraz musisz gdzieś iść- oznajmił i zaczął się kierować do windy. Znowu odezwała się noga i utykałem. Nie za bardzo wiedziałem, co się ze mną działo. Czułem się jakbym był w innym świecie.
-Ale wróci?- zapytałem się go kiedy szliśmy. On się lekko zaśmiał.
-Oczywiście, że wróci. Przecież cię kocha- powiedział śmiejąc się.

Szkoda, że nie sprecyzował kiedy wróci. Bo ja nadal czekam. Długo czekam.

_________________________________________________________________________________

Nie wiem czy słyszycie mój złowieszczy śmiech...

wtorek, 4 listopada 2014

Chapitre 33

              Wyszedłem z samochodu. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę budynku MI6. John z wielkiej łaski mnie tam przywiózł. W dodatku pożyczył jakieś ubrania, bo z mojego domu niewiele został. Wszedłem do siedziby i bez witania się z kimkolwiek, poszedłem do windy. Musiałem z kimś porozmawiać. Tym kimś był Louis. Musiał wyjaśnić mi parę spraw. Zresztą, musiał coś wiedzieć o Jade.
             Nerwowo stukałem stopą o podłogę windy. Rozmasowałem nieco udo, które znowu dawało mi się we znaki. Bolało i nie mogło przestać. A wtedy nie miałem szpitala i dostępu do morfiny. Wyszedłem chwilę później na korytarz. Od razu skierowałem się do gabinetu, w którym mógł przebywać chłopak. Nie wiedząc, czemu, serce mi przyspieszyło, kiedy stanąłem przed drzwiami. Byłem pełen obaw jak zareaguje na moje przybycie. W dodatku przypomniała mi się wtedy jedna rzecz. Przed naszym zniknięciem, chciał się ze mną spotkać. A jego ton głosu był poważny, więc to było coś ważnego.
             Chciałem otworzyć drzwi, ale ktoś właśnie wychodził z pokoju. Chłopak miał potargane włosy. Wyglądał jakby nie spał od bardzo dawna. Pod oczami miał wory. Był zmęczony. Nie golił się od dawna, bo miał już pokaźny zarost. Ubrany był w białą bluzkę z jakimś napisem, a na to miał założoną jeansową marynarkę. Jak zwykle miał na sobie czarne, obcisłe spodnie. Na rękach, oprócz tatuaży, miał napisane jakieś cyfry i adresy. Jedna z jego wad. Nigdy nie lubił zapisywać czegoś na kartkach, przecież od tego miał ręce. Był wyraźnie czymś przejęty, bo rozmawiał z kimś przez telefon.
-Nie obchodzi mnie to, rozumiesz?- powiedział ostrym głosem. Nie zdążył mnie jeszcze zauważyć.-Chcę to mieć…-zawiesił się, gdy na mnie spojrzał. Otworzył lekko usta, a w jego oczach widziałem niedowierzanie. Wypuścił telefon z dłoni, który upadł na ziemię, ale nie przejął się tym. Staliśmy tam obaj jak sparaliżowani.
-Żyjesz- wyszeptał. Ja wtedy delikatnie się uśmiechnąłem.
-Tak, jeszcze się mnie nie pozbyłeś- powiedziałem śmiejąc się. Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
-Nie miałem takiego zamiaru. Z kim bym oglądał maraton Gwiezdnych Wojen? – odparł z entuzjazmem.-Zresztą nawet nie wiedziałem, że jednak O pojechała po ciebie.-Wtedy nieco posmutniał.
-Ale przecież to ty odnalazłeś Ivana. Myślałem, że to ty przyjedziesz po mnie niczym rycerz w srebrnej zbroi. Wiesz, o co chodzi- zacząłem bełkotać.
-O powiedziała, że nie jest pewna czy Ivan jest wiarygodnym źródłem. Nie wierzyła mi. Nie spałem po nocach, żeby cię znaleźć- mówił jak najęty. Byłem mu tak bardzo wdzięczny. Nie zwątpił w to, że żyjemy. Szukał mnie cały czas.
-Widać, że nie spałeś. Mam nadzieję, że teraz porządnie się wyśpisz. Już ja tego dopilnuje- zagroziłem mu, a on się zaśmiał.
                   Wtedy poczułem jak bardzo za nim tęskniłem. Louis był jedyną bliską mi osobą. On zawsze mi pomagał i przy mnie był. Nigdy we mnie nie wątpił i się mną opiekował. Był takim aniołem stróżem. Czułem ciągle jego obecność przy sobie. Wiedziałem, że mogę na niego liczyć i nigdy mnie nie zostawi. Różni koledzy, miłości przemijają, ale taka przyjaźń jak nas łączyła, nigdy nie mogła przeminąć.
-Spokojnie. Jestem wypoczęty, naprawdę nie musisz się o mnie martwić. Jednak bardzo miłe to z twojej strony- powiedział, a jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że on naprawdę tam jest. Nie jest wyobraźnią, która płata mi figle i zaraz obudzę się w celi. Jego śmiech był zbyt prawdziwy. Intensywność błękitu w jego oczach zbyt żywa, żeby była złudzeniem. Odczułem jak bardzo brakowało mi tamtego idioty.
-Co się tak szczerzysz?- zapytał z rozbawieniem Louis.
-Tęskniłem- odpowiedziałem bez zastanowienia. Chłopak na początku patrzył na mnie z niedowierzaniem, a potem znowu się uśmiechnął.
-Ja też- powiedział ciszej. Potem obydwaj milczeliśmy. Nie wiedziałem, dlaczego tak się stało. Louis wyglądał jakby się speszył. Na jego twarzy pojawiły się delikatne rumieńce.
-Ale wiesz, nie powiem, że mogłeś się ciut pospieszyć- oznajmiłem, żeby nieco rozluźnić sytuację. Chłopak udał oburzenie.
-Ty niewdzięczniku! Będę miał focha- odparł z teatralnym głosem i odwrócił się, żeby wrócić do pokoju.
-Nie będę za tobą chodził- powiedziałem z lekkim zażenowaniem. Tamten spojrzał na mnie i nie wytrzymał. Wybuchnął śmiechem, a ja zrobiłem to samo. Był kompletnym baranem, ale za to był moim przyjacielem.
              Kiedy już się w miarę opamiętaliśmy, on schylił się po telefon. Po czym skinieniem dłoni zaprosił mnie do swojego pokoju. Wszedłem do niego i zacząłem się przyglądać wszystkim komputerom i innym szpiegowskim gadżetom, jakie chłopak posiadał. Był naprawdę dobry w te klocki.
-Nie wiesz może, gdzie jest Jade?- zapytałem w końcu. Wtedy jego twarz zobojętniała. Zaczął szukać czegoś w swoim telefonie.
-Jade? Ah, ta dziewczyna. Nie mam bladego pojęcia- odparł. Usiadł przy swoim biurku, nie zwracając na mnie uwagi. Rozumiałem, że mógł być zły, że to przez dziewczynę tam trafiliśmy, ale bez przesady.
-Lou, nie bądź na nią zły- zacząłem ją tłumaczyć. Tamten głośno westchnął.
-Ona jest kompletnie nieodpowiedzialna. Przysporzy ci wielu kłopotów. Mówię to teraz, żeby potem nie było zgrzytania zębami- powiedział niechętnie. Byłem kompletnie zdziwiony jego postępowaniem. Przesadzał.
-Dobrze, ale czy mógłbym z tobą o niej normalnie porozmawiać?- zapytałem. On dopiero po chwili pokiwał twierdząco głową.
-Słucham cię drogie dziecko- mruknął.
-Ogólnie, nie wszystko jest tak jak myślisz. O tym będziemy musieli pogadać później. A teraz. Chyba się w niej zakochałem- wypaliłem od razu. Louis rozszerzył oczy. Wyglądał jakby ktoś przed chwilą dał mu mocno w twarz. Jednak szybko się ogarną i delikatnie się uśmiechnął.
-To wspaniale. A ona kocha ciebie?- zapytał szybko.
-Chyba też- powiedziałem niepewnie. Chłopak głośno westchnął.
-Coś dużo tych chyba Styles. Zdecyduj się- mruknął. Jego fochy mnie irytowały. Był zazdrosny o mnie? Że jeżeli będę miał dziewczynę, to on pójdzie w odstawkę? Przecież nie miało tak być. Nigdy by się tak nie stało. 
-Boże Louis. Nigdy nie byłem tak naprawdę zakochany. Nie wiem jak to jest- oznajmiłem z irytacją. On tylko przewrócił oczami.
-Witam pana w szkole zakochanych Louisa Tomlinsona. Zakochanie można poznać po tym, że nie potrafisz myśleć o niczym innym tylko o tej osobie. Czujesz się bez niej źle i zrobisz wszystko, żeby była przy tobie. –Chłopak zaczął intensywnie wpatrywać się prosto w moje oczy. Poczułem jak cały zastygam. Louis mówił wolno i czule. Kompletnie nie wiedziałem, co on ze mną wtedy robił.- Chcesz chronić jej za wszelką cenę. Nie pozwolisz, żeby stała się krzywda. Jest jak powietrze. Im krócej ją widzisz tym bardziej brakuje ci tlenu- mówił mi to nadal bardzo spokojnie. Wsłuchiwałem się w jego słowa bardzo uważnie.
-To jednak się zakochałem- wyszeptałem. Chłopak delikatnie się uśmiechnął.
-W takim razie gratuluję Styles. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. Jednak nie zapominaj o mnie, okay?- zapytał. Ja się zaśmiałem.
-Okay.- Odpowiedziałem.
-Co do Jade, gdzieś tu była. Spróbuj jej poszukać- powiedział i do mnie mrugnął. Od razu wstałem z miejsca, żeby jej poszukać. Ten wstrętny zazdrośnik nie mógł mi powiedzieć tego na samym początku!
-Dzięki Tomlinson!-krzyknąłem i już miałem wychodzić, ale chłopak mnie zatrzymał.
-Zaczekaj! Bo pamiętasz dzwoniłem do ciebie, przed waszym zniknięciem. Jutro są Gwiezdne Wojny w telewizji i czy chciałbyś do mnie przyjść, żeby je obejrzeć? Przy okazji moglibyśmy nieco dłużej pogadać- zapytał nieśmiało. Na początku nie wiedziałem, co powiedzieć, ale potem się uśmiechnąłem.
-Pewnie. Tylko musisz przyszykować coś dobrego do jedzenia, bo dawno niczego fajnego nie jadłem- oświadczyłem i wyszedłem z pokoju. Louis natomiast, był cały w skowronkach.
_________________________________________________________________________________

Właśnie w zeszłym tygodniu dodałam "Epilog" do kopii roboczych na blogu. Tak skończyłam to pisać....
 i wtedy popadłam w depresję :P
I powiem wam, że...coś się szykuje :3