Witaj!

środa, 10 września 2014

Niespodziankowy One Shot

Tak więc to jest niespodzianka! Mam nadzieję,że wam się spodoba ;P Jest to kompletnie coś innego niż zazwyczaj piszę, bo stanowczo wolę AU, ale podjęłam się tego wyzwania i sami zobaczycie jak wyszło! Jeśli nie widzieliście zapowiedzi to jest TUTAJ!
Życzę miłego czytania i jeszcze raz dziękuję misiaki!
P.S praca jest na konkurs więc oddzieliłam wam moją pracę i część wstępu napisaną przez organizatorki ;) (organizatorzy: spis1d.blogspot.com)
P.S2 zapraszam was na zwiastunownię http://dark-trailer.blogspot.com/ :D

________________________________________________________________________________

Wstęp:
Był ciepły, sierpniowy poranek. Tego dnia niebo nad Londynem miało przyjemny dla oczu, błękitny kolor i tylko kilka puszystych obłoków odznaczało się na jego niczym niezmąconej powierzchni. Piątka chłopaków oddała się błogiemu lenistwu w ogrodzie jednego z nich, wylegując się na leżakach lub po prostu na soczysto zielonej trawie. Wakacyjny czas w głównej mierze mijał im na zwykłym obijaniu się, przez co wszyscy byli już delikatnie sfrustrowani. Całej piątce z dnia na dzień coraz bardziej zaczęła doskwierać nuda, a co za tym szło, żądza przygód rosła w siłę w każdym z nich. W końcu niczym niezmącony spokój i ciszę przerwał niski, z wyraźnie irlandzkim akcentem, głos.
- Li, nudzę się... Wymyśl co, bo wszyscy tu umrzemy z nic nieróbstwa.- Blondyn poderwał się ze swojego miejsca, z uporem spoglądając w stronę przyjaciela, który wydawał się być kompletnie obojętny wobec słów Irlandczyka. Dopiero kiedy piłka do siatkówki, którą cisnął w jego stronę Horan, opadła na jego brzuch, uniósł głowę i pokręcił nią z wyraźną dezaprobatą.
- Niall daj mi spokój. Nie jestem twoją niańką, nie muszę zapewniać ci rozrywki dwadzieścia cztery godziny na dobę - prychnął Liam jak gdyby od niechcenia, nie kłopocząc się nawet, aby uchylić swoje wciąż przymknięte powieki. Horan westchnął głęboko, po czym zrezygnowany z powrotem opadł na plastikowy leżak.
Przez kilka chwil cała piątka na nowo zagłębiła się we własnych myślach, a cisza ponownie rozniosła się po całym ogrodzie. Nie trwało to jednak zbyt długo.
- Chłopaki wstawajcie! Wpadłem na świetny pomysł! - Louis w sekundę stanął na równe nogi, ochoczo klasnąwszy w dłonie.
- Najpierw powiedz cóż to za fantastyczne wyjście z naszej fatalnej sytuacji, a dopiero potem możemy to przeanalizować i ewentualnie podnieść tyłki i uskutecznić - mruknął wielce elokwentnie Styles, gestykulując przy tym i robiąc teatralne miny, niczym najlepszy aktor.
- Z całą pewnością zechcecie to uskutecznić - odparł zachęcająco, a zarazem nieco tajemniczym tonem, wyraźnie przekonany o wyjątkowości swego pomysłu, posyłając przyjaciołom zagadkowe spojrzenie zmieszane z cwaniackim uśmieszkiem.
Liam, Harry i Niall wyczekująco spojrzeli na Tomlinsona, któremu najwyraźniej nie wystarczyła uwaga jedynie trójki przyjaciół bowiem wciąż uporczywie wpatrywał się w kompletnie niewzruszonego Zayna. Mulat dopiero po kilku sekundach wyczuł na sobie wzrok szatyna, dlatego mozolnie podciągnął się na łokciach i spytał:

- No powiesz w końcu?

-Proponuję, abyśmy udali się na gokarty. Co wy na to?- zapytał z entuzjazmem szatyn. Na trzech twarzach zagościł uśmiech. Mogła to być ciekawa forma rozrywki, jak i odskoczni od codzienności. Jednak tylko jeden z nich nie podzielał tego, w jego mniemaniu, nadmiernego optymizmu.
-Naprawdę Louis? Gokarty?- zaczął mówić z ironią Styles. - Jest to dobre, ale dla małych dzieci. Wymyśl coś lepszego- odparł i z powrotem odchylił głowę ku słońcu. Tomlinson podniósł oczy do góry i głęboko wypuścił powietrze. Nie chciał żeby ktoś zmarnował mu tamten dzień. A szczególnie tym kimś nie mógł być Harry.
-Dobrze panie mądraliński-dorosły. Co proponujesz? Hmmm, a może teatr? Tak myślę, że to będzie dla nas wspaniała rozrywka, nieprawdaż chłopcy?- mówił z przesadną słodyczą Louis. Popatrzył po reszcie, szukając u nich wsparcia. Jednak nie byli oni zbytnio zadowoleni z całej scenki, jaka się tam rozgrywała.
            Zayn oparł się o ścianę. Miał dość fochów Harry’ego. Rozumiał, że decyzja o rozwiązaniu zespołu była wspólna, ale Styles cały czas opowiadał jak mu się to genialnie wiedzie, podczas solowej kariery. Nie wszystkim się tak udało, więc gdy tyko go prosił żeby się przymknął, tamten odpowiadał jakimś chamskim tekstem i się do siebie nie odzywali.
               Niall patrzył ze smutkiem na tamtą dwójkę. Kiedyś byli przyjaciółmi, ale wtedy? Żałował, że poznał się, na co po niektórych dopiero po rozpadzie zespołu. Niektórym zależało tylko na łatwej drodze do solowej kariery. One Direction było tylko przepustką. I to go bolało.
              Jednak osobą, która w tamtym momencie była najbardziej zażenowana, był Liam. Urządził to spotkanie, nie po to, żeby Harry i Louis jak zwykle się kłócili, tylko żeby miło spędzić czas. A tak to? Wszystko runęło. Myślał, że jeszcze da się odbudować ich przyjaźń, ale widział to w coraz ciemniejszych kolorach.
                 Louis był zły. Widział, że chłopaki za nim nie stoją, ale nie chciał się poddać. Bez względu na wszystko, nie mógł dopuścić do tego, żeby Harry znów postawił na swoim. Nie tamtym razem.
-Chodźmy na te gokarty- odezwał się w końcu Niall. Styles spojrzał na niego z pogardą. Nie rozumiał, jak on nadal mógł się zachowywać jak dziecko. Zresztą, chłopak miał ciekawsze plany i od początku chciał stamtąd się ulotnić.
-Miło było- zaczął i podniósł się z leżaka, -ale wzywają mnie pilne sprawy.- Liam się wściekł, kiedy Harry to powiedział.
-Aha, czyli od początku miałeś zamiar wyjść stąd jak tylko nadarzy się okazja?- zapytał z ironią Payne. Zielonooki był już w salonie, więc nie obchodziło go, co "tatuś" powie.
-Owszem. Miałem już pewne plany, ale stwierdziłem, że chwila z byłymi znajomymi nikomu jeszcze nie zaszkodziła- odparł ze stoickim spokojem i wyszedł, zostawiając czwórkę chłopaków samych.
                    Harry wszedł do samochodu i odpalił silnik. Chciał jak najszybciej opuścić teren posiadłości pana Payna i jechać tam, gdzie powinien. Zaczął rozmyślać o nim samym. Zmienił się. Kiedyś był miłym, pełnym entuzjazmu chłopakiem, z nieskończoną energią do życia. Gdzie się podział tamten Styles, którego miliony nastolatek nazywały "słodziakiem"? On cały czas był, ale nie dla nich. Byli przyjaciele na to nie zasłużyli. Zbyt długo uważali go za tego gorszego, niegodnego uwagi, wartego odrzucenia, żeby on wtedy ich lubił. Gdy zespół zakończył swoją działalność, on dopiero zaczął się rozkręcać. Jego kariera nabrała tępa. Wreszcie to JEGO piosenki, a nie chłopaków, zostały docenione. To JEGO styl był zachwalany. Nie odbierał już niszowych nagród, tylko dostawał te najlepsze. Wróżono, że Grammy, jakie miały się odbyć w najbliższych miesiącach, będzie jego. Zaczął być prawdziwym artystą, a nie komercyjnym gównem, jak nazywał swoją przeszłość. Zaczynał być spełnionym 28-latkiem. Zaczynał, bo do szczęścia brakowało mu jeszcze paru rzeczy.
                      Nim się obejrzał dojechał tam gdzie trzeba było. Podjechał pod parking i musiał otworzyć okno.
-Uszanowanie- powiedział do niego starszy mężczyzna w okularach. Harry wyciągnął ze schowka wejściówkę i pokazał ją parkingowemu. Tamten uśmiechnął się.
-Życzę udanej zabawy, panie Styles- oznajmił i przepuścił chłopaka. Tamten, gdy tylko znalazł zadawalające go miejsce, wyszedł z auta. Sprawdził jeszcze w lusterku czy aby na pewno wygląda dobrze. Od dawna wyrzucił z domu ciuchy w "farmerskim" stylu. Doszedł do wniosku, że wyglądał w nich jak bezdomny, a nie jak artysta. Skrócił też włosy do dawnego stanu, a nie, zapuszczone do ramion kudły, których nigdy nie mógł ogarnąć i wyglądał w nich fatalnie. Postawił na elegancję. Założył czarne, nie dość obcisłe spodnie od garnituru, biały, schludny T-shirt, a na to granatowa marynarka. Prezentował się naprawdę godnie. Wyglądał jak dobrze zadbany facet.
                    Przeczesał włosy i ruszył w stronę dużego gmachu budynku. Ledwo wszedł na teren kompleksu, a już obleciały go tłumy paparazzi. Uwielbiał błysk fleszy i szum, ale tamtego dnia jakoś wolał mieć spokój. Jednak fotografowie długo nalegali na zdjęcia, więc stwierdził, że jeśli chwilę tam postoi to nic się nie stanie. Musiał oczywiście trochę pozować, co mu nie przeszkadzało. Dosłownie kilka sekund później odmachał ludziom i ruszył do wejścia. Wokół można było dostrzec mnóstwo sław: Cheryl Cole, Sam Claflin, nawet David Beckham zaszczycił obecnością swoją i starszego syna. Harry nieznacznie się uśmiechnął. On też wtedy był sławą, taką na poziomie. Wszedł ogromnymi, szklanymi drzwiami do budynku. Zaraz po wejściu zatrzymali go ochroniarze, aby sprawdzić bilety. Harry jak zwykle z uśmiechem wszystko załatwił i udał się do hali głównej. Wszedł i nie mógł się powstrzymać od cichego "O mój boże"
                  Hala była na planie okręgu. Pośrodku był ogromny okrągły wybieg, a w około były ustawione siedzenia. Było to coś w stylu amfiteatru. Styles zaczął powoli kierować się na swoje miejsce, jednak wciąż nie mógł oderwać wzroku od centralnego punktu sali.
                 Na samym środku wybiegu stała olbrzymia rzeźba tygrysa. Widział, że w jednej łapie jest dziura. Stamtąd na pewno miały wychodzić modelki. Wszystko sprawiało to niesamowite wrażenie. Było to oczywiście na specjalne zamówienie Chanel. Normalnie, nie robi się pokazu kolekcji pod koniec lata, ale francuzi lubili robić wielkie show. Zwlekali z kolekcją jesień-zima, a wtedy Harry miał zaszczyt mieć miejsce w pierwszym rzędzie.
                  Kiedy wreszcie udało mu się usadowić, wyjął z kieszeni marynarki telefon. Zobaczył, że miał jedno nieodebrane połączenie od Alison Clarkson, jego menadżerki. Wspaniałej, życzliwej kobiety, której nie zamieniłby za nic w świecie. Doszedł do wniosku, że oddzwoni do niej później i schował komórkę. Jeszcze chwilę musiał posiedzieć w bezruchu, gdy na sali zaczęła rozbrzmiewać muzyka i wszyscy ucichli. Styles słyszał delikatną grę na pianinie, a do tego, co jakiś czas odgłos skrzypiec. Wtedy z wejścia wyszła pierwsza modelka. Zaczęła powoli iść po obwodzie koła o stanęła tuż przed Harrym. To był punkt, w którym miały być prezentowane ubrania. Chłopak nie posiadał się ze szczęścia. Dziewczyna ruszyła dalej, a z na wybiegu pojawił się model. Było to pomieszanie kolekcji męskiej i damskiej. Minuty mijały i Styles spostrzegł, że stroje są ułożone od tych, które można nosić rano, po te, które warto założyć na noc. Tym bardziej w środku chłopak prawie eksplodował. Wiedział, kto będzie szedł ostatni. Wiedział, kto zamknie pokaz i będzie gwoździem programu.
                Z zadumy wyrwała go osoba, jaka stała przed nim. Był to wysoki szatyn, o anorektycznej budowie ciała. Jego skóra była śniada, wpadająca niemal w odcień kości słoniowej. Jego brązowe oczy patrzył z obojętnością w nicość. Chłopak miał na sobie dość skąpy strój. Rozpięta do połowy koszula w ciemne wzory oraz czarne spodnie idealnie symbolizowały to, że był to ostatni model. Nie darzył go pozytywnym uczuciem. Jak to od wielu stuleci jest wrodzona niechęć na linii Anglik-Francuz. Tamta dwójka była genialnym tego przykładem. Jednak nie ich pochodzenie było powodem ich wzajemnej nienawiści. Nazywał się on Jean Piaf i był on chłopakiem przyjaciółki Harry’ego, która właśnie dumnie kroczyła po wybiegu w Wielkim Finale.
                 Dziewczyna miała długie blond włosy, które podskakiwały przy każdym jej kroku. Miała na sobie mocno granatową, jak atrament, sukienkę, która ciągnęła się aż do ziemi, ale pośrodku była rozcięta i falował niczym skrzydła motyla. Nie miała bardzo wyeksponowanego dekoltu, ale jej ramiona były odkryte. Drobna Francuzka z należytą gracją stanęła na przeciwko Harry’ego. Udawała, że go nie widzi i ignoruje. Chłopak to wiedział i podnosiło to u niego poziom testosteronu. Od zawsze Sigrid mu się podobała, ale na przeszkodzie stał jej chłopak. Wolał nie rozbijać ich związku. Dziewczyna nagle złapała za sukienkę tuż przy biodrach i ją z siebie zrzuciła. Styles nie mógł się powstrzymać szerokiego uśmiechu na jego twarzy. Francuska stała przed nim w samym body. Doskonale wiedziała gdzie ma posadzić chłopaka. Odwróciła się i ruszyła dalej. Harry już przestał się powstrzymywać od patrzenia na te i owe wdzięki modelki.
        Dziewczyna była dziewczyną idealną. Zawsze chodziła uśmiechnięta i była szczęśliwa. Nigdy w życiu nie powiedziała nikomu nic złemu. Nawet, jeśli projektant na nią nakrzyczał, ona spuszczałam głowę i pokazywała mu, że jest godna uwagi. Harry mógł o każdej porze dnia i nocy do niej zadzwonić o radę. Nie mogli spotkać się codziennie, bo ona była albo w Paryżu albo na pokazach, a Anglik mógł być w trasie. Dziękował wtedy Carze, że ich ze sobą zapoznała. Jednak nadal nie mógł pojąć, czemu Sigrid nadal była z Jean. On był jej kontrastem. Niemiły, wredny i bez empatii. Nieraz słyszał jak do niej mówił, że powinna schudnąć, że jest żałosna. A ona z pokorą to znosiła. Było mu jej żal. Dlatego Harry czuł, że musi zawsze przy niej być.
                   Chłopak posiedział jeszcze chwilę po zakończeniu pokazu. Miał udać się po nim na backstage, żeby spotkać się z dziewczyną. Wstał nieśpiesznie z miejsca. Wyminął grupkę krytyków modowych i usłyszał jak wychwalają jego przyjaciółkę. Był z niej wtedy dumny. Wyjął z kieszeni wejściówkę i zobaczył jak dojść za kulisy. Musiał wyjść tylnym wyjściem i przejść na tyły hali. Na dworze zrobiło się chłodniej, więc Harry zapiął jeden z guzików marynarki. Szedł szybko i nie dużo mu zajęło, aby dojść na tył. Jednak przeraził się tym, co tam zobaczył.
              Dziewczyna otworzyła z impetem drzwi. Założyła na siebie tylko biały, cienki szlafrok. Zasłoniła twarz rękoma. Harry słyszał jak przyjaciółka płacze i to głośno. Chłopak podbiegł do niej i ją od razu przytulił. Francuska wtuliła się w jego ramię. Była jego wzrostu, więc musiała spuścić głowę. Była jednak trzy razy bardziej drobniejsza niż on, więc bez problemu objął ją i zasłonił całą. Dziewczyna nadal płakała. Anglik oddalił się od niej żeby zobaczyć, co się z nią dzieje. Sigrid miała całą posiniaczoną twarz. Z jej nosa leciała cieńka linia krwi. Harry nie mógł wydusić słowa. Nie mógł uwierzyć, że ktoś mógł ją tak potraktować. Nie wiedział, kto mógł to zrobić. Bez słowa wziął ją za rękę, a ona wtuliła głowę w jego ramię. Anglik zaczął iść w kierunku samochodu. Modlił się w duchu, żeby po drodze nie spotkał żadnych paparazzi. Dziewczyna zaczęła się nieco uspokajać, ale nadal była roztrzęsiona. Styles nie miał zamiaru jej za bardzo wtedy wypytywać, o to, co się stało. Wiedział, że będzie mógł z nią porozmawiać w domu. Chłopak otworzył dziewczynie drzwi od samochodu. Ona od razu weszła do środka i wyjęła ze schowka chusteczkę higieniczną. Harry usiadł na swoim miejscu i odpalił silnik. Wyjechał szybko z parkingu i ruszył w stronę swojego domu. Nie za bardzo wiedział, co mógłby wtedy dziewczynie powiedzieć. Wolał siedzieć cicho i dać się Francuzce uspokoić. Wiedział, że nie nadejdzie to prędko.
-Bardzo cię boli?- zapytał w końcu. Dziewczyna spojrzała na niego swoimi dużymi, brązowymi oczami.
-Tylko trochę- odparła ledwo słyszalnym głosem. Bardzo chciał ją jakoś pocieszyć, dodać otuchy, ale nie chciał jej denerwować. Sigrid podwinęła nogi do piersi i wyglądała jakby chciała się gdzieś schować. Chłopakowi coraz bardziej krajało się serce. Nie mógł już patrzeć jak dziewczyna cierpi.
                       Wjechał do podziemnego parkingu apartamentowca, w którym mieszkał. Zaparkował na swoim miejscu i spojrzał z politowaniem na Sigrid. W oczach obydwojga można było dostrzec smutek. Harry wysiadł z auta, po czym otworzył Francuzce drzwi. Dziewczyna cicho mu podziękowała i ruszyli w stronę windy. Chłopak nacisnął guzik na ostatnie piętro i winda zaczęła jechać w górę. Mniej więcej w połowie drogi, dziewczyna oparła głowę na jego ramieniu, a on zaczął ją delikatnie głaskać po włosach. Gdy już dojechali, złapał ją za rękę i skierował się do swojego domu. Otworzył drzwi i skinieniem ręki, zaprosił ją do środka. Ona nadal robiąc wszystko z wielką gracją weszła do apartamentu.
                 Harry mieszkał w nowo wybudowanym apartamentowcu. Urządził dom w nowoczesnym stylu. Postawił na minimalizm. Dom był schludny, zawsze było w nim posprzątane. Anglik bardzo o to dbał, niektórzy twierdzili, że aż obsesyjnie.
                 Sigrid usiadła na białej, miękkiej kanapie. Niemalże siedzisko ją pochłonęło. Czuła wtedy błogi spokój. Podobało jej się miejsce zamieszkania chłopaka. Było urządzone w jej stylu. Wszędzie widziała białe bądź cynamonowe kolory. Wszelkie blaty były tak wypolerowane, że można się w nich było przeglądać. Gdzieniegdzie były jakieś rośliny, przeważnie storczyki. Harry je uwielbiał, dostał od niej zresztą jednego w prezencie z okazji przeprowadzki. Lubiła tamten dom. Czuła się tam dobrze, a wtedy też bezpiecznie. Miała cichą nadzieję, że Harry zrobi jej ciepłej herbaty i puści płytę Jacques Brela. Będzie się mogła na chwilę oderwać od jej smutnej i szarej rzeczywistości.
-Napijesz się czegoś?-zapytał wedle jej przewidywań.
-Poproszę o ciepłą herbatkę- powiedziała z nieco większą pewnością siebie. Harry to wyczuł i delikatnie się uśmiechnął. Wiedział, że Francuzka zaczyna odzyskiwać siły.
-Karmelową?- Dopytał, a dziewczyna twierdząco pokiwała głową. Chłopak włączył czajnik i włożył torebeczkę z esencją do ulubionego kubka Sigrid. Wiedział, że przed nim prawdopodobnie ciężka rozmowa z przyjaciółką. Podszedł i usiadł obok niej. Francuzka też spodziewała się, że Harry się zacznie dopytywać.
-Pokaż mi nos- uprzejmie poprosił, a Sigrid przysunęła się tak, żeby on bez problemu mógł obejrzeć zranione miejsce. Chłopak chwilę popatrzył i doszedł do wniosku, że dziewczyna może mieć lekko pęknięty nos, ale bez większej tragedii. Martwił go jednak fakt, że to się w ogóle stało. Dziewczyna miała prawie starty makijaż i było na jej twarzy dużo siniaków. Harry wiedział, że przyjaciółka dostała nie pierwszy raz. Bał się o nią, bo podejrzewał najgorsze.
                  Ona miała nadzieję, że chłopak przemilczy tą sprawę. Gdyby mu cokolwiek powiedziała, na pewno by się zezłościł. Nie na nią, ale nie chciałaby, żeby coś mu się stało. Zresztą wszystkim musiała się tłumaczyć: makijażystką, projektantowi, a co najgorsze menadżerowi. On zaczął coś wyczuwać i też się o nią martwi. Ona to wiedziała i bolało ją to, że ich kłamała. Jednak oni by nigdy nie zrozumieli.
-Herbata zaraz będzie gotowa- odparł nagle Harry i poszedł do kuchni. Sigrid nawet się za nim obejrzała. Bardzo go lubiła i dziwiła się, czemu nie ma jeszcze dziewczyny. Gdyby nie była w związku, na pewno chłopak bardziej by ją w pewien sposób pociągał. Jednak byli tylko przyjaciółmi i oboje dobrze o tym wiedzieli. Tak było dobrze.
               Anglik niósł w jednej ręce kubek z herbatą, a w drugiej gazę. Ponownie poprosił Sigrid, żeby pokazała mu nos i zaczął ścierać resztki krwi. Gdy skończył, wyrzucił gazę i powrócił do przyjaciółki.
-Obstawiam, że nie spadłaś ze schodów- zaczął chłopak, a wzrok dziewczyny od razu przeniósł się na niego.-Bo jeśli tak musiałaś spaść, na moje oko, z pięć albo sześć razy- Sigrid wiedziała, że Harry się już domyśla. Jednak nie chciała mu tego mówić wprost. Nie była na to gotowa.
-Możemy o tym zapomnieć?- zaproponowała. Anglik wypuścił głęboko powietrze.
-Nie da się zapomnieć- oznajmił, a dziewczyna spuściła wzrok. Chłopak zaczął intensywnie wpatrywać się w jej usta i od razu skarcił się w myślach, że to robi.
-A, gdy cię o to bardzo poproszę?- nalegała dalej. Harry wiedział, że Sigrid idzie w zaparte i nic nie ugra. Jednak bardzo, ale to bardzo chciał jej pomóc.
-Zapomnę- oświadczył w końcu. Na jej twarzy zagościł piękny uśmiech.
-Dziękuję- powiedziała i wtuliła się w tors chłopaka. Miała ogromną ochotę pójść spać. Nie przejmowała się tym, że Jean będzie się wypytywał gdzie była. Chciała po prostu zasnąć przy Harrym.
                 Chłopaka już wtedy zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia. Jako obywatel Wielkiej Brytanii miał obowiązek poinformowania o każdym przestępstwie. Nie było ważne czy był to obcokrajowiec czy nie. Styles wolał rozwiązać ten problem, ale wiedział, że Sigrid nic nie powie. Zresztą, kto by uwierzył, że tej pełnej pozytywnej energii dziewczynie, może się coś dziać.

~Jakiś czas potem~

              Harry odłożył szklankę z alkoholem na fortepian. Ułożył palce na klawiszach i zaczął grać spokojną melodię. Chłopak wczuwał się w nuty, które rozbrzmiewały. Od tygodnia nie wyszedł z domu. Pisał i komponował piosenki na nowy album. Naszła go wena, więc nie chciał tego zmarnować. Po prostu, w jego głowie, co chwila pojawiały się nowe słowa, nuty. Nagle wszystko gładko mu szło. Nigdy wcześniej tak nie było. Styles był z tego powodu... nieszczęśliwy. Wiedział, dlaczego tak go natchnęło. Widział to po wersach zwrotek i po jego nastroju. Były dwie rzeczy, dzięki którym tak pisał: bardzo szczęśliwy moment w jego życiu albo bardzo dołujący. Wtedy to ten drugi go napędzał.
                 Chłopak z coraz większym uczuciem grał. Śpiewał z coraz większym przekonaniem. Był pewien, że to było dobre. Jednak cały czas przed oczyma miał osobę, o której myślał podczas pisania tamtej piosenki. Sigrid z całą posiniaczoną twarzą i z podkrążonymi od płaczu oczami. Widział też siebie, który nie wiedział, co ma robić. Kogoś, kto bardzo chciał pomóc, ale nie wiedział jak. To go bolało. Po jego policzkach nagle zaczęły płynąć łzy. Nie zwracał na nie uwagi. Jego głos ani razu się nie załamał. Pozwolił sobie na płacz. Cały czas uderzał palcami o klawisze i śpiewał. Sąsiedzi, którzy mieszkali koło niego i nie spali, zważywszy na to, że była 1 w nocy, byli pod dużym wrażeniem. Niektórzy go nie lubili, ale wtedy poczuli dziwne ukłucie. Doskonale rozumieli słowa i przekaz piosenki.
                 Jednak nawet gdyby Harry o tym wiedział, nie obchodziłoby go to. Śpiewał tylko i wyłącznie dla niej. Chociaż wiedział, że niedawno się przeprowadziła zamieszkała zaledwie 5 kilometrów dalej i może z nią zawsze porozmawiać, był zbyt wielkim tchórzem żeby cokolwiek jej powiedzieć. I to go bolało. Własna niemoc.
               Chłopak zagrał ostatnią nutę. Łzy przestały już płynąć i chłopak w miarę ogarnął myśli, chociaż one szalały. Sigrid nie zniknęła. Cały czas była w jego głowie. Nic tego nie mogło zmienić. Harry bardzo chciał coś zrobić, ale jej obiecał. Bolało go najbardziej to, że on nigdy by do czegoś takiego nie dopuścił. Jednak był za słaby. Nie umiał tego zrobić.Jego samego to dziwiło. Był za słaby na miłość. Po prostu.
                Styles zerknął w lewą stronę. Na blacie leżał jego telefon, który zapalił się pierwszy raz od bardzo dawna. W całym domu światło było zgaszone, więc wyświetlacz dawał intensywną poświatę. Harry wstał i spojrzał na niego. Serce mu stanęło. Dzwoniła do niego Sigrid. Wiedział, że coś musiało się stać. Podniósł telefon i wcisnął zieloną słuchawkę.
-Cześć- powiedział, ale usłyszał po drugiej stronie sygnał, sygnalizujący zakończenie rozmowy. Chłopak się zdziwił, ale nagle zobaczył ile dostał wcześniej wiadomości od dziewczyny. 134. Wszedł w nie i były tam pojedyncze SMS z treścią "Harry pomóż", "Błagam, przyjedź", "Pomocy" i tak dalej. Styles czuł jak jego serca gwałtownie przyspieszyło. Wiedział, że Francuzce stało się coś bardzo złego. Przeklinał samego siebie, że nie zareagował wcześniej. Ruszył do wyjścia i zabrał pierwszą lepszą marynarkę. Zdążył wziąć kluczyki od samochodu i od razu do niego popędził. Był wściekły. Dziewczyna dawała mu uporczywie znaki, a on tak późno zareagował.
                Gdy tylko wyjechał z parkingu, docisnął maksymalnie pedał gazu. Chciał jak najszybciej się przy niej znaleźć. A na szczęście nie było nikogo już na ulicy i Harry mknął samotnie przez Londyn. W głowie widział miliardy rzeczy, jakie mogły stać się dziewczynie. Starał się je przepędzić je z głowy i skupić się na drodze, jednak było to bardzo, ale to bardzo trudne.
                  Te kilka kilometrów szybko minęło. Chłopak był już pod apartamentowcem, w którym mieszkała Sigrid. Wyszedł z auta i pobiegł pod klatkę, w której znajdowało się jej mieszkanie. Nie wiedział, jakim cudem drzwi były otwarte, ale dziękował Bogu, że tak było.
                   Jego serce biło jak oszalałe. Już za chwilę miał się z nią zobaczyć. Bał się jednak tego, co zobaczy. Kiedy znalazł się przed drzwiami, miał nieco spocone ręce. Starał się uspokoić. Musiał być silny, żeby dziewczyna czuła w nim oparcie. Powtarzał w głowie, niczym mantrę, że będzie dobrze. Znaczy się, wiedział, że będzie źle, ale nie mógł się złamać. Jednak Harry był bardzo uczuciowych. Nie znosił dobrze cierpienia bliskich. Znosił to koszmarnie źle.
                 Zapukał do drzwi, bo wolał nie używać dzwonka. Chwilę musiał odczekać zanim usłyszał dźwięk przekręcającego się zamka. I zobaczył Sigrid. Na szczęście zachował zimną krew.
                 Francuzka miała całą twarz w siniakach. Na wardze miała małe rozcięcie. Pod jednym okiem miała duże limo. Dostrzegł na jej nadgarstkach fioletowe plamy. To samo było na nogach. Włosy miała mocno potargane. Z jej oczu płynęły jeszcze łzy. Dziewczyna patrzyła na niego błagalnie. Harry wiedział, że jedyne, co ona chciała w tamtym momencie zrobić to stamtąd zniknąć.
                 Chłopak stał jak wryty. Nie rozumiał jak można coś takiego robić. Jak można krzywdzić ukochaną osobę. Ujrzał za przyjaciółką sprawcę całej tej sytuacji.
                   Jean leżał na kanapie i oglądał coś w telewizji. W jednej dłoni trzymał butelkę z wódką, a w drugiej papierosa. Harry zauważył na jego torsie zadrapania. Czyli Sigrid starała się bronić-pomyślał. Nienawidził wtedy Piafa tak bardzo, że miał ochotę ukręcić mu łeb. Jednak wtedy najważniejsza była Francuzka.
                   Ona stała cała przestraszoną. Była szczęśliwa, że Anglik do niej przyjechał. Chciała żeby ją stamtąd zabrał, bo tylko przy nim czuła się bezpiecznie. Tylko ona dawał jej to uczucie.
-Kto przyszedł grubasie?- zapytał Jean znowu sprawiając jej przykrość. Chociaż dla niej to i tak było "pieszczotliwe" określenie. Miała tylko nadzieję, że Harry go nie zabije. Sądząc po jego minie, był tego bliski.
-Listonosz- powiedziała cicho. Jej chłopak był znowu kompletnie pijany, więc nie zwracał uwagi na prawdziwość jej słów.
                 Sigrid wyszła na palcach z mieszkania i je zamknęła. Była na bosaka, w krótkich spodenkach oraz w bluzce od piżamy. Nie miała na sobie biustonosza. Nie obchodziło jej to. Chciała stamtąd uciec.
                 Harry podniósł dziewczynę i zaczął schodzić po schodach. Była zbyt słaba żeby samodzielnie iść, a zresztą on musiał ją jak najszybciej zabrać z tego miejsca. Francuzka wtuliła się jego ramię. Styles szybko znalazł się przy samochodzie, zważywszy na to jak bardzo lekka była Sigrid. Nie mógł zrozumieć jak on ją mógł nazwać ją grubasem. Wtedy wiedział, czemu ona ciągle chudła. Chciała być dla Jean perfekcyjna. Harry nie potrafił znaleźć żadnych słów opisujących Francuza.
                     Położył delikatnie dziewczynę na siedzeniu pasażera i odjechał spod bloku. Szybko zaczął jechać w stronę własnego domu. Patrzył, co chwilę na przyjaciółkę. Nadal ciężko było mu uwierzyć w to, że ona była bita. Nie potrafił uwierzyć.
                   W windzie nadal trzymał dziewczynę na rękach. Martwił się o nią. Chciał mieć pewność, że nikt już jej nie zrobi krzywdy.
                   Ona też nie chciała odczuwać bólu. Harry na pewno nie pozwoliłby jej znowu pobić. Bawiła się kosmykiem jego loków. Była zbyt słaba, żeby cokolwiek innego zrobić. Była wdzięczna chłopakowi, że wyręczył ją w chodzeniu. Jej nogi były w opłakanym stanie i potwornie ją bolały. Wiedziała, że on jej pomoże. Jednak nadal była bardzo zagubiona.
                  Chłopak wszedł do mieszkania i położył Sigrid na kanapie. Ona go złapała za rękę, kiedy chciał odejść.
-Zostań ze mną- wyszeptała. Bała się być bez niego. Chłopak patrzył w przerażone oczy dziewczyny. Powstrzymywał się od pojedynczych łez. Nie rozumiał jak można doprowadzić kogoś do takiego stanu.
-Przyniosę tylko lód. Zaraz wrócę- obiecał jej, a Francuzka nieco się uspokoiła. Nie wiedziała, co ma wtedy robić, więc wzięła pilot od telewizora i włączyła byle jaki kanał. Akurat leciały Gwiezdne Wojny i po prostu zaczęła je oglądać. Była roztrzęsiona i to było głupie, ale chciała się skupić na czymś innym niż na bólu. Chwilę później pojawił się koło niej Harry.
-Gdzie cię boli skarbie?- zapytał chłopak. Dziewczyna uśmiechnęła się. Jean nigdy tak do niej nie mówił.
-Wszędzie- odpowiedziała ze smutkiem. Anglika coś ukłuło.
-A gdzie najbardziej?- spytał ponownie. Oczy Sigrid zrobiły się szklane. Francuzka podniosła rękę i położyła na sercu.
-Tutaj- wybełkotała i zaczęła płakać. Bardzo kochała Jean, ale on ją ranił. Na każdym kroku. Za każdym razem obiecywał, że się zmieni, że już nigdy jej nie uderzy. Jednak nie wytrzymywał dłużej niż dwa, trzy dni. W dodatku wiedziała, że nikt inny jej nie pokocha. Sam Jean tak mówił. Nikt nie mógł pokochać dziewczyny, która kochała swoje wystające kości. Tylko on mógł ją zrozumieć. To ją bolało najbardziej. Jej złamane serce oddane komuś, kto też ją kochał, ale nie mógł się powstrzymać.
-Hej, księżniczko- powiedział Harry i ją przytulił.
-On tego nie kontroluje- wyszeptała Sigrid i oddaliła się od niego.
-On cię bije. Nazywa się to przemoc domowa- odparł dobitnie Anglik. Dziewczyna wszystko wiedziała i rozumiała. Nie było teraz dopuszczalne, żeby jedna osób z pary biła drugą. Jednak czasem to było silniejsze od tej osoby. Chciała się powstrzymać, ale nie mogła. Sigrid wierzyła, że kiedyś po prostu Jean pokona tę siłę i jej nie uderzy. Jednak jej nadzieja z dnia na dzień malała.
-On mnie kocha- dziewczyna starała się bronić swojego chłopaka. Dla Harry’ego było to za dużo. Nie rozumiał postępowania Francuzki. Może było to spowodowane jego wewnętrzną zazdrością. Kobieta, którą darzył uczuciem, była z kimś, kto ją bije. To go przerastało.
-Jak można kochać kogoś, kto cię rani?-zapytał retorycznie. Sigrid spojrzała do góry i starała się powstrzymywać łzy.
-Nie wiem- odpowiedziała szczerze- kocham go po prostu. Zresztą nie wiem, kogo ja będę mieć, kiedy od niego odejdę. Nikt mnie nie kocha- powiedziała. To była prawda. Nie mogła za każdym razem uciekać do Harry’ego. Przecież nie mogła wchodzić mu na głowę. Miał własne życie.
         Tymczasem on płakał. Wewnątrz. On ją kochał. Ona na pewno znalazłaby gdzieś ciepły, bezpieczny kąt . Mogła zostać u niego.
-Sigrid, wiesz dobrze, że ja zawsze ci mogę pomóc- oświadczył chłopak, a ona nieznacznie się uśmiechnęła.
-Wiem i dziękuję ci za to. Jednak masz własne życie. Nie mogę wiecznie oczekiwać tego, że dasz mi schronienie- mówiła, a łzy nadal ciekły po jej policzkach.
-Jesteś jego częścią. Nie mogę pozwolić, by ktoś cię krzywdził- powiedział nieśmiale Harry. Sigrid nie wierzyła w to, co słyszy. Chłopak mówił do niej tak spokojnie. Wydawało jej się, że wstydzi się tak mówić.-Chcę ci pomóc. Jednak wiesz dobrze, co musisz zrobić.- Dziewczyna głośno westchnęła.
-Nie jestem w stanie z nim zerwać. Pójść z tym na policję? Jego też skrzywdzę- wyszeptała, a chłopakowi zrobiło się bardzo przykro. Nie rozumiał jej, nie rozumiał miłości, jaką darzyła Jean.
-To, po co do mnie dzwoniłaś?-zapytał, a jego twarz zobojętniała. To zabolało Francuzkę. Nawet nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. Bo tylko przy tobie czuję się bezpieczna? Bo tylko ty traktujesz mnie jak kobietę, a nie jak manekin czy worek treningowy? Bo tylko tobie mogę zaufać? To mu miała powiedzieć? Przecież by ją wyśmiał. Myślała, że Harry lubi dziewczyny, a nie wieszaki. Nigdy by nawet o niej nie myślał w kategorii "przyszła dziewczyna". Była tylko przyjaciółką, nie zasługiwała na nic więcej z jego strony.
-Bo cię potrzebuję- odpowiedziała w końcu. Harry jakby ożył. Poczuł się wreszcie potrzebny. Delikatnie złapał ją za rękę i zaczął masować jej dłoń.
-Zawsze przy tobie będę, tylko ty też musisz chcieć coś zmienić- oświadczył chłopak. Sigrid coraz bardziej się przekonywała do sugestii Anglika. Jean jej nie kochał tak jak powinien. Bił ją, a nie powinien robić tylko dlatego, że nie chce mu dać kolejnej butelki wina, że nie chce pójść z nim do łóżka. To było niesprawiedliwe. Ona zawsze siedziała cicho i pokornie to znosiła.
-Chcesz żebym z nim zerwała?-spytała wprost.
-Tak- odpowiedział szybko. Dziewczynę zastanowiła jego stanowczość, był aż nadto pewny siebie. Może jednak nie miało być tak źle? Miała podjąć bardzo ważną decyzję w zaledwie kilka sekund? To miała zmienić jej życie o 180°. Wyczuła, że dla chłopaka było to oczywiste, ale nie dla niej. Jednak czasem w życiu trzeba coś zmienić.
-Ale nie pójdę z tym na policję. Nie potrafię- ostrzegła Harry’ego. To, że Jean był czasem zły, nie oznaczało, że ma go wsadzić do więzienia i zakończyć jego karierę. Nie mogła na to pozwolić i miała nadzieję, że przyjaciel ją zrozumie.
                 Anglik nie rozumiał. Nie mógł pojąć jej chęci obrony tego damskiego boksera. Ciężko mu to było mu to przetworzyć. Dziewczyna wyraźnie dostrzegła jego zawahanie. Położyła dłoń na jego policzku.
-Nie mogę zrobić tego samego, co on. Nie mogę być równie zła- powiedziała spokojnie.
-Ale on cię dręczył. Słyszałem jak cię wyzywał, teraz widzę efekty jego bicia- tłumaczył dalej chłopak. Sigrid przesunęła palec na pełne usta Harry’ego, żeby przestał mówić.
              
-Uszanuj moją decyzję- poprosiła, a chłopak westchnął. Był i tak z niej dumny, zrobiła duży krok na przód. Pojawiła się też nadzieja na to, żeby się do niej zbliżył. Bardzo chciał być dla niej oparciem, kimś, komu może ufać. Kimś, kogo może kochać.
-Dobrze- powiedział, a dziewczyna się delikatnie uśmiechnęła. Wiedziała, że będzie dobrze, musiało być.
                Chłopak natomiast miał jeszcze jedno pytanie. Mógł nim wszystko zniszczyć, ale musiał zapytać.
-Aniołku, co on ci jeszcze robił?- spytał, a dziewczyna, aż się wzdrygnęła. Jednak postawił to pytanie. Ona chciała mu powiedzieć. Wyrzucić wreszcie wszystko z siebie, bo nigdy się nikomu nie zwierzała. Harry’emu mogła ufać, ale nie chciała, żeby ten skończył w więzieniu za zabójstwo.
-Tylko bił. Czasem coś złego mówił, ale to rzadko- mówiąc szeptała, jakby Jean tu był i miał zamiar uderzyć ją za te słowa.
                 Harry wyczuł kłamstwo.
-Czasem? Jakoś mi się nie chce wierzyć- oznajmił, a Sigrid wiedziała, że Anglik jest mądry.
                   Był mądrym i inteligentnym facetem. Miał piękne, często rumieniące się policzki i śmieszną burzę loków na głowie. Miał mocno zarysowaną żuchwę, ale oczy nadawały mu tej wspaniałej łagodności. O dziwo, miał już przy nich duże zmarszczki, ale powodowało to to, że wyglądał tak bardzo ciepło. I ta piękna zieleń, w którą dziewczyna mogła wpatrywać się godzinami. Ten mądry i piękny chłopak miał ogromne serce. Martwił się o nią i chciał ją chronić. Agren wiedziała, że czas mu powiedzieć.
-Zawsze- odparła nieco pewniej- mówił mi tylko, jaka to ja jestem gruba i brzydka. Pokazywał mi Kate Moss i Valeri Levitin, jako ideały. Ja, jako jego dziewczyna- mówiła i zaczynała płakać- chciałam być dla niego idealna.-Sigrid nie wytrzymała i się rozkleiła. On ją gnębił. Dopiero, kiedy usłyszała te słowa z własnych ust, zrozumiała. Doprowadził ją do tego stanu, że projektanci, którzy ją uwielbiali, mówili, że chudnie. Jean był zły, ale ona nadal wierzyła w to, że robi to tylko po to, żeby ona miała dobrze i żeby była idealna.
                Harry miał ochotę go zabić. Dopuścić do takiego stanu? Trzeba być skończonym dupkiem. Przybliżył się do Sigrid i ją przytulił.
-Jesteś piękna. Dla mnie jesteś najpiękniejsza na świecie. Nigdy nie możesz o sobie myśleć inaczej. Dałbym wszystko, żeby być na miejscu Jean i móc mówić, jaka jesteś śliczna każdego ranka i wieczora. Jean nie docenił skarbu, jaki miał. Jesteś najcudowniejszym klejnotem na cały świecie. W całej galaktyce- zaakcentował ostatnie słowa wskazując na telewizor gdzie nadal leciały Gwiezdne Wojny. Francuzka się zaśmiała. Była to najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu usłyszała. Jeszcze mocniej wtuliła się do Harry’ego. I tego chciała. Budzić się i słyszeć jak mówi, tym swoim niskim głosem ze wspaniałą chrypą, jaka ona jest dla niego piękna. Być ubraną w worek po ziemniakach i żeby Harry mówił jej, że wygląda jak grecka muza. Tego chciała. Żeby ten walnięty i pozytywnie zakręcony 28-letni muzyk, z duszą 80-letniego mężczyzny i wiekiem mentalnym płodu kochał ją jak księżniczkę.
                   Ona była jego księżniczką. Dlatego chciał, żeby żyła jak na taką damę przystało, a nie żeby była cały czas bita i poniżana. On musiał ją z tego uwolnić.
-Jesteś najwspanialszym facetem, jakiego w życiu poznałam- oświadczyła Sigrid. Harry’ego od razu oblał na twarzy rumieniec. Dziewczyna to zobaczyła i stwierdziła, że było to słodkie. Podniosła się i złożyła mu delikatny pocałunek na policzku. Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej i jeszcze mocniej ją przytulił. Musiał ją chronić.
              Anglik i Francuzka byli bardzo szczęśliwi. Chociaż ją nadal wszystko bolało od pobicia przez Jean, wiedziała, że wszystko będzie dobrze, bo jest on. On był szczęśliwy, bo miał szansę uchronić swoją ukochaną. Chłopak i dziewczyna nie chcieli robić nic więcej. Woleli zaczekać, bo mieli i tak dużo przeżyć jak na jedną noc. Harry i Sigrid siedzieli wtuleni w siebie, a w telewizji leciały Gwiezdne Wojny.

1 komentarz:

  1. O moj boze...
    jestem totalnie oczarowana....
    Jak dla mnie to masz duuuze szanse zeby to wygrac :) trzymam kciuki!
    Ten one shot jest idealny! ✌
    Zestem za zeby powstalo ff na podstawie tego one shota, dalsze losy bohaterow czy cos haha
    Jak zawsze zreszta upewnilas mnie w przekonaniu ze jestes swietna pisarka :)
    Mam nadzieje ze bedziesz pisac wiecej tekstow tego typu i wrzucac tutaj :)
    @NiamsLov
    Sorki za bledy i brak polskich znakow ale jak zawsze komentuje z telefonu ✌

    OdpowiedzUsuń