Witaj!

wtorek, 25 listopada 2014

Chapitre 36

Hej ludziki!
Dodawanie komentarzy nie gryzie :D
_________________________________________________________________________________            
   Szybko znalazłem się w moim gabinecie. Tylko i wyłącznie cud spowodował, że nikogo nie zabiłem. Byłem wściekły na cały świat. To wszystko było tak bardzo niesprawiedliwe. Czułem jakby wszyscy się ode mnie odwrócili. W dodatku to jak potraktowała mnie O. To był najgorszy i najlepszy dzień mojego życia. Kiedy tylko wszedłem do pokoju znowu przed oczami pojawił mi się obraz Jade. Znowu poczułem jej delikatne wargi na moich ustach. To uczucie cały czas mi towarzyszyło. Jednak nie mogłem go ponownie poczuć. Nigdzie nie było mojej ukochanej.
                 Nawet nie pofatygowałem się, żeby zamknąć drzwi. Miałem nadzieję, że wchodzę tam po raz ostatni. Podszedłem do mojego biurka i otworzyłem jedną z szuflad. Zawsze miałem w niej pieniądze na „czarną godzinę”, która zdecydowanie nadeszła. Wyjąłem je stamtąd i włożyłem do kieszeni marynarki. Ruszyłem w stronę wyjścia. Ostatni raz rzuciłem okiem na mój pokój. Chyba dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jak bardzo go nie trawiłem. Nie cierpiałem go przecież. Wychodząc trzasnąłem drzwiami.
                    Wszyscy byli zdziwieni moim zachowaniem. Pytali się z troską, co mi się stało, czy czegoś nie potrzebuję. Nie obchodzili mnie oni. Chciałem stamtąd zniknąć. Musiałem uciec z tej klatki, która była jednocześnie moim życiem. Wiedziałem, że wyjście z niej definitywnie oznacza mój koniec, ale nic się dla mnie liczyło. Nic nie odpowiadałem zatroskanym kolegom i koleżankom z pracy. Zaraz, przecież już nimi nie byli.
                      Wyszedłem z agencji i uderzył we mnie powiew chłodnego powietrza. Nie miałem bladego pojęcia, który był dzień i jaka była godzina. Po prostu wyszedłem i musiałem udać się w jedno miejsce. Ruszyłem w tłum ludzi.
                     Londyn nadal żył. Życie toczyło się dalej. Na pewno tak wielkie miasto zapomniało o tak małym kimś jak ja. Byłem tylko jednostką. Nikt się mną nie przejmował. Może Louis i Jade, ale nie czułem ich obecności. Ogarnęła mnie panika i strach. Londyn wydawał mi się większy i mroczniejszy. Czułem jakby mnie pochłaniał. Chciałem, żeby koło mnie pojawiła się moja mała dziewczynka. Jednak, co ja sobie wyobrażałem, musiała się zastanowić. Jeśli ją kochałem, moim obowiązkiem było danie jej czasu.
                 Szedłem chodnikiem wśród londyńczyków i turystów. Co jakiś czas przez przypadek szturchnąłem kogoś. Zawsze wtedy ktoś mruczał coś pod nosem. Nie interesowało mnie to nawet w 1 %. Nic mnie nie obchodziło.
                  Wszedłem na pasy, kiedy było czerwone światło. Usłyszałem tylko pisk opon. Na szczęści albo nie, kierowca zdążył wyhamować. Nie pofatygowałem się, żeby go przeprosić. Usłyszałem tylko jego krzyk. Jednak czy to było coś ważnego.
                 Po przejściu kilkunastu kolejnych metrów, dotarłem do celu mojej podróży. Stałem przed klubem „Dark Horse”. Bardzo często chodziłem do niego z Louisem. W dodatku pracował tam ktoś, kto mógł mi pomóc.
                 Wszedłem do środka. Lokal był jeszcze sprzątany. Przy jednym ze stolików zobaczyłem siedzące tancerki. Jednak nie zwróciłem uwagi na kobiety. Od razu ruszyłem w stronę baru. Usiadłem przy nim, a po drugiej stronie pojawił się barman.
                 Był on wysokim blondynem o jasnym odcieniu skóry. Miał intensywnie niebieskie oczy i uśmiech, którym nieraz skradł serca dziewczyn z klubu. Znałem go od dłuższego czasu. Nazywał się Niall Horan. Często z nim rozmawiałem, przeważnie, kiedy popadałem w okresową depresję. Zawsze słuchał mnie uważnie i starał się dawać dobre rady. Wtedy potrzebowałem takiej rady i czegoś na rozluźnienie.
-Cześć Harry- powiedział radośnie chłopak. Bez słowa rzuciłem wszystkie pieniądze na blat. Niestety, nie było ich szalenie dużo. Niall wyraźnie się zdziwił.
-To wszystko. Jeśli bym wykorzystał całą sumę to lej dalej i tak Louis po mnie przyjedzie- mruknąłem i oprałem się o stół. Barman bez słowa nalał mi do kieliszka alkoholu z colą. Postawił ją przede mną, a ja od razu się napiłem.- Następnym razem czyste poproszę.
-Oceniam twój stan na „Louis wybuli dużo kasy”. Co się stało?- zapytał Niall. Zacząłem bawić się się szklanką.
-Poznałem dziewczynę- rozpocząłem, a barman na te słowa od razu nalał mi czegoś.
-Widzę, że zapowiada się grubsza sprawa- powiedział, kiedy spotkał się z moim zdziwieniem.
-Tak, Jade jest wspaniała. Zakochałem się w niej. Po raz pierwszy poczułem coś takiego. Kiedy tylko ją widzę, wszystkie moje problemy znikają, nie myślę o nich, jest tylko ona.Moje myśli cały czas wędrują ku niej. Jest przepiękna, mądra i wspaniała. Jednak- zawiesiłem, bo te słowa nie mogły mi przejść przez gardło. Musiałem się napić i dopiero wtedy mogłem to z siebie wydusić.- Ona sądzi, że nie jest mnie warta. Mnie. Największego łotra. Nie mogę tego pojąć- wytłumaczyłem. Niall pokręcił chwilę głową i podrapał się po karku.
-Może ma swoje powody?- zapytał nieśmiale. Spojrzałem obojętnie w blat i zacząłem na nim zataczać bliżej nieokreślone wzory.
-Jakie?- odpowiedziałem pytaniem. Moje słowa przepełnione były goryczą. W dodatku po przejściu takiej odległości, zaczęła mnie boleć noga. Musiałem rozmasować udo.
-Wiesz, czy aby na pewno ona jest święta?- spytał Niall. Nie wierzyłem w to, co usłyszałem. Jak on mógł powiedzieć coś takiego o mojej Jade. Może i jej nie znał i powinienem był mu to wybaczyć, ale wtedy nie mogłem. Gwałtownie wstałem, ale ból w udzie przeważył. Wydałem cichy jęk, a Niall przeskoczył przez blat i pomógł mi nie wywalić się na podłogę.
-Dzięki- wymamrotałem, kiedy posadził mnie na krześle. Chłopak podał mi szklankę z alkoholem, a ja od razu wziąłem duży łyk.
-Słabo z tobą, nie zadzwonić po Louisa?- zapytał z troską, ale nie zwróciłem uwagi na jego słowa.
-Jade nie jest taka jak myślisz. Ona jest inna niż dziewczyny, które znałem wcześniej- wytłumaczyłem mu. Niall głośno westchnął.
-To może pogadaj z nią? Wiesz dobrze, że szczera rozmowa może dużo pomóc- powiedział blondyn. Wtedy ledwo powtrzymałem się od załamania. Znowu przypomniało mi się to, że jej nie ma koło mnie. Powrócił strach długiego rozstania.
-Tylko, ona uciekła- wyszeptałem. Niall wytrzeszczył maksymalnie oczy.
-Na pewno nie uciekła, daj jej się zastanowić. Ile ona ma lat?- zapytał szybko. Zamknąłem oczy tak mocno, bo nie chciałem ich otworzyć.
-Dziewiętnaście- wybełkotałem. Chłopak poklepał mnie po ramieniu.
-Tym bardziej, powinieneś dać się jej zastanowić. Podejrzewam, że jest mądrą i rozsądną dziewczyną. Daj jej czas- zaczął mi wyjaśniać Niall.
               Może i miał rację. Jednak ja byłem zbyt załamany, żeby całkowicie zaakceptować tę myśl. Nie wiedziałem, co się ze mną kompletnie działo. To było do mnie nie podobne.
-Może. Mam tylko nadzieję, że mnie nie zostawi. Bardzo…bardzo bym za nią tęsknił- głośno westchnąłem.
              Nagle poczułem, że w klubie zapadła cisza. Dziewczyny przestały ze sobą rozmawiać. Wszystkie dźwięki ucichły. Może powiedziałem tamte słowa za głośno? Czyżby tancerki nas cały czas słuchały? Znały mnie i raczej nie spodziewały się po mnie tych słów. Czułem na sobie wzrok wszystkich osób w pomieszczeniu.
-Czy to takie dziwne, że się w kimś zakochałem?- zapytałem wszystkich ironicznie. Dziewczyny popatrzyły się po sobie. Niall zrobił to samo.
-Nigdy nie myśleliśmy, że kogoś znajdziesz. To piękne Harry- powiedział chłopak.
             Odwróciłem się z powrotem do baru. Położyłem się na blacie. Nie miałem siły się podnieść. Nie wiedziałem, co się ze mną działo. To było nierealne. Wszyscy zauważyli moją wewnętrzną zmianę. Czy miłość potrafi aż tak człowieka zmienić?
-Kocham ją. Kocham ją tak bardzo- wyszeptałem. Usłyszałem, że drzwi do baru się otwierają. Jednak nie zwróciłem uwagi na tę osobą. Dobrze wiedziałem, kto to był. Wziąłem ostatni łyk alkoholu.
-Czy mam cos dodatkowo za niego płacić?- zapytał Louis. Niall pokiwał przecząco głową.
-Nie musisz, ale zrób coś z nim- powiedział. Usłyszałem westchnienie mojego przyjaciela.
-Harry wstawaj- mruknął Tomlinson i szturchnął mnie w ramię. Podniosłem lekko głowę i na niego spojrzałem. Louis był bardzo smutny i przybity. Nakazałem samemu sobie wziąć się w garść.
-Wracajmy- wyszeptałem. Niall i Lou nieco się uśmiechnęli. Wstałem z krzesełka, ale od razu oprałem się o ramię przyjaciela, bo uda bardzo mnie bolało.
-Znowu noga?- zapytał chłopak. Pokiwałem twierdząco głową.
-Chodź, Gwiezdne Wojny nie będą czekać-mruknąłem, a Louis się zaśmiał.
-Chyba wraca- oznajmił Niall. Jednak mi nie było do śmiechu tak jak tamtej dwójce. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w łóżku i pójść spać. Ten dzień musiał się skończyć.
           Zacząłem kierować się z moim przyjacielem, kiedy barman odezwał się na pożegnanie.
-Na pewno wróci!- krzyknął.
_________________________________________________________________________________
Czyżby coś się szykowało? ;)

7 komentarzy:

  1. Nowe opowiadaniee ?!! :o świetnie!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejoooo!
    Przybywam z moim komentarzem!
    Rozdzial jak zawsze mi sie podoba. Mama nadzieje ze wszystko sobie wyjasnia i bedzie lepiej :)
    Na razie to tyle, z niecierpliwoscia czekam na kolejny!
    @NiamsLov

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj.Jestem właśnie w trakcie oceny Twojego bloga na Ostrzu Krytyki, wiec byłabym wdzięczna, gdybyś, zgodnie z regulaminem Ostrza, powstrzymała się jeszcze przez jakiś czas od zmian na blogu, w tym także dodawania rozdziałów.:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej:-) ocenę postaram się dodać do końca tego tygodnia, zostaniesz o tym powiadomiona.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś oceniona na Ostrzu Krytyki. Proszę o zapoznanie się z oceną, mile widziany jest Twój komentarz :) http://ostrze-krytyki.blogspot.com/2014/12/265-la-maison-des-cartes.html

    OdpowiedzUsuń