Tak więc to jest niespodzianka! Mam nadzieję,że wam się spodoba ;P Jest to kompletnie coś innego niż zazwyczaj piszę, bo stanowczo wolę AU, ale podjęłam się tego wyzwania i sami zobaczycie jak wyszło! Jeśli nie widzieliście zapowiedzi to jest
TUTAJ!
Życzę miłego czytania i jeszcze raz dziękuję misiaki!
P.S praca jest na konkurs więc oddzieliłam wam moją pracę i część wstępu napisaną przez organizatorki ;) (organizatorzy: spis1d.blogspot.com)
P.S2 zapraszam was na zwiastunownię http://dark-trailer.blogspot.com/ :D
________________________________________________________________________________
Wstęp:
Był ciepły, sierpniowy poranek. Tego dnia niebo nad
Londynem miało przyjemny dla oczu, błękitny kolor i tylko kilka puszystych
obłoków odznaczało się na jego niczym niezmąconej powierzchni. Piątka chłopaków
oddała się błogiemu lenistwu w ogrodzie jednego z nich, wylegując się na
leżakach lub po prostu na soczysto zielonej trawie. Wakacyjny czas w głównej
mierze mijał im na zwykłym obijaniu się, przez co wszyscy byli już delikatnie
sfrustrowani. Całej piątce z dnia na dzień coraz bardziej zaczęła doskwierać nuda,
a co za tym szło, żądza przygód rosła w siłę w każdym z nich. W końcu niczym
niezmącony spokój i ciszę przerwał niski, z wyraźnie irlandzkim akcentem, głos.
- Li, nudzę się... Wymyśl co, bo wszyscy tu umrzemy
z nic nieróbstwa.- Blondyn poderwał się ze swojego miejsca, z uporem
spoglądając w stronę przyjaciela, który wydawał się być kompletnie obojętny
wobec słów Irlandczyka. Dopiero kiedy piłka do siatkówki, którą cisnął w jego
stronę Horan, opadła na jego brzuch, uniósł głowę i pokręcił nią z wyraźną
dezaprobatą.
- Niall daj mi spokój. Nie jestem twoją niańką, nie
muszę zapewniać ci rozrywki dwadzieścia cztery godziny na dobę - prychnął Liam
jak gdyby od niechcenia, nie kłopocząc się nawet, aby uchylić swoje wciąż
przymknięte powieki. Horan westchnął głęboko, po czym zrezygnowany z powrotem
opadł na plastikowy leżak.
Przez kilka chwil cała piątka na nowo zagłębiła się
we własnych myślach, a cisza ponownie rozniosła się po całym ogrodzie. Nie
trwało to jednak zbyt długo.
- Chłopaki wstawajcie! Wpadłem na świetny pomysł! -
Louis w sekundę stanął na równe nogi, ochoczo klasnąwszy w dłonie.
- Najpierw powiedz cóż to za fantastyczne wyjście z
naszej fatalnej sytuacji, a dopiero potem możemy to przeanalizować i
ewentualnie podnieść tyłki i uskutecznić - mruknął wielce elokwentnie Styles,
gestykulując przy tym i robiąc teatralne miny, niczym najlepszy aktor.
- Z całą pewnością zechcecie to uskutecznić - odparł
zachęcająco, a zarazem nieco tajemniczym tonem, wyraźnie przekonany o
wyjątkowości swego pomysłu, posyłając przyjaciołom zagadkowe spojrzenie
zmieszane z cwaniackim uśmieszkiem.
Liam, Harry i Niall wyczekująco spojrzeli na
Tomlinsona, któremu najwyraźniej nie wystarczyła uwaga jedynie trójki
przyjaciół bowiem wciąż uporczywie wpatrywał się w kompletnie niewzruszonego
Zayna. Mulat dopiero po kilku sekundach wyczuł na sobie wzrok szatyna, dlatego
mozolnie podciągnął się na łokciach i spytał:
- No powiesz w końcu?
-Proponuję, abyśmy udali się na gokarty. Co wy na
to?- zapytał z entuzjazmem szatyn. Na trzech twarzach zagościł uśmiech. Mogła
to być ciekawa forma rozrywki, jak i odskoczni od codzienności. Jednak tylko
jeden z nich nie podzielał tego, w jego mniemaniu, nadmiernego optymizmu.
-Naprawdę Louis? Gokarty?- zaczął mówić z ironią
Styles.
- Jest to dobre, ale dla małych dzieci. Wymyśl coś lepszego- odparł i z powrotem
odchylił głowę ku słońcu. Tomlinson podniósł oczy do góry i głęboko wypuścił
powietrze. Nie chciał żeby ktoś zmarnował mu tamten dzień. A szczególnie tym
kimś nie mógł być Harry.
-Dobrze panie mądraliński-dorosły. Co proponujesz?
Hmmm, a może teatr? Tak myślę, że to będzie dla nas wspaniała rozrywka,
nieprawdaż chłopcy?- mówił z przesadną słodyczą Louis. Popatrzył po reszcie,
szukając u nich wsparcia. Jednak nie byli oni zbytnio zadowoleni z całej scenki,
jaka się tam rozgrywała.
Zayn oparł się o ścianę. Miał dość fochów Harry’ego. Rozumiał, że
decyzja o rozwiązaniu zespołu była wspólna, ale Styles cały czas opowiadał jak
mu się to genialnie wiedzie, podczas solowej kariery. Nie wszystkim się tak
udało, więc gdy tyko go prosił żeby się przymknął, tamten odpowiadał jakimś
chamskim tekstem i się do siebie nie odzywali.
Niall patrzył ze smutkiem na tamtą dwójkę. Kiedyś byli przyjaciółmi, ale
wtedy? Żałował, że poznał się, na co po niektórych dopiero po rozpadzie zespołu.
Niektórym zależało tylko na łatwej drodze do solowej kariery. One Direction
było tylko przepustką. I to go bolało.
Jednak osobą, która w tamtym momencie była najbardziej zażenowana, był
Liam. Urządził to spotkanie, nie po to, żeby Harry i Louis jak zwykle się
kłócili, tylko żeby miło spędzić czas. A tak to? Wszystko runęło. Myślał, że
jeszcze da się odbudować ich przyjaźń, ale widział to w coraz ciemniejszych
kolorach.
Louis był zły. Widział, że chłopaki za nim nie stoją, ale nie chciał się
poddać. Bez względu na wszystko, nie mógł dopuścić do tego, żeby Harry znów
postawił na swoim. Nie tamtym razem.
-Chodźmy na te gokarty- odezwał się w końcu Niall. Styles
spojrzał na niego z pogardą. Nie rozumiał, jak on nadal mógł się zachowywać jak
dziecko. Zresztą, chłopak miał ciekawsze plany i od początku chciał stamtąd się
ulotnić.
-Miło było- zaczął i podniósł się z leżaka, -ale
wzywają mnie pilne sprawy.- Liam się wściekł, kiedy Harry to powiedział.
-Aha, czyli od początku miałeś zamiar wyjść stąd jak
tylko nadarzy się okazja?- zapytał z ironią Payne. Zielonooki był już w salonie,
więc nie obchodziło go, co "tatuś" powie.
-Owszem. Miałem już pewne plany, ale stwierdziłem,
że chwila z byłymi znajomymi nikomu jeszcze nie zaszkodziła- odparł ze stoickim
spokojem i wyszedł, zostawiając czwórkę chłopaków samych.
Harry wszedł do samochodu i odpalił silnik. Chciał jak najszybciej
opuścić teren posiadłości pana Payna i jechać tam, gdzie powinien. Zaczął
rozmyślać o nim samym. Zmienił się. Kiedyś był miłym, pełnym entuzjazmu
chłopakiem, z nieskończoną energią do życia. Gdzie się podział tamten Styles,
którego miliony nastolatek nazywały "słodziakiem"? On cały czas był,
ale nie dla nich. Byli przyjaciele na to nie zasłużyli. Zbyt długo uważali go
za tego gorszego, niegodnego uwagi, wartego odrzucenia, żeby on wtedy ich
lubił. Gdy zespół zakończył swoją działalność, on dopiero zaczął się rozkręcać.
Jego kariera nabrała tępa. Wreszcie to JEGO piosenki, a nie chłopaków, zostały
docenione. To JEGO styl był zachwalany. Nie odbierał już niszowych nagród,
tylko dostawał te najlepsze. Wróżono, że Grammy, jakie miały się odbyć w
najbliższych miesiącach, będzie jego. Zaczął być prawdziwym artystą, a nie
komercyjnym gównem, jak nazywał swoją przeszłość. Zaczynał być spełnionym
28-latkiem. Zaczynał, bo do szczęścia brakowało mu jeszcze paru rzeczy.
Nim się obejrzał dojechał tam gdzie trzeba było. Podjechał pod parking i
musiał otworzyć okno.
-Uszanowanie- powiedział do niego starszy mężczyzna
w okularach. Harry wyciągnął ze schowka wejściówkę i pokazał ją parkingowemu.
Tamten uśmiechnął się.
-Życzę udanej zabawy, panie Styles- oznajmił i
przepuścił chłopaka. Tamten, gdy tylko znalazł zadawalające go miejsce, wyszedł
z auta. Sprawdził jeszcze w lusterku czy aby na pewno wygląda dobrze. Od dawna
wyrzucił z domu ciuchy w "farmerskim" stylu. Doszedł do wniosku, że
wyglądał w nich jak bezdomny, a nie jak artysta. Skrócił też włosy do dawnego
stanu, a nie, zapuszczone do ramion kudły, których nigdy nie mógł ogarnąć i
wyglądał w nich fatalnie. Postawił na elegancję. Założył czarne, nie dość
obcisłe spodnie od garnituru, biały, schludny T-shirt, a na to granatowa
marynarka. Prezentował się naprawdę godnie. Wyglądał jak dobrze zadbany facet.
Przeczesał włosy i ruszył w stronę dużego gmachu budynku. Ledwo wszedł
na teren kompleksu, a już obleciały go tłumy paparazzi. Uwielbiał błysk fleszy
i szum, ale tamtego dnia jakoś wolał mieć spokój. Jednak fotografowie długo
nalegali na zdjęcia, więc stwierdził, że jeśli chwilę tam postoi to nic się nie
stanie. Musiał oczywiście trochę pozować, co mu nie przeszkadzało. Dosłownie
kilka sekund później odmachał ludziom i ruszył do wejścia. Wokół można było
dostrzec mnóstwo sław: Cheryl Cole, Sam Claflin, nawet David Beckham zaszczycił
obecnością swoją i starszego syna. Harry nieznacznie się uśmiechnął. On też
wtedy był sławą, taką na poziomie. Wszedł ogromnymi, szklanymi drzwiami do
budynku. Zaraz po wejściu zatrzymali go ochroniarze, aby sprawdzić bilety.
Harry jak zwykle z uśmiechem wszystko załatwił i udał się do hali głównej.
Wszedł i nie mógł się powstrzymać od cichego "O mój boże"
Hala była na planie okręgu. Pośrodku był ogromny okrągły wybieg, a w
około były ustawione siedzenia. Było to coś w stylu amfiteatru. Styles zaczął
powoli kierować się na swoje miejsce, jednak wciąż nie mógł oderwać wzroku od
centralnego punktu sali.
Na samym środku wybiegu stała olbrzymia rzeźba tygrysa. Widział, że w
jednej łapie jest dziura. Stamtąd na pewno miały wychodzić modelki. Wszystko
sprawiało to niesamowite wrażenie. Było to oczywiście na specjalne zamówienie
Chanel. Normalnie, nie robi się pokazu kolekcji pod koniec lata, ale francuzi
lubili robić wielkie show. Zwlekali z kolekcją jesień-zima, a wtedy Harry miał
zaszczyt mieć miejsce w pierwszym rzędzie.
Kiedy wreszcie udało mu się usadowić, wyjął z kieszeni marynarki
telefon. Zobaczył, że miał jedno nieodebrane połączenie od Alison Clarkson,
jego menadżerki. Wspaniałej, życzliwej kobiety, której nie zamieniłby za nic w
świecie. Doszedł do wniosku, że oddzwoni do niej później i schował komórkę.
Jeszcze chwilę musiał posiedzieć w bezruchu, gdy na sali zaczęła rozbrzmiewać
muzyka i wszyscy ucichli. Styles słyszał delikatną grę na pianinie, a do tego,
co jakiś czas odgłos skrzypiec. Wtedy z wejścia wyszła pierwsza modelka.
Zaczęła powoli iść po obwodzie koła o stanęła tuż przed Harrym. To był punkt, w
którym miały być prezentowane ubrania. Chłopak nie posiadał się ze szczęścia.
Dziewczyna ruszyła dalej, a z na wybiegu pojawił się model. Było to pomieszanie
kolekcji męskiej i damskiej. Minuty mijały i Styles spostrzegł, że stroje są
ułożone od tych, które można nosić rano, po te, które warto założyć na noc. Tym
bardziej w środku chłopak prawie eksplodował. Wiedział, kto będzie szedł
ostatni. Wiedział, kto zamknie pokaz i będzie gwoździem programu.
Z zadumy wyrwała go osoba, jaka stała przed nim. Był to wysoki szatyn, o
anorektycznej budowie ciała. Jego skóra była śniada, wpadająca niemal w odcień
kości słoniowej. Jego brązowe oczy patrzył z obojętnością w nicość. Chłopak
miał na sobie dość skąpy strój. Rozpięta do połowy koszula w ciemne wzory oraz czarne
spodnie idealnie symbolizowały to, że był to ostatni model. Nie darzył go
pozytywnym uczuciem. Jak to od wielu stuleci jest wrodzona niechęć na linii
Anglik-Francuz. Tamta dwójka była genialnym tego przykładem. Jednak nie ich
pochodzenie było powodem ich wzajemnej nienawiści. Nazywał się on Jean Piaf i
był on chłopakiem przyjaciółki Harry’ego, która właśnie dumnie kroczyła po
wybiegu w Wielkim Finale.
Dziewczyna miała długie blond włosy, które podskakiwały przy każdym jej
kroku. Miała na sobie mocno granatową, jak atrament, sukienkę, która ciągnęła
się aż do ziemi, ale pośrodku była rozcięta i falował niczym skrzydła motyla.
Nie miała bardzo wyeksponowanego dekoltu, ale jej ramiona były odkryte. Drobna
Francuzka z należytą gracją stanęła na przeciwko Harry’ego. Udawała, że go nie
widzi i ignoruje. Chłopak to wiedział i podnosiło to u niego poziom
testosteronu. Od zawsze Sigrid mu się podobała, ale na przeszkodzie stał jej
chłopak. Wolał nie rozbijać ich związku. Dziewczyna nagle złapała za sukienkę
tuż przy biodrach i ją z siebie zrzuciła. Styles nie mógł się powstrzymać
szerokiego uśmiechu na jego twarzy. Francuska stała przed nim w samym body.
Doskonale wiedziała gdzie ma posadzić chłopaka. Odwróciła się i ruszyła dalej.
Harry już przestał się powstrzymywać od patrzenia na te i owe wdzięki modelki.
Dziewczyna była dziewczyną idealną. Zawsze chodziła uśmiechnięta i była
szczęśliwa. Nigdy w życiu nie powiedziała nikomu nic złemu. Nawet, jeśli
projektant na nią nakrzyczał, ona spuszczałam głowę i pokazywała mu, że jest
godna uwagi. Harry mógł o każdej porze dnia i nocy do niej zadzwonić o radę.
Nie mogli spotkać się codziennie, bo ona była albo w Paryżu albo na pokazach, a
Anglik mógł być w trasie. Dziękował wtedy Carze, że ich ze sobą zapoznała.
Jednak nadal nie mógł pojąć, czemu Sigrid nadal była z Jean. On był jej
kontrastem. Niemiły, wredny i bez empatii. Nieraz słyszał jak do niej mówił, że
powinna schudnąć, że jest żałosna. A ona z pokorą to znosiła. Było mu jej żal.
Dlatego Harry czuł, że musi zawsze przy niej być.
Chłopak posiedział jeszcze chwilę po zakończeniu pokazu. Miał udać się
po nim na backstage, żeby spotkać się z dziewczyną. Wstał nieśpiesznie z
miejsca. Wyminął grupkę krytyków modowych i usłyszał jak wychwalają jego
przyjaciółkę. Był z niej wtedy dumny. Wyjął z kieszeni wejściówkę i zobaczył
jak dojść za kulisy. Musiał wyjść tylnym wyjściem i przejść na tyły hali. Na
dworze zrobiło się chłodniej, więc Harry zapiął jeden z guzików marynarki.
Szedł szybko i nie dużo mu zajęło, aby dojść na tył. Jednak przeraził się tym,
co tam zobaczył.
Dziewczyna otworzyła z impetem drzwi. Założyła na siebie tylko biały,
cienki szlafrok. Zasłoniła twarz rękoma. Harry słyszał jak przyjaciółka płacze
i to głośno. Chłopak podbiegł do niej i ją od razu przytulił. Francuska wtuliła
się w jego ramię. Była jego wzrostu, więc musiała spuścić głowę. Była jednak
trzy razy bardziej drobniejsza niż on, więc bez problemu objął ją i zasłonił
całą. Dziewczyna nadal płakała. Anglik oddalił się od niej żeby zobaczyć, co
się z nią dzieje. Sigrid miała całą posiniaczoną twarz. Z jej nosa leciała
cieńka linia krwi. Harry nie mógł wydusić słowa. Nie mógł uwierzyć, że ktoś
mógł ją tak potraktować. Nie wiedział, kto mógł to zrobić. Bez słowa wziął ją
za rękę, a ona wtuliła głowę w jego ramię. Anglik zaczął iść w kierunku
samochodu. Modlił się w duchu, żeby po drodze nie spotkał żadnych paparazzi.
Dziewczyna zaczęła się nieco uspokajać, ale nadal była roztrzęsiona. Styles nie
miał zamiaru jej za bardzo wtedy wypytywać, o to, co się stało. Wiedział, że
będzie mógł z nią porozmawiać w domu. Chłopak otworzył dziewczynie drzwi od
samochodu. Ona od razu weszła do środka i wyjęła ze schowka chusteczkę
higieniczną. Harry usiadł na swoim miejscu i odpalił silnik. Wyjechał szybko z
parkingu i ruszył w stronę swojego domu. Nie za bardzo wiedział, co mógłby
wtedy dziewczynie powiedzieć. Wolał siedzieć cicho i dać się Francuzce
uspokoić. Wiedział, że nie nadejdzie to prędko.
-Bardzo cię boli?- zapytał w końcu. Dziewczyna
spojrzała na niego swoimi dużymi, brązowymi oczami.
-Tylko trochę- odparła ledwo słyszalnym głosem.
Bardzo chciał ją jakoś pocieszyć, dodać otuchy, ale nie chciał jej denerwować.
Sigrid podwinęła nogi do piersi i wyglądała jakby chciała się gdzieś schować.
Chłopakowi coraz bardziej krajało się serce. Nie mógł już patrzeć jak
dziewczyna cierpi.
Wjechał do podziemnego
parkingu apartamentowca, w którym mieszkał. Zaparkował na swoim miejscu i
spojrzał z politowaniem na Sigrid. W oczach obydwojga można było dostrzec
smutek. Harry wysiadł z auta, po czym otworzył Francuzce drzwi. Dziewczyna
cicho mu podziękowała i ruszyli w stronę windy. Chłopak nacisnął guzik na
ostatnie piętro i winda zaczęła jechać w górę. Mniej więcej w połowie drogi,
dziewczyna oparła głowę na jego ramieniu, a on zaczął ją delikatnie głaskać po
włosach. Gdy już dojechali, złapał ją za rękę i skierował się do swojego domu.
Otworzył drzwi i skinieniem ręki, zaprosił ją do środka. Ona nadal robiąc
wszystko z wielką gracją weszła do apartamentu.
Harry mieszkał w nowo wybudowanym apartamentowcu. Urządził dom w
nowoczesnym stylu. Postawił na minimalizm. Dom był schludny, zawsze było w nim
posprzątane. Anglik bardzo o to dbał, niektórzy twierdzili, że aż obsesyjnie.
Sigrid usiadła na białej, miękkiej kanapie.
Niemalże siedzisko ją pochłonęło. Czuła wtedy błogi spokój. Podobało jej się
miejsce zamieszkania chłopaka. Było urządzone w jej stylu. Wszędzie widziała
białe bądź cynamonowe kolory. Wszelkie blaty były tak wypolerowane, że można
się w nich było przeglądać. Gdzieniegdzie były jakieś rośliny, przeważnie
storczyki. Harry je uwielbiał, dostał od niej zresztą jednego w prezencie z
okazji przeprowadzki. Lubiła tamten dom. Czuła się tam dobrze, a wtedy też
bezpiecznie. Miała cichą nadzieję, że Harry zrobi jej ciepłej herbaty i puści
płytę Jacques Brela. Będzie się mogła na chwilę oderwać od jej smutnej i szarej
rzeczywistości.
-Napijesz się czegoś?-zapytał wedle jej przewidywań.
-Poproszę o ciepłą herbatkę- powiedziała z nieco
większą pewnością siebie. Harry to wyczuł i delikatnie się uśmiechnął.
Wiedział, że Francuzka zaczyna odzyskiwać siły.
-Karmelową?- Dopytał, a dziewczyna twierdząco
pokiwała głową. Chłopak włączył czajnik i włożył torebeczkę z esencją do
ulubionego kubka Sigrid. Wiedział, że przed nim prawdopodobnie ciężka rozmowa z
przyjaciółką. Podszedł i usiadł obok niej. Francuzka też spodziewała się, że
Harry się zacznie dopytywać.
-Pokaż mi nos- uprzejmie poprosił, a Sigrid
przysunęła się tak, żeby on bez problemu mógł obejrzeć zranione miejsce.
Chłopak chwilę popatrzył i doszedł do wniosku, że dziewczyna może mieć lekko
pęknięty nos, ale bez większej tragedii. Martwił go jednak fakt, że to się w
ogóle stało. Dziewczyna miała prawie starty makijaż i było na jej twarzy dużo
siniaków. Harry wiedział, że przyjaciółka dostała nie pierwszy raz. Bał się o
nią, bo podejrzewał najgorsze.
Ona miała nadzieję, że chłopak przemilczy tą sprawę. Gdyby mu cokolwiek
powiedziała, na pewno by się zezłościł. Nie na nią, ale nie chciałaby, żeby coś
mu się stało. Zresztą wszystkim musiała się tłumaczyć: makijażystką,
projektantowi, a co najgorsze menadżerowi. On zaczął coś wyczuwać i też się o
nią martwi. Ona to wiedziała i bolało ją to, że ich kłamała. Jednak oni by
nigdy nie zrozumieli.
-Herbata zaraz będzie gotowa- odparł nagle Harry i
poszedł do kuchni. Sigrid nawet się za nim obejrzała. Bardzo go lubiła i
dziwiła się, czemu nie ma jeszcze dziewczyny. Gdyby nie była w związku, na pewno
chłopak bardziej by ją w pewien sposób pociągał. Jednak byli tylko przyjaciółmi
i oboje dobrze o tym wiedzieli. Tak było dobrze.
Anglik niósł w jednej ręce kubek z herbatą, a w drugiej gazę. Ponownie
poprosił Sigrid, żeby pokazała mu nos i zaczął ścierać resztki krwi. Gdy
skończył, wyrzucił gazę i powrócił do przyjaciółki.
-Obstawiam, że nie spadłaś ze schodów- zaczął
chłopak, a wzrok dziewczyny od razu przeniósł się na niego.-Bo jeśli tak
musiałaś spaść, na moje oko, z pięć albo sześć razy- Sigrid wiedziała, że Harry
się już domyśla. Jednak nie chciała mu tego mówić wprost. Nie była na to
gotowa.
-Możemy o tym zapomnieć?- zaproponowała. Anglik
wypuścił głęboko powietrze.
-Nie da się zapomnieć- oznajmił, a dziewczyna
spuściła wzrok. Chłopak zaczął intensywnie wpatrywać się w jej usta i od razu
skarcił się w myślach, że to robi.
-A, gdy cię o to bardzo poproszę?- nalegała dalej.
Harry wiedział, że Sigrid idzie w zaparte i nic nie ugra. Jednak bardzo, ale to
bardzo chciał jej pomóc.
-Zapomnę- oświadczył w końcu. Na jej twarzy zagościł
piękny uśmiech.
-Dziękuję- powiedziała i wtuliła się w tors
chłopaka. Miała ogromną ochotę pójść spać. Nie przejmowała się tym, że Jean
będzie się wypytywał gdzie była. Chciała po prostu zasnąć przy Harrym.
Chłopaka już wtedy zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia. Jako obywatel
Wielkiej Brytanii miał obowiązek poinformowania o każdym przestępstwie. Nie
było ważne czy był to obcokrajowiec czy nie. Styles wolał rozwiązać ten
problem, ale wiedział, że Sigrid nic nie powie. Zresztą, kto by uwierzył, że
tej pełnej pozytywnej energii dziewczynie, może się coś dziać.
~Jakiś
czas potem~
Harry odłożył szklankę z
alkoholem na fortepian. Ułożył palce na klawiszach i zaczął grać spokojną
melodię. Chłopak wczuwał się w nuty, które rozbrzmiewały. Od tygodnia nie
wyszedł z domu. Pisał i komponował piosenki na nowy album. Naszła go wena, więc
nie chciał tego zmarnować. Po prostu, w jego głowie, co chwila pojawiały się
nowe słowa, nuty. Nagle wszystko gładko mu szło. Nigdy wcześniej tak nie było.
Styles był z tego powodu... nieszczęśliwy. Wiedział, dlaczego tak go natchnęło.
Widział to po wersach zwrotek i po jego nastroju. Były dwie rzeczy, dzięki
którym tak pisał: bardzo szczęśliwy moment w jego życiu albo bardzo dołujący.
Wtedy to ten drugi go napędzał.
Chłopak z coraz większym
uczuciem grał. Śpiewał z coraz większym przekonaniem. Był pewien, że to było
dobre. Jednak cały czas przed oczyma miał osobę, o której myślał podczas
pisania tamtej piosenki. Sigrid z całą posiniaczoną twarzą i z podkrążonymi od
płaczu oczami. Widział też siebie, który nie wiedział, co ma robić. Kogoś, kto
bardzo chciał pomóc, ale nie wiedział jak. To go bolało. Po jego policzkach
nagle zaczęły płynąć łzy. Nie zwracał na nie uwagi. Jego głos ani razu się nie
załamał. Pozwolił sobie na płacz. Cały czas uderzał palcami o klawisze i
śpiewał. Sąsiedzi, którzy mieszkali koło niego i nie spali, zważywszy na to, że
była 1 w nocy, byli pod dużym wrażeniem. Niektórzy go nie lubili, ale wtedy
poczuli dziwne ukłucie. Doskonale rozumieli słowa i przekaz piosenki.
Jednak nawet gdyby Harry o tym
wiedział, nie obchodziłoby go to. Śpiewał tylko i wyłącznie dla niej. Chociaż
wiedział, że niedawno się przeprowadziła zamieszkała zaledwie 5 kilometrów
dalej i może z nią zawsze porozmawiać, był zbyt wielkim tchórzem żeby cokolwiek
jej powiedzieć. I to go bolało. Własna niemoc.
Chłopak zagrał ostatnią nutę.
Łzy przestały już płynąć i chłopak w miarę ogarnął myśli, chociaż one szalały.
Sigrid nie zniknęła. Cały czas była w jego głowie. Nic tego nie mogło zmienić.
Harry bardzo chciał coś zrobić, ale jej obiecał. Bolało go najbardziej to, że
on nigdy by do czegoś takiego nie dopuścił. Jednak był za słaby. Nie umiał tego
zrobić.Jego samego to dziwiło. Był za słaby na miłość. Po prostu.
Styles zerknął w lewą stronę.
Na blacie leżał jego telefon, który zapalił się pierwszy raz od bardzo dawna. W
całym domu światło było zgaszone, więc wyświetlacz dawał intensywną poświatę.
Harry wstał i spojrzał na niego. Serce mu stanęło. Dzwoniła do niego Sigrid.
Wiedział, że coś musiało się stać. Podniósł telefon i wcisnął zieloną
słuchawkę.
-Cześć- powiedział, ale
usłyszał po drugiej stronie sygnał, sygnalizujący zakończenie rozmowy. Chłopak
się zdziwił, ale nagle zobaczył ile dostał wcześniej wiadomości od dziewczyny.
134. Wszedł w nie i były tam pojedyncze SMS z treścią "Harry pomóż",
"Błagam, przyjedź", "Pomocy" i tak dalej. Styles czuł jak
jego serca gwałtownie przyspieszyło. Wiedział, że Francuzce stało się coś
bardzo złego. Przeklinał samego siebie, że nie zareagował wcześniej. Ruszył do
wyjścia i zabrał pierwszą lepszą marynarkę. Zdążył wziąć kluczyki od samochodu
i od razu do niego popędził. Był wściekły. Dziewczyna dawała mu uporczywie
znaki, a on tak późno zareagował.
Gdy tylko wyjechał z parkingu,
docisnął maksymalnie pedał gazu. Chciał jak najszybciej się przy niej znaleźć.
A na szczęście nie było nikogo już na ulicy i Harry mknął samotnie przez
Londyn. W głowie widział miliardy rzeczy, jakie mogły stać się dziewczynie.
Starał się je przepędzić je z głowy i skupić się na drodze, jednak było to
bardzo, ale to bardzo trudne.
Te kilka kilometrów szybko minęło.
Chłopak był już pod apartamentowcem, w którym mieszkała Sigrid. Wyszedł z auta
i pobiegł pod klatkę, w której znajdowało się jej mieszkanie. Nie wiedział,
jakim cudem drzwi były otwarte, ale dziękował Bogu, że tak było.
Jego serce biło jak
oszalałe. Już za chwilę miał się z nią zobaczyć. Bał się jednak tego, co
zobaczy. Kiedy znalazł się przed drzwiami, miał nieco spocone ręce. Starał się
uspokoić. Musiał być silny, żeby dziewczyna czuła w nim oparcie. Powtarzał w
głowie, niczym mantrę, że będzie dobrze. Znaczy się, wiedział, że będzie źle,
ale nie mógł się złamać. Jednak Harry był bardzo uczuciowych. Nie znosił dobrze
cierpienia bliskich. Znosił to koszmarnie źle.
Zapukał do drzwi, bo wolał nie
używać dzwonka. Chwilę musiał odczekać zanim usłyszał dźwięk przekręcającego
się zamka. I zobaczył Sigrid. Na szczęście zachował zimną krew.
Francuzka miała całą twarz w
siniakach. Na wardze miała małe rozcięcie. Pod jednym okiem miała duże limo.
Dostrzegł na jej nadgarstkach fioletowe plamy. To samo było na nogach. Włosy
miała mocno potargane. Z jej oczu płynęły jeszcze łzy. Dziewczyna patrzyła na
niego błagalnie. Harry wiedział, że jedyne, co ona chciała w tamtym momencie
zrobić to stamtąd zniknąć.
Chłopak stał jak wryty. Nie
rozumiał jak można coś takiego robić. Jak można krzywdzić ukochaną osobę. Ujrzał
za przyjaciółką sprawcę całej tej sytuacji.
Jean leżał na kanapie i
oglądał coś w telewizji. W jednej dłoni trzymał butelkę z wódką, a w drugiej
papierosa. Harry zauważył na jego torsie zadrapania. Czyli Sigrid starała się
bronić-pomyślał. Nienawidził wtedy Piafa tak bardzo, że miał ochotę ukręcić mu
łeb. Jednak wtedy najważniejsza była Francuzka.
Ona stała cała przestraszoną.
Była szczęśliwa, że Anglik do niej przyjechał. Chciała żeby ją stamtąd zabrał, bo
tylko przy nim czuła się bezpiecznie. Tylko ona dawał jej to uczucie.
-Kto przyszedł grubasie?-
zapytał Jean znowu sprawiając jej przykrość. Chociaż dla niej to i tak było
"pieszczotliwe" określenie. Miała tylko nadzieję, że Harry go nie
zabije. Sądząc po jego minie, był tego bliski.
-Listonosz- powiedziała
cicho. Jej chłopak był znowu kompletnie pijany, więc nie zwracał uwagi na
prawdziwość jej słów.
Sigrid wyszła na palcach z
mieszkania i je zamknęła. Była na bosaka, w krótkich spodenkach oraz w bluzce
od piżamy. Nie miała na sobie biustonosza. Nie obchodziło jej to. Chciała
stamtąd uciec.
Harry podniósł dziewczynę i
zaczął schodzić po schodach. Była zbyt słaba żeby samodzielnie iść, a zresztą
on musiał ją jak najszybciej zabrać z tego miejsca. Francuzka wtuliła się jego
ramię. Styles szybko znalazł się przy samochodzie, zważywszy na to jak bardzo
lekka była Sigrid. Nie mógł zrozumieć jak on ją mógł nazwać ją grubasem. Wtedy
wiedział, czemu ona ciągle chudła. Chciała być dla Jean perfekcyjna. Harry nie
potrafił znaleźć żadnych słów opisujących Francuza.
Położył delikatnie
dziewczynę na siedzeniu pasażera i odjechał spod bloku. Szybko zaczął jechać w
stronę własnego domu. Patrzył, co chwilę na przyjaciółkę. Nadal ciężko było mu
uwierzyć w to, że ona była bita. Nie potrafił uwierzyć.
W windzie nadal trzymał dziewczynę
na rękach. Martwił się o nią. Chciał mieć pewność, że nikt już jej nie zrobi
krzywdy.
Ona też nie chciała odczuwać
bólu. Harry na pewno nie pozwoliłby jej znowu pobić. Bawiła się kosmykiem jego
loków. Była zbyt słaba, żeby cokolwiek innego zrobić. Była wdzięczna
chłopakowi, że wyręczył ją w chodzeniu. Jej nogi były w opłakanym stanie i
potwornie ją bolały. Wiedziała, że on jej pomoże. Jednak nadal była bardzo zagubiona.
Chłopak wszedł do mieszkania
i położył Sigrid na kanapie. Ona go złapała za rękę, kiedy chciał odejść.
-Zostań ze mną-
wyszeptała. Bała się być bez niego. Chłopak patrzył w przerażone oczy
dziewczyny. Powstrzymywał się od pojedynczych łez. Nie rozumiał jak można
doprowadzić kogoś do takiego stanu.
-Przyniosę tylko lód.
Zaraz wrócę- obiecał jej, a Francuzka nieco się uspokoiła. Nie wiedziała, co ma
wtedy robić, więc wzięła pilot od telewizora i włączyła byle jaki kanał. Akurat
leciały Gwiezdne Wojny i po prostu zaczęła je oglądać. Była roztrzęsiona i to
było głupie, ale chciała się skupić na czymś innym niż na bólu. Chwilę później
pojawił się koło niej Harry.
-Gdzie cię boli
skarbie?- zapytał chłopak. Dziewczyna uśmiechnęła się. Jean nigdy tak do niej
nie mówił.
-Wszędzie-
odpowiedziała ze smutkiem. Anglika coś ukłuło.
-A gdzie najbardziej?-
spytał ponownie. Oczy Sigrid zrobiły się szklane. Francuzka podniosła rękę i
położyła na sercu.
-Tutaj- wybełkotała i
zaczęła płakać. Bardzo kochała Jean, ale on ją ranił. Na każdym kroku. Za
każdym razem obiecywał, że się zmieni, że już nigdy jej nie uderzy. Jednak nie
wytrzymywał dłużej niż dwa, trzy dni. W dodatku wiedziała, że nikt inny jej nie
pokocha. Sam Jean tak mówił. Nikt nie mógł pokochać dziewczyny, która kochała
swoje wystające kości. Tylko on mógł ją zrozumieć. To ją bolało najbardziej.
Jej złamane serce oddane komuś, kto też ją kochał, ale nie mógł się
powstrzymać.
-Hej, księżniczko-
powiedział Harry i ją przytulił.
-On tego nie kontroluje-
wyszeptała Sigrid i oddaliła się od niego.
-On cię bije. Nazywa
się to przemoc domowa- odparł dobitnie Anglik. Dziewczyna wszystko wiedziała i
rozumiała. Nie było teraz dopuszczalne, żeby jedna osób z pary biła drugą.
Jednak czasem to było silniejsze od tej osoby. Chciała się powstrzymać, ale nie
mogła. Sigrid wierzyła, że kiedyś po prostu Jean pokona tę siłę i jej nie
uderzy. Jednak jej nadzieja z dnia na dzień malała.
-On mnie kocha-
dziewczyna starała się bronić swojego chłopaka. Dla Harry’ego było to za dużo.
Nie rozumiał postępowania Francuzki. Może było to spowodowane jego wewnętrzną
zazdrością. Kobieta, którą darzył uczuciem, była z kimś, kto ją bije. To go
przerastało.
-Jak można kochać kogoś,
kto cię rani?-zapytał retorycznie. Sigrid spojrzała do góry i starała się
powstrzymywać łzy.
-Nie wiem-
odpowiedziała szczerze- kocham go po prostu. Zresztą nie wiem, kogo ja będę
mieć, kiedy od niego odejdę. Nikt mnie nie kocha- powiedziała. To była prawda.
Nie mogła za każdym razem uciekać do Harry’ego. Przecież nie mogła wchodzić mu
na głowę. Miał własne życie.
Tymczasem on płakał. Wewnątrz. On ją
kochał. Ona na pewno znalazłaby gdzieś ciepły, bezpieczny kąt . Mogła zostać u
niego.
-Sigrid, wiesz dobrze,
że ja zawsze ci mogę pomóc- oświadczył chłopak, a ona nieznacznie się
uśmiechnęła.
-Wiem i dziękuję ci za
to. Jednak masz własne życie. Nie mogę wiecznie oczekiwać tego, że dasz mi
schronienie- mówiła, a łzy nadal ciekły po jej policzkach.
-Jesteś jego częścią.
Nie mogę pozwolić, by ktoś cię krzywdził- powiedział nieśmiale Harry. Sigrid
nie wierzyła w to, co słyszy. Chłopak mówił do niej tak spokojnie. Wydawało jej
się, że wstydzi się tak mówić.-Chcę ci pomóc. Jednak wiesz dobrze, co musisz
zrobić.- Dziewczyna głośno westchnęła.
-Nie jestem w stanie z
nim zerwać. Pójść z tym na policję? Jego też skrzywdzę- wyszeptała, a
chłopakowi zrobiło się bardzo przykro. Nie rozumiał jej, nie rozumiał miłości,
jaką darzyła Jean.
-To, po co do mnie
dzwoniłaś?-zapytał, a jego twarz zobojętniała. To zabolało Francuzkę. Nawet nie
wiedziała, co ma mu powiedzieć. Bo tylko przy tobie czuję się bezpieczna? Bo
tylko ty traktujesz mnie jak kobietę, a nie jak manekin czy worek treningowy?
Bo tylko tobie mogę zaufać? To mu miała powiedzieć? Przecież by ją wyśmiał. Myślała,
że Harry lubi dziewczyny, a nie wieszaki. Nigdy by nawet o niej nie myślał w
kategorii "przyszła dziewczyna". Była tylko przyjaciółką, nie
zasługiwała na nic więcej z jego strony.
-Bo cię potrzebuję- odpowiedziała w końcu. Harry
jakby ożył. Poczuł się wreszcie potrzebny. Delikatnie złapał ją za rękę i
zaczął masować jej dłoń.
-Zawsze przy tobie będę, tylko ty też musisz chcieć
coś zmienić- oświadczył chłopak. Sigrid coraz bardziej się przekonywała do
sugestii Anglika. Jean jej nie kochał tak jak powinien. Bił ją, a nie powinien
robić tylko dlatego, że nie chce mu dać kolejnej butelki wina, że nie chce
pójść z nim do łóżka. To było niesprawiedliwe. Ona zawsze siedziała cicho i
pokornie to znosiła.
-Chcesz żebym z nim zerwała?-spytała wprost.
-Tak- odpowiedział szybko. Dziewczynę zastanowiła
jego stanowczość, był aż nadto pewny siebie. Może jednak nie miało być tak źle?
Miała podjąć bardzo ważną decyzję w zaledwie kilka sekund? To miała zmienić jej
życie o 180°. Wyczuła, że dla chłopaka było to oczywiste, ale nie dla niej.
Jednak czasem w życiu trzeba coś zmienić.
-Ale nie pójdę z tym na policję. Nie potrafię-
ostrzegła Harry’ego. To, że Jean był czasem zły, nie oznaczało, że ma go
wsadzić do więzienia i zakończyć jego karierę. Nie mogła na to pozwolić i miała
nadzieję, że przyjaciel ją zrozumie.
Anglik nie rozumiał. Nie mógł pojąć jej chęci obrony tego damskiego boksera.
Ciężko mu to było mu to przetworzyć. Dziewczyna wyraźnie dostrzegła jego
zawahanie. Położyła dłoń na jego policzku.
-Nie mogę zrobić tego samego, co on. Nie mogę być
równie zła- powiedziała spokojnie.
-Ale on cię dręczył. Słyszałem jak cię wyzywał, teraz
widzę efekty jego bicia- tłumaczył dalej chłopak. Sigrid przesunęła palec na
pełne usta Harry’ego, żeby przestał mówić.
-Uszanuj moją decyzję- poprosiła, a chłopak
westchnął. Był i tak z niej dumny, zrobiła duży krok na przód. Pojawiła się też
nadzieja na to, żeby się do niej zbliżył. Bardzo chciał być dla niej oparciem,
kimś, komu może ufać. Kimś, kogo może kochać.
-Dobrze- powiedział, a dziewczyna się delikatnie
uśmiechnęła. Wiedziała, że będzie dobrze, musiało być.
Chłopak natomiast miał jeszcze jedno pytanie. Mógł nim wszystko
zniszczyć, ale musiał zapytać.
-Aniołku, co on ci jeszcze robił?- spytał, a
dziewczyna, aż się wzdrygnęła. Jednak postawił to pytanie. Ona chciała mu
powiedzieć. Wyrzucić wreszcie wszystko z siebie, bo nigdy się nikomu nie
zwierzała. Harry’emu mogła ufać, ale nie chciała, żeby ten skończył w więzieniu
za zabójstwo.
-Tylko bił. Czasem coś złego mówił, ale to rzadko-
mówiąc szeptała, jakby Jean tu był i miał zamiar uderzyć ją za te słowa.
Harry wyczuł kłamstwo.
-Czasem? Jakoś mi się nie chce wierzyć- oznajmił, a
Sigrid wiedziała, że Anglik jest mądry.
Był mądrym i inteligentnym facetem. Miał piękne, często rumieniące się
policzki i śmieszną burzę loków na głowie. Miał mocno zarysowaną żuchwę, ale
oczy nadawały mu tej wspaniałej łagodności. O dziwo, miał już przy nich duże
zmarszczki, ale powodowało to to, że wyglądał tak bardzo ciepło. I ta piękna
zieleń, w którą dziewczyna mogła wpatrywać się godzinami. Ten mądry i piękny
chłopak miał ogromne serce. Martwił się o nią i chciał ją chronić. Agren
wiedziała, że czas mu powiedzieć.
-Zawsze- odparła nieco pewniej- mówił mi tylko, jaka
to ja jestem gruba i brzydka. Pokazywał mi Kate Moss i Valeri Levitin, jako
ideały. Ja, jako jego dziewczyna- mówiła i zaczynała płakać- chciałam być dla
niego idealna.-Sigrid nie wytrzymała i się rozkleiła. On ją gnębił. Dopiero,
kiedy usłyszała te słowa z własnych ust, zrozumiała. Doprowadził ją do tego
stanu, że projektanci, którzy ją uwielbiali, mówili, że chudnie. Jean był zły,
ale ona nadal wierzyła w to, że robi to tylko po to, żeby ona miała dobrze i
żeby była idealna.
Harry miał ochotę go zabić. Dopuścić do takiego stanu? Trzeba być
skończonym dupkiem. Przybliżył się do Sigrid i ją przytulił.
-Jesteś piękna. Dla mnie jesteś najpiękniejsza na
świecie. Nigdy nie możesz o sobie myśleć inaczej. Dałbym wszystko, żeby być na
miejscu Jean i móc mówić, jaka jesteś śliczna każdego ranka i wieczora. Jean
nie docenił skarbu, jaki miał. Jesteś najcudowniejszym klejnotem na cały
świecie. W całej galaktyce- zaakcentował ostatnie słowa wskazując na telewizor
gdzie nadal leciały Gwiezdne Wojny. Francuzka się zaśmiała. Była to
najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu usłyszała. Jeszcze mocniej wtuliła się do
Harry’ego. I tego chciała. Budzić się i słyszeć jak mówi, tym swoim niskim
głosem ze wspaniałą chrypą, jaka ona jest dla niego piękna. Być ubraną w worek
po ziemniakach i żeby Harry mówił jej, że wygląda jak grecka muza. Tego
chciała. Żeby ten walnięty i pozytywnie zakręcony 28-letni muzyk, z duszą
80-letniego mężczyzny i wiekiem mentalnym płodu kochał ją jak księżniczkę.
Ona była jego księżniczką. Dlatego chciał, żeby żyła jak na taką damę
przystało, a nie żeby była cały czas bita i poniżana. On musiał ją z tego
uwolnić.
-Jesteś najwspanialszym facetem, jakiego w życiu
poznałam- oświadczyła Sigrid. Harry’ego od razu oblał na twarzy rumieniec.
Dziewczyna to zobaczyła i stwierdziła, że było to słodkie. Podniosła się i
złożyła mu delikatny pocałunek na policzku. Chłopak uśmiechnął się jeszcze
szerzej i jeszcze mocniej ją przytulił. Musiał ją chronić.
Anglik i Francuzka byli bardzo szczęśliwi. Chociaż ją nadal wszystko
bolało od pobicia przez Jean, wiedziała, że wszystko będzie dobrze, bo jest on.
On był szczęśliwy, bo miał szansę uchronić swoją ukochaną. Chłopak i dziewczyna
nie chcieli robić nic więcej. Woleli zaczekać, bo mieli i tak dużo przeżyć jak
na jedną noc. Harry i Sigrid siedzieli wtuleni w siebie, a w telewizji leciały
Gwiezdne Wojny.