Witaj!

wtorek, 30 września 2014

Chapitre 28

                  Starłem się iść szybko, ale ból stawał się nie do zniesienia. Krew z ramienia ciekła mi cały czas, a w dodatku moja rana na udzie utrudniała mi chodzenie. Kiedy już myślałem, że się już wszystko skończy, że nie będzie już więcej cierpienia, los postanowił pokazać, kto tu rządzi. Jedyne, o czym myślałem to to, żeby iść na północ. Wokół było ciemno, ale dostrzegłem, z której strony mech porasta drzewa.
                   Jade była koło mnie. Próbowała mnie trzymać, kiedy zaczynałem upadać. Mówiła do mnie cały czas. Chciała mieć ze mną kontakt. Ściskało mnie za serce, że musiałem jej zafundować. Nawet się nie potrafiłem odezwać. Powinienem być dla niej oparciem, a nie ciężarem.
-Harry, błagam odezwij się. Gdzie idziemy?- zapytała z nadzieją w głosie. Spojrzałem na nią. Dziewczyna była smutna. Spierzchły jej usta, a na nogach mogłem dostrzec, że miała gęsią skórkę.
-Żyję. Idziemy do domu- wyszeptałem, a na twarzy Leto pojawiło się zdziwienie. Nagle upadłem. Jade złapała mnie i starała się podnieść. Nie miałem czasu, żeby odpocząć, musieliśmy iść. Zacisnąłem zęby i wstałem, chociaż ból zaczynał nade mną przejmować kontrolę. Szedłem dalej i nadchodzą takie momenty, kiedy ból jest tak długi i przerażający, że człowiek się do niego przyzwyczaja. Ja tak właśnie zacząłem mieć. Odzyskałem nieco siły. Zaczęliśmy wdrapywać się po jakimś pagórku i ujrzałem dom.
                     Był dosyć duży i cały zbudowany z drewna. Został ogrodzony płotem. Na szczęście tylna furtka była otwarta. Stał samotnie w lesie, a obok niego biegła droga. Może kiedyś należał do leśniczego. W każdym razie zaczęliśmy się kierować w jego stronę.
-O ten dom chodzi?- zapytała z lekkim niedowierzaniem dziewczyna.
-Chyba tak- wyszeptałem. Szedłem powoli i ostrożnie, żeby znowu się nie przewrócić. Zacisnąłem mocniej dłoń na moim ramieniu, chociaż cały czas czułem okropny ból. Musiałem stracić dużo krwi. Czułem, że cała moja koszulka jest nią przesiąknięta. Jednak musiałem jeszcze chwilę wytrzymać. Byłem zmęczony, głodny i śmierdzący. Kolejny udany dzień.
                   Niepewnie popchnąłem furtkę. Mogło być słabo, jeśli wszedłbym jakimś ludziom do domu. Bardzo chciałem złapać Jade za rękę, ale nie mogłem. Ból znacznie przeważał.
-Skarbie, wszystko okey?- zapytałem. Dziewczyna uśmiechnęła się.
-Tak, po prostu-zawiesiła się na chwilę.- Boli mnie to, że tak cierpisz-odparła słabo. Głośno westchnąłem. Martwiła się o mnie. Było to naprawdę miłe uczucie. Nigdy nikt się mną nie przejmował.
                 Stanęliśmy przy drzwiach. Wyjąłem klucze z kieszeni, chociaż nie było to łatwe, zważywszy na zaistniałą sytuację, miłe uczucie. Starałem się włożyć kluczyki do zamka, ale przez ranę moja ręka odmawiała posłuszeństwa.
-Daj- powiedziała dziewczyna i otworzyła drzwi. Czyli trafiliśmy do dobrego domu, to był sukces. Jade weszła pierwsza, a ja od razu za nią. Ona zamknęła drzwi. Zapaliła jakieś światło. W środku, o dziwo było ciepło.
-Skąd miałeś klucze? I w ogóle , skąd wiesz o tym miejscu?- dopytała mnie.
-Em…od Ivana- wyjąkałem. Na pewno chciała się czegoś więcej dowiedzieć. Jednak ja nie miałem zbytnio siły z nią rozmawiać. Chciałem coś zjeść i się położyć. Zacząłem iść przez nieduży salon. Czułem jak się potwornie pociłem i było mi niedobrze. Nie zwracałem uwagi na paplaninę Jade. Musiałem odpocząć i to szybko.
-, …bo jeśli Ivan coś ci nagadał, to nie wierz mu. On mnie nienawidzi…-słyszałem urywki monologu Angielki.
-Muszę odpocząć- wymamrotałem i opadłem na jakieś drzwi. Popchnąłem je i znalazłem się w jakimś pokoju. Było tam łóżko. Zacząłem iść w jego stronę.
-Harry!- krzyknęła Jade i złapała mnie za ramię. Za lewe ramię.
                 Krzyknąłem przeraźliwie i upadłem na podłogę. Myślałem, że zemdleję z bólu. To było nie do wytrzymania. W dodatku nie miałem pojęcia, co zrobić, żeby nie odczuwać tego cierpienia. Mój umysł był kompletnie pusty. W dodatku moje wewnętrzne ja miało ochotę rozszarpać dziewczynę na drobne kawałki albo, chociaż na nią nawrzeszczeć. Jednak nie byłem w stanie tego zrobić.
-Jezu, Harry przepraszam. Nie chciałam- zaczęła mówić Jade. Słyszałem, że głos jej się łamie. Usiadła obok mnie i mocno przytuliła, ale tak, że nie robiła mi krzywdy.-Przepraszam, naprawdę przepraszam. Kochanie bardzo boli? Boże na pewno boli, przepraszam. Jestem idiotką- łkała i delikatnie mnie głaskała po głowie. Fala najgorszego bólu przeszła, ale nadal piekło jak cholera.-Skarbie, coś mam ci pomóc? Harry?- Dopytywała. Oparłem głowę o jej szyję i zacząłem się powoli osuwać.
-Chcę odpocząć- wyszeptałem.
-Tak, pewnie-odparła.
                 Pomogła mi wstać i dojść do łózka. Ułożyła delikatnie moją głowę na poduszce. Położyła dłoń na moim czole.
-Jesteś rozpalony- powiedziała z przerażeniem. Oddychałem głęboko i starałem się zachować przytomność. Jednak było to ciężkie, bo zaczynałem odpływać. Złapała mnie za rękę, którą trzymałem na ranie.
-Nie- odparłem cicho. Dziewczyna głośno westchnęła.
-Może ci się wdać zakażenie, muszę to zobaczyć- oznajmiła spokojnie. Ja nadal patrzyłem na nią z przerażeniem. Uciekłem stamtąd, nie po te, żeby znowu cierpieć. Chciałem zaczekać, bo gdy MI6 nas by znalazło, to zawieźliby mnie do szpitala, gdzie dostał bym morfinę i nic bym nie czuł. Tak to, znów bym cierpiał. Byłem tchórzem, ale mogło mi to wtedy latać koło nosa.
-Jade, błagam cię. Jestem zbyt zmęczony- powiedziałem słabo.
To było okropne. On leżał tam, taki bezbronny i wyczerpany. To nie był ten Harry, którego poznałam. Tomo ewidentnie go zabił. Jednak tamten Harry, który leżał bez sił na łóżku, był dowodem prawdziwej odwagi. Mało, kto przezywał to, co Chorwat mu fundował. Styles przetrwał, ale zgasł. Jego pochodnia świeciła z coraz słabiej. I to mnie bolało. To właśnie rozdzierało moje serce. Nie byłam godna jego oddanie. Po prostu nie byłam
-Dobrze skarbie- powiedziała ze spokojem w głosie. Usiadła na ziemi obok łóżka i zaczęła delikatnie mnie głaskać po czole. Miała zimne ręce, ale chłód byłe przyjemny. Miałem gorączkę, ale cieszyłem się z tego, że tam była. Wystarczyła mi jej obecność, żeby czuć się nieco lepiej.
-Czy mogłabyś mi przynieść wodę i coś do jedzenia?- zapytałem nieśmiało. Ona tylko się uśmiechnęła i powiedziała, że już idzie. Kiedy wstała zauważyłem, że ma całą szyję i bluzkę w krwi. Mojej krwi. Wyszła z pokoju, a ja zacząłem się mu uważniej przyglądać.
                   Był utrzymany w zielonej tonacji. Meble były z dębu. Na ścianach były powieszone obrazy przedstawiające myśliwych. Niektórzy siedzieli majestatycznie na swoich koniach, a inni stali dumnie obok swoich zdobyczy. Nie wiedząc, czemu, ale te obrazy mnie przytłaczały. Nie lubiłem tego typu wystroju. W dodatku mój mózg zaczął płatać mi figle, bo odczuwałem strach. Strach bycia samemu. Modliłem się, żeby dziewczyna jak najszybciej wróciła. Chwilę później pojawiła się w drzwiach. W jednej ręce trzymała wodę, a w drugiej kanapki. Dopiero wtedy powróciło do mnie ogromne uczucie głodu. Uświadomiłem sobie, że byłem bez jedzenia od kilkunastu dni. Ścisnęło mnie w żołądku.
                     Jade podeszła do łózka. Pomogła mi oprzeć się o ścianę. Potem podała mi do ręki wodę. Wypiłem ją łapczywie, ale to mi wystarczyło. Zmęczenie wygrywało i nawet głód przestawał być taki ważny. Co nie znaczy, że nie pochłonąłem tamtych kanapek. Jade była przezorna i zrobiła ich z osiem. Zjadłem wszystkie. Dziewczyna przez cały czas uważnie mi się przyglądała. Co jakiś czas głaskała mnie po ręce. Może aż tak za mną tęskniła? Może byłem dla niej tak samo ważny, jak ona dla mnie?
                     Gdy skończyłem, podałem Leto talerz i cicho podziękowałem.
-Nie masz, za co- odpowiedziała, a na jej twarzy pojawił się przepiękny uśmiech. Dzięki niemu, nieco się rozchmurzyłem. Przesunąłem powoli rękę w stronę jej dłoni, ale bardzo to bolało, bo to była lewa ręka. Jade ujrzała grymas na swojej twarzy i to ona mnie złapała. Delikatnie zacząłem masować jej palce. Zacząłem powoli zasypiać.
-Bardzo się o ciebie martwiłam- wyszeptała. Patrzyłem na nią już nieco nieobecnym wzrokiem. Byłem pomiędzy krainą snu, a rzeczywistością.
-Ja o ciebie też- powiedziałem. Ona nachyliła się i pocałowała mnie delikatnie w policzek. Obróciłem twarz i nasze nocy się ze sobą stykały.
-Nie musisz już się niczym przejmować. Obiecuję, że już dłużej nie będziesz się musiał mną tak zajmować- powiedziała cicho. Ja wtedy odpłynąłem. Jednak nie wiem, czy to był już sen, czy prawdziwy głos Jade, bo usłyszałem ciche „kocham cię”.

___________________________________________________________________________



Ta niewdzięczna kobieta kłamała mnie, że nie zrobi na dzisiaj rysunku!
Spalę ją :3 Albo nie, bo wtedy już w ogóle nie będzie rysować :P


1 komentarz:

  1. Hejoooo!
    Rozdział jest idealny, według mnie jest on wyjatkowy... Sama nie wiem czemu, moze dlatego ze dawno nie bylo takiego gdzie byli razem i nikt ich nie gonil lub torturowal haha
    Mam nadzieje ze harry szybko wyzdrowieje i poczuje sie lepiej przy pomocy jade
    Modle sie zeby kolejny rozdzial byl podobny lub nawet przyjemniejszy!
    Dzisiejszy komentarz krotki, ale to dlatego ze mam jutro sprawdzian z fizyki a jeszcze nic nie powtorzylam no i kartkowke z lektury... Porazka...
    Aha! Zapomnialabym! Rysunek jest super! Haha
    Czekam na kolejny :)
    @NiamsLov

    OdpowiedzUsuń