Z nudów przyglądałem się opadającym kropelką w kroplówce. Siedziałem tam tydzień, a co najgorsze byłem tam sam. Nikt nie przyszedł mnie odwiedzić. Ani Jared, ani Louis, a co najgorszej Jade. Widziałem ją ostatni raz, gdy sanitariusze prowadzili mnie do mojej sali. Czułem się okropnie i samotnie. Nie mogłem z nikim porozmawiać i to mnie dołowało. Brak kontaktu z kimkolwiek, nie służył mi najlepiej. W dodatku, cały czas robili mi jakieś badania i inne cuda. Byłem podpięty do różnych aparatur. I przez cały mój pobyt lekarz nic nie powiedział mi na temat mojego stanu zdrowia.
Kiedy tak leżałem w łóżku i nie wiedziałem, co robić ze swoim życiem, usłyszałem pukanie do drzwi.
-Proszę- powiedziałem słabo. W drzwiach stał Jared. Jak zwykle był ubrany w tweedową marynarkę i czarne spodnie. Albo mi się zadawało albo włosy rzeczywiście mu urosły. Na jego twarzy gościł niepewny uśmiech.
-Hej- odparł. Od razu się wyprostowałem i nieco ożywiłem. Jednak o mnie pamiętał, ale z drugiej strony, bałem się z nim rozmawiać. Był ojcem Jade i musiał się nieźle wkurzyć, kiedy dowiedział się, że jego córka i chłopak, który się nią najmował, zniknęli.
-Hej- wybełkotałem. Mężczyzna podszedł do mnie i usiadł na krzesełku. Nastąpiła niezręczna cisza. Nie chciałem się odzywać, bo nie wiedziałem, co mógłbym powiedzieć. Przecież on mnie na pewno nienawidził.
-Słyszałem, że trochę cię poturbowali- wymruczał. Ja oblizałem wargi ze stresu.
-Trochę- parsknąłem. Mężczyzna również się zaśmiał,
-Dobrze, po tym, co usłyszałem od Jade nie było z tobą za ciekawie- powiedział. Wspomniał o niej. Na pewno chciał o niej porozmawiać. Trochę się spiąłem, gdy wypowiedział jej imię, a on to zauważył.
-Co ci mówiła?- zapytałem nieśmiale.
-O tym jak bardzo dla niej się poświęciłeś. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tego po tobie- oznajmił. Ze zdenerwowania zaczęły mi się pocić ręce. Jade mogła mu powiedzieć jak ją wtedy wyzwałem. Boże, jak bym mu to wytłumaczył.
-Drobiazg- odparłem wzruszając ramionami. Twarz Jareda wyraźnie spoważniała.
-W żadnym wypadku drobiazg. Harry, wiele dla niej poświęciłeś. Zresztą widzę, co z tobą jest. Myślę, że nigdy nie będę ci wstanie podziękować- mówił do mnie jak nigdy przedtem. Wreszcie zrobiłem coś ważnego. Tak się przynajmniej poczułem.
-Nie musisz. Przecież to ty mnie szkoliłeś przez ten cały czas i się mną zajmowałeś. Gdyby nie ty, już dawno bym się stoczył- powiedziałem to, co było prawdą. Nie musiał mi dziękować.
-Uratowałeś moją małą córeczkę. Nawet nie wyobrażasz sobie, co to znaczy dla rodzica. To moja córka, nie potrafiłbym sobie wybaczyć, gdyby cokolwiek się jej stało. Jest moją małą kruszynką, która stale potrzebuje opieki. Dlatego też, przyszedłem z tobą porozmawiać o czymś jeszcze- dostałem zatrzymania akcji serca. Czego on mógł jeszcze chcieć? Bałem się cholernie.
-Tak?- zapytałem, żeby nie przedłużać.
-Jade jest bardzo wrażliwa- westchnął mężczyzna.- Często bała się ludzi, nie potrafiła sobie z nimi poradzić. Dlatego często była raniona. Nie radziła sobie z presją wywieraną przez grupę. Zamykała się w sobie, w dodatku moje ciągłe kłótnie z Kate jej nie pomagały. I ostatnio, pierwszy raz w życiu, usłyszałem od niej, że czuła się bezpieczna. Czuła, że ktoś może się nią zająć i nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić. Tym kimś, jesteś ty- zawiesił mężczyzna. Sądziłem, że coś jeszcze powie, ale milczał. Starałem się przetworzyć to, co mi przekazał, ale nie docierało to do mnie.
Nie była na mnie zły, ale wdzięczny. W dodatku to, co Jade mu powiedziała. Ona była przez całe życie odrzucana i nie kochana. Nikt nie zauważał jej piękna i delikatności. Cierpiała, bo nie potrafiła się z nikim dogadać. Może miała tak samo z Tomo? Może zauważyła, że ktoś ją polubił i chciała zobaczyć jak to jest, być kochaną. To było dla mnie straszne. To nie było tak jak myślał Chorwat. Zawsze była raniona i łatwowierna. Bolało mnie to, że tak wspaniała dziewczyna, nie mogła znaleźć szczęścia.
-Nie za bardzo wiem, co powiedzieć- mówię w końcu. Jared głośno westchnął.
-Pozwól, że ci coś pokażę- powiedział. Mężczyzna wyjął z kieszeni marynarki jakieś papiery. Kiedy położył je przede mną, zobaczyłem, że to zdjęcia
Wziąłem je do ręki. Jedna fotografia przedstawiała małą dziewczynkę, która miała może 8 lat. Siedziała na huśtawce w jakimś parku. Była ubrana w biała sukienkę w błękitne kwiaty. Włosy miała związane w dwa kucyki, modrymi wstążkami. Jej nogi i ręce wyglądały jak patyki. Sądząc po jej rysach i wyglądzie, tą dziewczyną była Jade. Naturalnym kolorem jej włosów, był delikatny miedziany.
Drugie zdjęcie było z niedawna. Jednak sceneria była taka sama. Leto nie była tak samo uśmiechnięta jak na poprzednim zdjęciu. Była smutna i zmęczona. Miała na sobie krótkie jeansowe spodenki i bordową koszulę w kratkę. Jej fioletowe włosy delikatnie opadały jej na ramiona. Była taka prześliczna.
-Jaka ona piękna- wyszeptałem. Dopiero po sekundzie dotarło do mnie, że powiedziałem to na głos. Spojrzałem z lekkim przerażeniem na Jareda. Tamten miał na twarzy ogromny uśmiech.
-Masz rację, jest piękna- dopowiedział. Ja nadal byłem wystraszony.
To mnie martwiło. Bałem się czegoś, czego nie powinienem. Nie mogłem przecież cierpieć na zespół stresu pourazowego. To było niemożliwe, żeby po czymś takim na to zachorować. Jednak odczuwałem cały czas niepokój. Każdy ruch i dźwięk był dla mnie czymś podejrzanym. Starałem sobie to wybić z głowy.
-Tak mi się jakoś wymsknęło- starałem się tłumaczyć. Mężczyzna przewrócił oczami z zażenowania.
-Nie wymsknęło ci się. Naprawdę tak uważasz- powiedział i miał rację.
-Bo jest ładna i w ogóle- zacząłem bełkotać. Jared uśmiechnął się, po czym uderzył mnie delikatnie w czoło.
-Zachowujesz się jak zakochany nastolatek Styles. Chodzi o moją córkę, więc zachowuj się jak mężczyzna- mówił lekko się śmiejąc. Nie mogłem podzielić jego entuzjazmu. Kochałem się dziewczynie, której jest ojcem, więc nieprosto było być spokojnym.
-To nie jest takie łatwe. Nigdy nie byłem, jako tak zakochany. Zresztą twoja córka jest inna niż wszystkie dziewczyny, jakie znałem. Jest..-zawiesiłem, a Jared przyglądał mi się intensywniej.
-Jak jest?- dopytał mnie.
-Jest kimś, kogo kocham- wyznałem. Mężczyzna wyraźnie czekał na dalsze wyjaśniania.-Nie potrafię przestać o niej myśleć. Chciałbym z nią być przez cały czas, chronić ją. Chcę żeby czuła we mnie oparcie. Jednak, jeśli mi nie pozwolisz, to zrozumiem.
-Hola, hola- wyhamował Leto.-Nie przyszedłem tu prawić kazań, żebyś z się nią przestał interesować, tylko po to, żebyś wreszcie się otworzył. Nigdy ze mną nie rozmawiałeś na temat swoich dziewczyn- powiedział, ale nadal byłem spięty.
-, Czyli mogę się z nią dalej spotykać?- zapytałem. Mężczyzna nieznacznie pokiwał głową.
-Nie mam prawa, zabraniać się wam spotykać- oświadczył z uśmiechem. Jednak nagle coś mnie tknęło.
-Gdybyś jej pozwolił, to by tu była- wymamrotałem. Uśmiech zniknął z twarzy Jareda. Więc coś musiało być nie tak. Nie mówił mi czegoś, a ja nie wiedziałem, czego. Bicie mojego serca mi przyspieszyło. Bałem się, co powie. Czy Jade coś się mogło stać? Nie miałem bladego pojęcia. Musiałem to wiedzieć, natychmiast.
Leto zaczął otwierać usta, żeby coś powiedzieć, ale nagle do Sali wszedł mój lekarz. Był to John Lestrade, leczył mnie za każdym razem, gdy zjawiałem się w szpitalu. W dłoniach mężczyzna trzymał jakąś teczkę.
-Bardzo przepraszam, że wam przeszkadzam- zaczął.
-Nic nie szkodzi, właśnie wychodzę- przerwał mu Leto i ruszył w kierunku wyjścia.
-Jared, dlaczego jej tu nie ma? Jared?- krzyknąłem za nim.
-Zostaw sobie zdjęcia, jeśli chcesz- wymruczał i wyszedł z pokoju. Opadłem z impetem n poduszkę. Byłem wściekły. Zawsze się wymigiwał od odpowiadania na niewygodne dla niego pytania. To było tak bardzo denerwujące. Wypuściłem głośno powietrze.
-Obstawiam, że wasza rozmowa do najprzyjemniejszych nie należała- spostrzegł John, a ja spojrzałem na niego z irytacją. Zjawił się pan zbawca po tygodniu.
-Tak jakby- przytaknąłem. Doktor podszedł bliżej mnie i zaczął sprawdzać moje parametry życiowe.
-Wiesz w końcu Jade to jego oczko w głowie.
-Więc plotki już krążą?- wtrąciłem niegrzecznie. On przewrócił oczami.
-Nie marudź. Nie przyszedłem tu mówić ci jak ci tyłek obrabiają, co właśnie przez przypadek zrobiłem, tylko spytać cię jak się czujesz?- odparł.
Po tygodniu przyszedł zapytać tylko o to? Poczułem jak wzrasta we mnie frustracja. Jak zwykle, każdy się mną bardzo przejmował.
-Nawet nieźle- burknąłem.
-A jak noga i ramię?- dopytał.
-Nie bolą, ale obstawiam, że to, dlatego, że podajecie mi morfinę- odpowiedziałem. Lestrade przypatrzył się podejrzliwie dozownikowi leku. Po chwili głośno westchnął.
-Zwiększyłeś sobie dawkę- mruknął i od razu ją zmniejszył. Przewróciłem oczami.
-Bo te idiotki, miały gdzieś, że nie mogłem spać z bólu. Nie pozostawiły mi wyboru- wytłumaczyłem się, ale on jak zwykle był mną rozczarowany.
-Nie bolało cię. Nie mogłeś wytrzymać- powiedział. Rozszerzyłem oczy.
-Czy ty mi coś sugerujesz?- zapytałem z wściekłością w głosie.
-Tak. Jeśli organizmowi czegoś brakuje stara się to zastąpić czymś innym.
-Bolało mnie!- krzyknąłem, bo nie chciałem go dalej słuchać.
-Zamknij się! Nie bolało cię. Wyniki mówią same za siebie. Masz podwyższaną ilość gamma-glutamylo transferazu, obniżony poziom magnezu i witaminy B12. W dodatku objętość czerwonych krwinek ci zmalała. Porównałem twoje wszystkie badania i teraz jest najgorzej!
-Tak? A wyjaśnisz mi, co to wszystko oznacza? Bo sorry, ale nie mam bladego pojęcia- powiedziałem, udając, że nie wiem, o co chodzi. Jednak rozumiałem, do czego zmierzała tamta rozmowa.
-Takie badania wychodzą u ludzi pijących bardzo często alkohol. A miałem nadzieję, że chociaż ty się nie stoczysz. Że ty nie będziesz chlać, ale jak zwykle się pomyliłem.
-Nie piję- starałem się usprawiedliwiać, ale on miał rację
-Pijesz. Masz z tym problem. Jednak zrobisz, co będziesz uważał. Znasz psychologów, więc wybór pozostawiam tobie- powiedział tak po prostu. Przekazał mi to, że podejrzewa u mnie alkoholizm jakby mi mówił, jaka jest pogoda. Byłem tym zdołowany.
Nie potrafiłem uwierzyć w to, co mi powiedział. Tak bardzo nie chciałem mu wierzyć. To nie mogła być prawda. Bałem się tego. Nie mogłem znaleźć się wtedy na dnie. Kiedy pojawiła się Jade, musiałem być dla niej perfekcyjny. Nie było takiej możliwości, żebym wtedy wszystko spieprzył. Zacząłbym bym pić, tylko wtedy gdyby mnie opuściła, ale przecież, nie miało to szansy się wydarzyć.
-A teraz to, po co tu przyszedłem. Tamto uznaj za przyjacielską radę- odparł jak gdyby nigdy nic.-Ramię jest poharatane. Zostanie ci szalenie seksowna blizna. Jednak z nogą jest już gorzej. Rany były bardzo głębokie, w dodatku było lekkie zakażenie. Nóż przeciął ci drobne nerwy i uszkodził trwale mięśnie. Z taką nogą nie masz szansy wrócić do służby-, gdy to usłyszałem oddech mi przyspieszył. Spojrzałem na mężczyznę z przerażaniem.
-Że, co?- Dopytałem, a mój głos był ledwo słyszalny. Nie wierzyłem w to, co mi powiedział.
-Będziesz już do końca życia utykał, ale nie będziesz potrzebował laski, o to się nie martw. Mięśni nie da się zrekonstruować, bardzo mi przykro.
Miałem już nigdy nie wziąć udziału w żadnej misji. Tomo zabrał mi wszystko. Jak ja go wtedy nienawidziłem. Agencja była całym moim życiem. Nie mogli mi tego wtedy zabrać. Poczułem się jakby stracił coś bardzo ważnego. Nie mogłem normalnie myśleć.
-Życie jest popierdolone- wymruczałem. John pokiwał twierdząco głową.
-Jednak mam też dobre wieści. Nie masz żadnego weneryka- odparł z lekkim entuzjazmem. Myślałem, że go zabiję,
-Nawet w takich momentach się zakładacie?- zapytałem z ironią.
-Ja wierzyłem w ciebie od samego początku- powiedział mężczyzna. Nawet nie zauważyłem, kiedy wyszedł. Byłem kompletnie zdołowany. Zawsze wszystko, co najgorsze przydarza się mnie.
_________________________________________________________________________________
Wybaczcie nam, ale przez jakiś czas nie będzie rysunków :(
Weny do rysownika musi wrócić ;)